Название | Kobiety z Ravensbrück |
---|---|
Автор произведения | Sarah Helm |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380972926 |
Późnym rankiem wysiadły z pociągu na stacji w Fürstenbergu. Psy warczały, gdy kobiety pakowały się do ciężarówek, które zawiozły je do Ravensbrück. Grete z fascynacją i przerażeniem patrzyła na obóz, który od razu skojarzył jej się z Karagandą. Wysokie ogrodzenie z drutu, wartownicy, krzyki – Rosjanie krzyczeli: Dawaj, dawaj!, a Niemcy: Raus, raus! – wszystko wyglądało znajomo. Ale przy bliższym poznaniu ujawniły się pewne różnice.
Obóz nazistowski był mniejszy. W chwili przyjazdu Grete w obozie przebywało około 4 tysięcy kobiet; w samej Karagandzie przetrzymywano 35 tysięcy osób. Syberia zawsze kojarzyła jej się z zimą, porą roku, w której ją opuściła – ogromny, szary, zamarznięty obóz, gdzie armie więźniów, w większości mężczyzn, trudziły się na stepie pod stalowoszarym niebem.
Kiedy Grete dotarła do Ravensbrück, był początek sierpnia i w obozie panowało późne lato; za bramami przejrzyste wody Schwedtsee obmywały trzciny kołysane ciepłym letnim wiatrem. W środku, ku swemu zdumieniu, zobaczyła grządki jasnoczerwonych kwiatów; za nimi, wzdłuż uliczki, stało szesnaście pomalowanych drewnianych baraków, a za każdym z nich rosło młode drzewko.
Alejki przy bramie wysypane były piaskiem, świeżo zagrabionym w wyszukane wzory. Na lewo, koło wieży strażniczej, mieściła się ptaszarnia. Przechadzały się tam pawie i skrzeczały papugi. W Karagandzie nie było kwiatów ani zielonej trawy, ale mimo tego to miejsce wydawało się upiorne, a przez kilka chwil panowała tu kompletna cisza.
Wrzaski i okrzyki rozległy się znowu, gdy obok przechodziła kolumna kobiet, i Grete po raz pierwszy zobaczyła więźniarki: nie powłóczące nogami sylwetki – mężczyzn pomieszanych z kobietami – z gułagu, lecz kobiety w równych szeregach, każdą w czystej białej chustce na głowie, w pasiastych sukienkach i granatowych fartuchach. „Lewa, prawa. Lewa, prawa. Głowy do góry. Ręce wzdłuż boków. Równo w szeregu”. Beznamiętne twarze. Wszystkie wyglądały identycznie. Zawyły syreny. Kobiety maszerowały teraz kolumnami po pięć w szeregu ze wszystkich stron. Niektóre na ramionach dźwigały łopaty, a co było dla niej najdziwniejsze, śpiewały „głupie marszowe piosenki”. Wszystko wyglądało tu bardzo po prusku, a Grete znała pruski styl, ponieważ wychowała się w Poczdamie.
Im dalej, tym więcej dostrzegała „pruskiej akuratności”. Pisarki zarejestrowały nowo przybyłe, ostemplowały teczki, sprawdziły akta, potem jeszcze raz sprawdziły. Niektóre kobiety wykrzykujące rozkazy nosiły takie same pasiaste ubrania i najwyraźniej same były więźniarkami. Także w gułagu więźniowie wykonywali większość prac. Grete przywykła widywać Rosjan w tych rolach – nazywano ich „brygadzistami” i zwykle byli to mężczyźni. Widok kobiet, w dodatku Niemek, w funkcji „brygadzistek”, czym „niektóre wyraźnie się delektowały”, ją zaszokował.
Również kobieta, która sprawdziła teraz głowę i włosy łonowe Grete na obecność wszy, była więźniarką, badaczką Pisma Świętego. Metodycznie przeszukiwała włosy, wywijała nożyczkami, ale nic nie znalazła i Grete ominęło golenie. Kobiety towarzyszące przy prysznicach nosiły białe fartuchy i też były więźniarkami.
W obozie radzieckim więźniów dzielono na politycznych i kryminalnych. Tutaj istniało wiele kategorii, jak zorientowała się Grete, kiedy zobaczyła małe kolorowe trójkąty. Jako „polityczna” dostała czerwony trójkąt i numer 4208.
Po prysznicu Grete stanęła przed lekarzem obozowym, który smagał szpicrutą swoje buty z cielęcej skóry. Doktor Sonntag, świeży nabytek, wywołał Grete z szeregu:
– Czemu tu jesteś? – spytał.
– Za politykę – odparła.
– Bolszewicka jędza – burknął. – Wracać do szeregu.
Wkrótce Grete nosiła strój taki sam, jak maszerujące więźniarki: pasiasta sukienka, niebieski fartuch, biała chustka. Latem nie przysługiwały buty, więc jej grupa szła boso po ostrym żwirze do bloku kwarantanny. Z pozostałymi pięćdziesięcioma nowo przybyłymi Grete czekała na zewnątrz, pocierając podeszwami stóp ziemię, żeby odgarnąć ostre kamienie.
Za barakami zobaczyła wysoki obozowy mur obwiedziony pięcioma rzędami drutu kolczastego. Południowe słońce oświetliło czarne tablice z namalowanymi na żółto czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami. Wcześniej tego dnia, jak słyszała, jakaś Cyganka wbiegła na druty. „Później zobaczysz, gdzie to było. Kiedy ściągali ciało, jej oderwane palce zostały na drutach”.
Gardłowy głos wykrzykiwał nazwiska z akcentem, który Grete rozpoznała jako szwabski. Kobietą była blokowa, więźniarka polityczna z czerwonym „winklem” oraz zieloną opaską na ramieniu. Grete uznała ją za odpychającą, ktoś powiedział, że nazywa się Minna Rupp.
Wewnątrz bloku rzędy kobiet robiły na drutach szare skarpety. Ponieważ rosła liczba nowych więźniarek, nowo przybyłe przetrzymywano osobno, dopóki nie zakończył się proces rejestracji; czekając, robiły skarpety dla żołnierzy. Barak „wydawał się jak pałac” w porównaniu z glinianymi lepiankami z gułagu. Grete musiała skorzystać z toalety; okazało się, że są tutaj normalne ubikacje i umywalki, podobnie jak meble – stołki, stoły i szafki. Nowe dostały zestaw naczyń – kubek, łyżkę i miskę – oraz dwa wełniane koce, białe prześcieradło i długą koszulę nocną w biało-niebieskie pasy. Poznały zasady dotyczące mycia, jedzenia i ścielenia łóżka.
Później Grete dowiedziała się od innych więźniarek o wielu, wielu innych zasadach wprowadzonych przez Minnę Rupp. Rupp traktowała zadrapanie na menażce jako sabotaż i zgłaszała to jako przestępstwo, za które groziło bicie lub bunkier. Kobiety nie mogły uśmiechać się do siebie, podawać rąk – te występki blokowa karała stójką na zewnątrz.
Blokowa sprawdzała nawet bieliznę kobiet, na wypadek gdyby próbowały upychać sobie papier dla zachowania ciepła. Nocą nie wolno było chodzić do toalety i cały czas musiała panować absolutna cisza. Ale nic nie miało dla Minny Rupp większego znaczenia niż ścielenie łóżka. Fałda na kocu oznaczała całą niedzielę ścielenia łóżka za karę. Powtarzające się uchybienia prowadziły do bloku karnego lub bunkra oraz dwudziestu pięciu batów, a Minna Rupp wiedziała, jaki to koszmar, z własnego doświadczenia, ponieważ sama została zesłana do bloku karnego po kradzieży połowy marchewki. Wymierzono jej również karę cielesną.
Towarzyszki Grete w bloku dla nowo przybyłych były głównie Polkami, przedsiębiorczymi kobietami, w większości nauczycielkami. Przebywały w obozie już od kilku tygodni i nauczyły się, jak sobie radzić. Jedna z nich, nauczycielka muzyki, pokazała Grete trik ze ścieleniem łóżka. Używała deseczki do wyrównywania materaca, dzięki czemu Rupp nie miała się do czego przyczepić. Wszystkie nienawidziły blokowej. Do niedawna tylko aspołeczne i kryminalne obejmowały obozowe funkcje, ale ostatnio doszło do przewrotu, dowiedziała się Grete, i teraz funkcje obejmowały również komunistki, na przykład Rupp.
Mijały dni, Grete unikała komunistek. Prawdopodobnie niektóre znała z dawnych czasów i bała się spotkania z nimi. Podobnie jak inne komunistki, które poznała przed wyjazdem do Rosji, żadna z nich nie chciała słyszeć o tym, co miała do powiedzenia o Stalinie. Nie podobało im się, że Grete przyjechała z Moskwy. Były podejrzliwe.
Po tygodniu doszło do ostatecznej rozgrywki. Grete dziergała skarpetki, kiedy do bloku weszła grupa więźniarek z czerwonymi „łatami” i wywołała ją na zewnątrz. Wśród nich znajdowała się Minna Rupp. Trójka zabrała Grete do pomieszczenia sypialnego, gdzie zwykle w ciągu dnia nie wolno było przebywać więźniarkom, i zaczęły przesłuchanie.
– Aresztowali cię w Moskwie? Za co?
Grete uświadomiła