Stracony. Jane Harper

Читать онлайн.
Название Stracony
Автор произведения Jane Harper
Жанр Современные детективы
Серия
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788381431873



Скачать книгу

Steve’a, który nieznacznie skinął głową.

      – Tak, Bub ma rację. Odwodnienie dość szybko prowadzi do utraty zdrowego rozsądku.

      Długo wpatrywali się w zasypaną dziurę. Ludlow otrząsnął się jako pierwszy.

      – Chciałbym teraz zobaczyć jego samochód.

      Nathan zaproponował, że podwiezie sierżanta, a Bub najwyraźniej nie miał nic przeciwko. Wyglądało na to, że z ulgą został ze Steve’em, który chciał pobrać próbki i umieścić je w lodówce, zanim staną się bezużyteczne.

      Nathan, Ludlow i Xander przeszli przez płot i wsiedli do land cruisera. Przynajmniej ten jeden raz Nathan poczuł się lepiej po swojej stronie. Sprzeczny z naturą widok ciała Camerona leżącego na ziemi, którą kochał, zaburzył w jakiś sposób harmonię tego miejsca.

      Dłonie Nathana na kierownicy lekko zadrżały, kiedy usiłował sobie przypomnieć ostatnie spotkanie z bratem w czerwcu, czy kiedy to tam było. Cam pewnie się uśmiechał, bo to miał w zwyczaju. Nathan rozluźnił ręce, jedną po drugiej. Przed oczami cały czas miał twarz pod tarpem. Zaczynał żałować, że nie odwrócił wzroku. Kiedy zapalił silnik i ruszył, dotarło do niego, że sierżant coś mówił.

      – Proszę?

      – Pytałem, czy ty i twój brat celowo kupiliście ziemię obok siebie.

      – Och. Nie. Posiadłość Burley Downs Station należała do naszego ojca. Ja, Cam i Bub wychowaliśmy się tutaj. Potem ja dostałem część ziemi po tej stronie ogrodzenia. To było z okazji, ach, mojego ślubu. – Widział w lusterku, że Xander wygląda przez okno, udając, że nie słucha. – Czyli jakieś dwadzieścia lat temu. Niedługo później zmarł nasz ojciec i Cameron przejął Burley Downs.

      – Czyli Cameron stał się właścicielem posiadłości?

      – Zarządza nią. I ma większość udziałów.

      – Ach tak?

      – Tak, ale nie ma się czym podniecać. Taki jest obraz sytuacji już od wielu lat. Po śmierci ojca każdemu z nas przypadła trzecia część majątku – wszystko ładnie i sprawiedliwie. Niedługo później odsprzedałem połowę swojej części Camowi. On też zarządza całością. Obmyśla codzienny przydział obowiązków i zajmuje się długoterminowym planowaniem. Do Buba nadal należy jedna trzecia, a do mnie jedna szósta.

      Ludlow zapisał wszystkie informacje.

      – A jak duża jest ta posiadłość w całości?

      – Trzy i pół tysiąca kilometrów kwadratowych, na których pasie się trzy tysiące herefordów.

      – I wasza rodzina dogląda je wszystkie sama?

      W sposobie, w jaki Ludlow mówił, było coś bardzo dziwnego. Dopiero kiedy Nathan otworzył usta, żeby odpowiedzieć, uderzyło go, o co chodzi. Policjant mówił do niego zupełnie normalnie. W jego tonie nie było jawnej ani niejawnej groźby, nie było też zatroskania, z jakim czasem, choć rzadko, Nathan się spotykał. Zastanawiał się, kiedy Steve wtajemniczy go w sytuację. Pewnie w ambulansie podczas drogi powrotnej. Historia świetnie nadawała się do zabicia czasu, i w dodatku nie była to przecież żadna tajemnica. Na ile Nathan się orientował, weszła już do miejscowej ustnej tradycji.

      Ludlow poprawił się na siedzeniu i Nathanowi przypomniało się, że jeszcze mu nie odpowiedział.

      – Jak już mówiłem, kiedy potrzebna jest pomoc, to się kogoś zatrudnia. Robi się to zawsze na potrzeby spędu, ale są firmy kontraktowe, więc po prostu dzwonisz i zamawiasz ekipę. Wszystko teraz załatwia się przy pomocy helikoptera i motorów. Cam zatrudniał pracowników kontraktowych, kiedy potrzebował pomocy przy pracy inżynieryjnej, przy stawianiu płotów i tak dalej. Ale do codziennej pracy wystarczy rodzina. Zwłaszcza w takim spokojnym okresie jak teraz, kiedy masarnie są zamknięte ze względu na święta Bożego Narodzenia.

      – Nie potrzeba nikogo więcej do dojenia tylu krów?

      Nathan zobaczył w lusterku, jak Xander uprzejmie tłumi uśmiech.

      – To są mięsne krowy, nie mleczne.

      – Czyli co? Masz lodówki pełne steków?

      – I mleka z długą datą przydatności do spożycia. Ale nie, w takim gospodarstwie jak nasze jest inaczej niż na farmie. Na tak dużym terenie bydło wypasa się samo, a kiedy nadchodzi odpowiedni czas, jest zaganiane. Pod wieloma względami to są dzikie zwierzęta. Większość z nich od chwili narodzin aż do trafienia do rzeźni prawie w ogóle nie widzi człowieka.

      – A jak duża jest twoja działka?

      – Około siedmiuset kilometrów kwadratowych.

      – Czyli znacznie mniej niż Burley Downs.

      – Tak.

      – Dlaczego?

      Nathan zawahał się. Xander znów wyglądał przez okno.

      – To długa historia. W skrócie, jest to wynik trudnego rozwodu.

      Choć raz Ludlow przyjął to bez dalszych pytań i Nathanowi przeszło przez myśl, że być może nie bez powodu przeniósł się do miejsca oddalonego od Brisbane o tysiąc pięćset kilometrów.

      – Kto jeszcze mieszka w twoim gospodarstwie? – zapytał sierżant po chwili.

      Nathan nie odpowiedział od razu.

      – Na stałe nikt. Mieszkam sam.

      Ludlow aż obrócił głowę i spojrzał na niego ze zdumieniem.

      – Zupełnie sam?

      – No tak. Jednoosobowa operacja. Oczywiście, są też pracownicy, kiedy ich potrzebuję. – I kiedy są na nich pieniądze.

      Sierżant gapił się na niego teraz otwarcie.

      – Sam na siedmiuset kilometrach kwadratowych? A ile masz bydła?

      – Jakieś pięćset czy sześćset sztuk?

      – Chryste, to naprawdę dużo.

      Nathan milczał przez chwilę. Z jednej strony była to prawda, z drugiej nie do końca. Tyle zwierząt wystarczyło, aby zamienić jego nędzny skrawek ziemi w piaszczystą pustynię. Nie wystarczyło natomiast, żeby wyszedł choćby na zero.

      – Ale – Ludlow spojrzał na rozciągający się przed nimi bezkresny horyzont – samotność ci nie doskwiera?

      – Nie. – Kolejne szybkie spojrzenie w lusterko na syna. Xander słuchał ich teraz bardzo uważnie. – Nie, ani trochę. To mi nie przeszkadza. A dopóki jest woda, bydło radzi sobie bez mojej pomocy.

      – Ale przecież nie całkiem.

      – Nie, oczywiście, że nie, ale w ostatnich kilku latach poszczęściło się nam z Grenville – odparł Nathan, zadowolony ze zmiany tematu.

      – To jest rzeka?

      – Tak. Zbiera wszystkie składniki odżywcze z deszczówki, więc kiedy wylewa, użyźnia grunt. W zeszłym roku wylała, kilka lat temu też.

      Ludlow zmrużył oczy przed słońcem.

      – Ile musi padać, żeby rzeka tutaj wezbrała?

      – Tutaj powodzie są bez deszczu – odpowiedział Xander z tylnego siedzenia i sierżant obrócił się do niego.

      – Naprawdę?

      Nathan pokiwał głową. Mimo że oglądał je od czterdziestu dwóch lat, nadal było to dla niego zdumiewające zjawisko. Poziom wody w rzece podnosił się i woda wylewała pod bezchmurnym, nieskazitelnie niebieskim niebem. A wszystko to za sprawą deszczu, który spadł wiele dni wcześniej tysiące kilometrów na północ. Wskazał za okno.

      – Kiedy jest powódź, większość z tego, co widzisz, znajduje się pod wodą.