Kobiety z Ravensbrück. Sarah Helm

Читать онлайн.
Название Kobiety z Ravensbrück
Автор произведения Sarah Helm
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788380972926



Скачать книгу

wysoką pozycją, jaką lekarze cieszyli się w nowej rasowej wojnie Hitlera. Szybko zapisał się do NSDAP i razem z setkami innych studentów medycyny zaciągnął się do SS. Niemieccy lekarze, którzy zgłosili się do SS, stanowili największy odsetek wśród przedstawicieli wszystkich profesji.

      W połowie lat trzydziestych narodowosocjalistyczna etyka rasowych czystek stanowiła rdzeń medycznego programu nauczania. Nazistowscy lekarze mieli leczyć „całą” niemiecką rasę, a nie skupiać się na jednostkach. I dla poprawienia zdrowia publicznego od lekarzy wymagano eliminacji rasowych podludzi lub osobników nieczystych genetycznie, co miało umożliwić oczyszczenie się i rozkwit niemieckiej puli genowej.

      Jedną z anomalii nazistowskiego systemu był fakt, że obozy koncentracyjne w ogóle potrzebowały takiej instytucji, jak szpital. Wszystko, co dotyczyło obozów, wydawało się zaprojektowane w celu szkodzenia zdrowiu więźniów i ostatecznego uśmiercenia ich w ten czy inny sposób, ale na pewno nie leczenia. A jednak, jeśli istniało założenie, że młode więźniarki mają być wykorzystywane do pracy niewolniczej, leczenie ich z drobnych chorób miało sens. Ponadto nazistów przerażały choroby zakaźne szerzące się wśród stłoczonych, niedożywionych więźniów i bali się, że rozprzestrzenią się one na całą ludność. Dlatego jedną z funkcji szpitali było stworzenie metody zapobiegania zabójczym zarazom.

      Kiedy Sonntag zaczął pracować w Ravensbrück, rewir wciąż jeszcze wykazywał podobieństwa do normalnego szpitala. Lecznica mieściła się w zwykłych barakach i miała sześćdziesiąt łóżek dla najciężej chorych. Personel mierzył im temperaturę i wszystkie chore z gorączką poniżej 39 stopni wracały do pracy. Na oddziale znajdowała się w pełni wyposażona sala operacyjna, jak również apteczka, rentgen i laboratorium. Przestrzegano zasad higieny, regularnie zmieniano pościel. Funkcjonowała „przychodnia”, w której teoretycznie każda więźniarka mogła uzyskać poradę lekarza, gdy odstała swoje w kolejce. Dwie lekarki, doktor Jansen i doktor Gerda Weyand, kształciły się w zacnych szkołach medycznych. Pod ich kierunkiem pracowała wykwalifikowana pielęgniarka Lisbeth Krzok, „siostra Lisa”, oraz kilka innych Schwestern, które nosiły brązowe mundury związku pielęgniarek Rzeszy.

      Jednak nie było nic normalnego w szerokim wachlarzu ran i schorzeń kobiet ustawiających się co rano piątkami pod wejściem do szpitala; uskarżały się one na pogryzienia przez psy, rany cięte od bicia i odmrożenia. Nic normalnego nie było również w sposobie, w jaki siostra Lisa, nazywana w szpitalu „Straszydłem”, wrzeszczała na więźniarki, żeby je uciszyć, zrywała z nich ubrania i biła, gdy stały w kolejce. Doktor Jansen godzinami siedziała nad kubkiem z kawą i plotkowała, aż skończyły się godziny dyżuru i pacjentki odchodziły z kwitkiem. Ale druga lekarka, Gerda Weyand, okazywała więźniarkom więcej cierpliwości, była bardziej ludzka. Pytała je o objawy, badała i nigdy nie biła ani nie wyzywała.

      Sama obecność personelu więźniarskiego nadawała rewirowi pewną atmosferę normalności. Jak w całym obozie, także i tutaj werbowano więźniarki do pomocy, a z czasem to one prowadziły faktycznie administrację rewiru. Przy stoliku w korytarzu siedziały więźniarki pielęgniarki z bandażami, maściami i lekami. Ze wszystkich sił starały się uporać z tłoczącymi się więźniarkami i ich bąblami, egzemą i ranami. Lekarka więźniarka Doris Maase, która nocowała w szpitalu, reagowała na krzyki jeszcze długo po tym, jak wszyscy sobie poszli.

      W archiwum siedziała kobieta z gęstymi rudymi włosami i jasnymi oczami. Za nią na ścianie wisiało zdjęcie słonecznika wycięte z czasopisma, które zostawił lekarz SS. Milena Jesenská, dziennikarka, przyjechała niedawno z Pragi, a kiedyś była kochanką Franza Kafki. Teraz zajmowała się spisywaniem wyników wymazów pobieranych od aspołecznych więźniarek w ramach programu testowego Sonntaga. Była tu też Erika Buchmann, wysoka, niebieskooka blondynka. Dawna sekretarka posła komunistów do Reichstagu pracowała teraz w sekretariacie rewiru i przepisywała na maszynie długie listy chorych dostarczane co rano przez blokowe.

      Kobiety te – Maase, Buchmann, Jesenská – musiały zachować czystość, by pracować w szpitalu, więc mieszkały w uprzywilejowanym bloku i mogły zmieniać ubranie częściej niż zwykłe więźniarki. Podobnie jak pozostały personel więźniarski nosiły specjalne opaski na ramieniu – w przypadku pracowników rewiru żółte – co pozwalało im swobodniej poruszać się po obozie. Ta swoboda i możliwość pomagania niektórym więźniarkom pozwalała im poczuć odrobinę normalności. Jednak po przybyciu doktora Sonntaga nic już nie mogło być normalne.

      Pierwszego dnia patrzyły, jak szedł wzdłuż kolejki oczekujących kobiet i kopał najsłabsze albo walił szpicrutą, aż płakały z bólu. Jednej kazał się rozebrać i kopnął ją w brzuch. Jednak bardziej niż brutalność przerażał je uśmieszek na jego twarzy.

      Po wojnie Erika w zeznaniach opisywała wszelkie możliwe okrucieństwa popełniane w Ravensbrück, ale żadnego nie zapamiętała tak wyraziście, jak sposobu, w jaki Sonntag potraktował wycieńczoną kobietę, która zimą 1940 roku zgłosiła się do niego z odmrożeniem.

      Stał przed kobietą z bambusowym kijem w rękach. Uderzył ją nim w rany wywołane przez odmrożenie. Uderzeniem rozerwał bandaże, które wówczas wykonywano już z papieru. Gmerał końcówką kija w otwartych, krwawiących, zaropiałych ranach. Sprawiało mu to ogromną przyjemność.

      Sonntaga najbardziej cieszyła każda szansa wydania opinii, że kobieta wytrzyma karę cielesną. Do obowiązków obozowego lekarza należała ocena, czy więźniarka skazana na 25 uderzeń na koźle jest dość silna fizycznie, by przeżyć bicie. Regulamin stwierdzał, że kobiety z wysoką temperaturą lub ciężko chore w ogóle nie powinny być bite, lecz Sonntag zawsze wysyłał je na kozioł. Zarządzał przerwę w chłoście tylko w przypadku, gdy kobieta traciła przytomność; wtedy sprawdzał jej puls, a gdy go na powrót wyczuwał, kazał wznawiać wykonywanie kary. Zawsze kiedy wychodził z celi, gdzie odbywało się bicie, był w szczególnie dobrym nastroju.

      Nie chodziło tylko o to, że Sonntag lubował się zadawaniem cierpienia więźniarkom; wyraźnie się nimi brzydził. Nienawidził ich, a chwilami zdawało się nawet, że się ich bał; pilnował, żeby pacjentki trzymano od niego z daleka, co tłumaczy dlaczego – o ile w ogóle je badał – robił to kijem. Jednak wśród obrazów sadyzmu przewijały się też inne wspomnienia, pokazujące go jako postać groteskową i śmieszną. Był rozpustnikiem i złodziejem – wykradał jedzenie z więźniarskich paczek żywnościowych – lubił przechadzać się i pokazywać ze swoim kijem. Często widywano go, jak pijany błąkał się po obozie.