Название | Kobiety z Ravensbrück |
---|---|
Автор произведения | Sarah Helm |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380972926 |
Dorothea od zawsze mieszkała w lesie pod Fürstenbergiem, uczęszczała do miejscowych szkół i kościołów, bawiła się na leśnych szlakach, ganiała dziki, latem kąpała się w jeziorze, a zimą jeździła na łyżwach po zamarzniętej tafli. Jej rodzina wielokrotnie się przeprowadzała, a w połowie lat trzydziestych osiedliła się w Altglobsow, ubogiej wiosce 5 kilometrów od Ravensbrück, gdzie mieszkańcy ledwo wiązali koniec z końcem, ścinając drzewa lub pracując na roli. Jako nowo przybyłych, rodzinę Binzów uważano za obcych, szczególnie że Walterowi Binzowi jako leśniczemu wiodło się lepiej, no i miał większy dom.
W wieku dziesięciu lat Dorothea z przyjaciółkami wstąpiła do Bund Deutscher Mädel (Związku Niemieckich Dziewcząt), sekcji żeńskiej nazistowskiej młodzieżówki Hitlerjugend. W szkole obowiązywał wówczas nazistowski program nauczania, który uczył dzieci pogardy dla Żydów i piętnowania marginesu społecznego, chociaż istnieją pewne dowody na to, że rodzice Dorothei nie popierali idei Hitlera. Walter Binz nieustannie podpadał pracodawcom, prawdopodobnie dlatego, że nie chciał zapisać się do NSDAP – co należało do obowiązków urzędników rządowych i państwowych. Wiadomo też było, że leśniczy wcześniej stawał przed sądem za nielegalne polowania; był też nałogowym alkoholikiem, podobnie jak jego żona, Rose. Binzowie nie tyle spotykali się z niechęcią, ile sąsiedzi mieli się przed nimi na baczności, często też słyszeli krzyki i wrzaski dochodzące z ich domu. To nie była szczęśliwa rodzina.
Dorothea miała również osobiste przejścia: jako nastolatka zachorowała na gruźlicę, co nie było niczym niezwykłym w wilgotnym klimacie tego nisko położonego obszaru, ale dziewczyna ciężko to przeszła i wiele miesięcy spędziła w szpitalu dla gruźlików, co spowodowało luki w jej wykształceniu i uniemożliwiło zdobycie przydatnych kwalifikacji.
Napiętnowana jako nosicielka gruźlicy, z zakazem wykonywania wielu zawodów, Dorothea po szkole zaczęła pracę jako pomoc kuchenna, więc kiedy pojawiła się możliwość zatrudnienia w charakterze dozorczyni w nowym obozie koncentracyjnym, skwapliwie skorzystała z okazji. Później, po kolejnych awansach, ze śmiechem opowiadała innym nadzorczyniom, że ojciec mówił jej, by nie brała tej pracy, ale ona uznała perspektywę za kuszącą: mieszkać z dala od domu, w wygodnej kwaterze, mieć dobrą pensję i elegancki mundur. Dorothea wpadła też w oko młodym oficerom SS, którzy stacjonowali w pobliskim ośrodku szkoleniowym i wstępowali na drinka do gospody w Altglobsow. Wysoka, szczupła blondynka o okrągłych policzkach i zadartym nosie uważana była za miejscową piękność.
Inne miejscowe dziewczyny również chętnie skorzystały z okazji. Margarete Mewes z Fürstenbergu, matka trójki dzieci, podjęła pracę w tym samym czasie, co Binz, podobnie córka rolnika, Elisabeth Volkenrath.
Gdy wybuchła wojna, cały obozowy personel SS otrzymał wytyczne, by zaostrzyć dyscyplinę. Według Rudolfa Hössa, wówczas oficera w Sachsenhausen, w tym samym dniu, gdy siły niemieckie wkroczyły do Polski, sam Eicke zwołał cały wyższy rangą personel obozów koncentracyjnych i oświadczył zgromadzonym, że od tej pory każdy rozkaz musi być dla nich „święty i nawet najcięższy i najtrudniejszy musi być bezzwłocznie wykonany”. Höss wspominał, że Ecke powiedział też, że „twarde prawa wojny mają swoje wymagania”. Odtąd zadaniem obozowego personelu SS jest „ochrona państwa Adolfa Hitlera – przede wszystkim wewnątrz kraju – przed wszelkimi niebezpieczeństwami” – czyli poskramianie osób zamkniętych w obozach jest równie ważne dla przyszłości Rzeszy, jak walka na froncie.
„On, Eicke, żąda, aby wszyscy dowódcy wychowywali pełniących służbę w obozach żołnierzy formacji zapasowych w duchu nieubłaganej surowości w stosunku do więźniów […]. Tylko SS może uchronić państwo narodowosocjalistyczne przed wszelkimi wewnętrznymi niebezpieczeństwami. Wszelkim innym organizacjom brakuje niezbędnej do tego surowości”64.
Koegel dobrze zrozumiał wytyczne Eickego. Wrogowie w Ravensbrück – 1 września 1939 roku 1607 kobiet – nie byli liczni, ale Koegel okazał zaleconą bezwzględność każdemu z nich. Z dnia na dzień ich szeregi rosły. 16 września przyjechała grupa więźniarek politycznych, wśród nich Luise Mauer, kurierka Komunistycznej Partii Niemiec, która ryzykując życie, przewoziła listy przez granicę. Luise miała w sobie niewiele bojowego ducha po tym, jak musiała wiele godzin stać za bramą obozu w ulewnym deszczu, zanim została rozebrana, odwszona i ostrzyżona w „łaźni”, a resztki buntu ulotniły się, kiedy skierowano ją do najbardziej wyczerpującej pracy: wybierania łopatą węgla z dna barek. Wszystkie te „wrześniowe więźniarki” trafiły do specjalnego bloku, by nie skaziły całego obozu swoimi niebezpiecznymi spiskami65.
Jednak po zmiażdżeniu komunistek najbardziej znienawidzoną grupą stały się Polki – pierwsi prawdziwi „wrogowie” z zewnątrz. Po wkroczeniu do Polski niemieckie siły przystąpiły nie tylko do grabienia polskiej ziemi i dobytku, lecz także do wyłapywania i mordowania przedstawicieli elit, w tym ogromnej liczby nauczycielek, członkiń związków, ziemianek, działaczek społecznych, żon oficerów i dziennikarek.
Te „Słowianki” były tak „brudne”, że kiedy przekroczyły bramy Ravensbrück, zostały brutalnie „odszorowane” do czysta, wysłane do bloku karnego i do pracy przy przerzucaniu cegieł, „dopóki ręce im nie spłyną krwią i nie zrobią się szorstkie”, jak to ujęła Maria Moldenhawer, polska arystokratka i instruktorka przysposobienia wojskowego w warszawskich szkołach dla dziewcząt66.
Aby zasiać jeszcze większą nienawiść, obozowe władze rozpowszechniały plotki, że Polki obcinały języki niemieckim żołnierzom albo wsypywały im do herbaty truciznę. Renée Skalska wydłubywała ponoć oczy niemieckim dzieciom, jak opowiadały dozorczynie, chociaż jej jedyną zbrodnią było to, że uczyła historii Polski w poznańskiej szkole.
Jednak pierwszymi „wewnętrznymi wrogami”, które zbuntowały się w Ravensbrück, nie były więźniarki z Polski, lecz najstarszy i najbardziej znienawidzony wróg Koegela: badaczki Pisma Świętego. Te same religijne kobiety, które stawiły opór w Lichtenburgu, teraz odmówiły wykonania jego rozkazu, czyli szycia toreb dla żołnierzy. W obozie powstała szwalnia, gdzie miały wykorzystać swoje umiejętności, ale one zaprotestowały, twierdząc, że praca dla wojska jest wbrew ich pacyfistycznym zasadom. Komendant znów wpadł w szał.
Fakt, że Maxa Koegela nawet teraz do szewskiej pasji doprowadzały nie te „komunistyczne dziwki” czy „słowiańskie robactwo” ani „żydowskie suki”, lecz te religijne „wiedźmy”, wiele mówi o poglądach komendanta. Zastosowano wobec nich każdą groźbę i zadano każdą karę, żeby tylko wyrzekły się wiary, składając podpis we wskazanym miejscu. Aby rozbić ich jedność, władze rozproszyły je po różnych blokach, ale one natychmiast przystąpiły do nawracania innych, więc ponownie umieszczono je razem. W ramach kary na ich blokową komendant wyznaczył znienawidzoną Käthe Knoll, budzącą grozę nosicielkę zielonej „łaty”, która, jak głosiła plotka, zamordowała własną matkę. Jednak formularze nadal leżały niepodpisane w biurze Langefeld.
Sama Langefeld wydawała się nieporuszona; pod pewnymi względami te szanowane gospodynie domowe były wzorowymi więźniarkami, które nie przysparzały jej problemów. Być może właśnie dlatego, że były „wzorowymi niemieckimi paniami domu”, Koegel nie potrafił ich zastraszyć tak jak komunistek, Żydówek, Słowianek i prostytutek – i właśnie to doprowadzało go do furii.
Trudno było zlekceważyć protest badaczek Pisma Świętego, ponieważ jesienią 1939 roku stanowiły ponad połowę kobiet w obozie i Koegel zażądał większych uprawnień, aby je poskromić, oraz większego, mniej prymitywnego budynku więziennego. Teraz,