Название | Kobiety z Ravensbrück |
---|---|
Автор произведения | Sarah Helm |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380972926 |
Właśnie zamówiłem rozmowę telefoniczną, zastanawiam się: jak długo przyjdzie czekać? Opowiem ci wszystko przez telefon, ale gwoli uzupełnienia piszę też ten list. Na obiad zamówiłem pieczoną dziczyznę, ale teraz wypiję toast za ciebie. Na zdrowie! Straszna dziś mgła, nic nie widać na 100 metrów. Angole nie będą mogli atakować w taką pogodę134.
Opisuje, jak mu minął dzień, zaczynając od Berlina przy Tiergartenstrasse 4, gdzie zjadł śniadanie z przełożonymi, w tym lekarzami Paulem Nitschem i Wernerem Heydem, „którzy zachowywali się bardzo, bardzo przyjaźnie” i „przesyłają ci pozdrowienia”. Nitsche i Heyde poinstruowali też Menneckego w kwestii przyszłych planów. Dowiedział się, że z Ravensbrück pojedzie do Buchenwaldu, a potem do męskiego obozu koncentracyjnego na wschodzie, Gross-Rosen. „Zajmie to panu około czternastu dni, ponieważ w KZ można załatwić 70–80 dziennie”, mówi Evie, odnosząc się do niezwykłego tempa wybierania ofiar do zagazowania w obozach w porównaniu ze szpitalami i zakładami dla obłąkanych, gdzie pracował wcześniej.
Mennecke wyruszył do pracy w Ravensbrück. Przed podróżą pociągiem zjadł smażoną kiełbasę, „50 gramów mięsa” (odniesienie do kartek na mięso) z ziemniakami i kapustą. W Fürstenbergu najpierw udał się do hotelu, potem do obozu.
Przy głównej bramie Mennecke został przedstawiony Koegelowi, który mu powiedział, że ma do zbadania tylko 259 więźniarek, co oznaczało „pracę dla dwóch ludzi zaledwie na dwa dni”; do Menneckego miał dołączyć jego współpracownik, Curt Schmalenbach, chociaż Menneckego irytowała ta perspektywa – „Poradziłbym sobie z tym sam”. Mennecke mówi Evie, że jeśli skończy do soboty, pojedzie prosto do Weimaru, czyli Buchenwaldu. „Tam będzie chyba więcej pracy – pisze, mając na myśli większą liczbę więźniów – więc będziemy badać we trzech”.
„Wypiłem kawę z Adju [adiutantem] – w kantynie oficerskiej – i omówiliśmy grafik pracy [selekcji], zamówiłem piwo”. Koegel zalecił Menneckemu zmianę hotelu z powodu robactwa i przeniesienie się do lepszego, chociaż w pobliskiej knajpie „przebywa wielu odrażających żołnierzy”.
Kończąc list – najwyraźniej w tym momencie odbyła się zamówiona rozmowa – Mennecke wspomina o ofensywie na Wschodzie: „Liczymy na szybki postęp. Tutejsi ludzie uważają, że wojna skończy się do następnego lata. Miejmy nadzieję. Połóż się już do łóżka i śnij słodko. Gorące całusy, wiele, wiele, wiele całusów od wiernego Fritza Pa”.
21 listopada w czwartek wypadł pierwszy dzień pracy Menneckego w Ravensbrück. Przekazuje Evie te same obsesyjne szczegóły, gdy dorzuca bieżący komentarz: „Siadam do obiadu, jest zupa z soczewicy z bekonem i omlet na deser”. Z tego listu dowiadujemy się nieco więcej o jego pracy. Spotkał się z lekarzem SS Sonntagiem i sturmbannführerem SS Koegelem, a podczas spotkania „stało się jasne, że liczbę ludzi, o których mowa [czyli wyznaczonych do zabicia], trzeba powiększyć o kolejnych 60 czy 70”. Sonntag najwyraźniej zbyt wąsko zinterpretował kategorię „darmozjadów” i błąd ten teraz Mennecke naprawiał, zwiększając liczbę, co stanowiło pewną niedogodność – musiał zostać do poniedziałku.
Mimo tego Mennecke jest zadowolony z sytuacji, prace przebiegają „płynnie” – nie tylko dlatego, że nie musi zbyt wiele robić. Sonntag przyprowadza mu „klientki” i krótko opisuje ich zachowanie, więc „praca idzie płynnie”. Musi tylko wypełnić rubryki w formularzu: „Nagłówki rubryk są już wpisane, więc notuję jedynie diagnozę, najważniejsze symptomy itd.”. I Mennecke mówi z zadowoleniem, że po rozmowie z doktorem Heydem w Berlinie pozbył się Schmalenbacha, który nie przyjedzie wcale.
Po obiedzie poszedł na przyjemny spacer z Koegelem i Sonntagiem – „zwiedzamy obory z bydłem” – a później zjadł w kantynie oficerskiej kolację z Sonntagiem, na którą podano trzy rodzaje kiełbasek. Przed pójściem spać pisze: „Pójdę teraz na mały spacer, wyślę ten list, żeby dotarł dziś w nocy. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku, jako i u mnie. Czuję się wspaniale. Przyjmij kolejną porcję gorących całusów od panicza i uściski od wiernego Fritza Pa”.
Mijają dni, a listy Menneckego mnożą się wraz z coraz dokładniejszymi informacjami o posiłkach, hulankach, kartkach żywnościowych, rezerwacjach podróżnych, pokojach hotelowych, czarnorynkowych transakcjach i innych drobiazgach, pomieszanymi z opisami podpisywania wyroków śmierci na kobiety. Powodem tego zalewu szczegółów mogło być poczucie historycznej misji. W niektórych listach pojawiał się zwrot „Ten, kto pisze, żyje” albo „Będą one [listy] świadectwem tych najwspanialszych czasów ze wszystkich”. Listy z pewnością pokazują, z jaką łatwością potrafił wymazać obozowe tło z pola widzenia: po dwóch latach odhaczania upoważnienia do „zagłady z litości” Mennecke tak przywykł do własnego okrucieństwa, że już nawet nie musiał oglądać „klientów”.
Czasem nazywał więźniarki „towarem”. Z całą pewnością nigdy nie odnosił się do nich jak do kobiet. Wiadomo, że potrafił obrzucać kobiety obelgami, gdyż w jednym z listów nazywa szwagierkę bolszewiczką, ponieważ „chleje i się łajdaczy”, ale „klientki” nie wywoływały takiej reakcji, a kiedy wpisywał ich dane w formularze, stawały się zwykłymi „kartkami”, które trzeba na czas odesłać do Berlina. Ani też Eva nie wykazywała zainteresowania „klientkami”. W odpowiedziach do swojego „drogiego Fritza Pa” Eva pyta, „czy dużo dziś pracowałeś” albo „kiedy uda ci się to skończyć?”, i opowiada o własnych posiłkach oraz myszy na piętrze.
Chociaż Mennecke ledwo zwracał uwagę na „klientki”, „klientki” uważnie obserwowały Menneckego. Wieczorem po przyjeździe psychiatry Emmy Handke z rewiru miała dostarczyć dokumenty wszystkich pacjentek. „Musiałyśmy przekazać akta osobowe wszystkich Żydówek, zawodowych przestępczyń, nieuleczalnie chorych i tych z syfilisem”135. Przez następnych kilka dni kobiety te zabierano grupami do łaźni, gdzie doktor Mennecke siedział z piórem za stołem, na którym piętrzyły się formularze; za nim stał doktor Sonntag.
Każda kobieta musiała się rozebrać i przejść przed nim nago. Emmy dowiedziała się później, że niektórym z nich zadawał pytania: „Na przykład Żydówce, czy jest mężatką i czy ma z tego związku dzieci i tak dalej”. Inna sekretarka z kancelarii, Maria Adamska, słyszała, że kobiety musiały paradować nago przed komisją w odległości około 7 metrów. To nie było prawdziwe badanie lekarskie.
Według Emmy pierwszą grupę stanowiły kobiety z syfilisem i prostytutki. Inne twierdziły, że jako pierwsze poszły Żydówki z wadami genetycznymi i nieuleczalnie chore. Wszystkie zgadzały się, że wezwane na początku kobiety znajdowały się na listach Sonntaga.
Wkrótce zapanowała nowa trwoga: więźniarki zauważyły, że wzywają kobiety nie tylko z list Sonntaga. Zdrowe mieszkanki bloku żydowskiego, między innymi Käthe Leichter i Olga Benario, musiały przejść przed komisją. Sonntag nigdy nie okazywał zainteresowania zdrowymi. Käthe zameldowała Rosie Jochmann:
Powiedziała, że wiele Żydówek z bloku 11. musiało stanąć nago wzdłuż pięćsetmetrowej linii przed lekarzami. Ale lekarze na nie wcale nie patrzyli. Jeden z nich podszedł do Käthe i spytał: „Frau doktor Leichter, jakie ma pani wykształcenie?”, a ona odparła: „Filozofia i ekonomia polityczna”. Na to lekarz rzekł: „Filozofia się pani przyda”.
Potem przyszła kolej na badaczki Pisma Świętego. Niektóre zabrano do łaźni prosto z kozła, gdzie dostały bicie. Komisja zbadała kobiety z obozowego szpitala podejrzane o choroby płuc; lekarze z Berlina powiedzieli im, że kierują je „na dalsze leczenie”. Ku przerażeniu komunistek przed komisję wezwano Lotte Henschel, Tilde Klose i Linę Bertram – trzy towarzyszki, którym obiecano uwolnienie z powodu gruźlicy. Każdej chorej groziło ryzyko selekcji.
Clara