Название | Stracony |
---|---|
Автор произведения | Jane Harper |
Жанр | Современные детективы |
Серия | |
Издательство | Современные детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788381431873 |
– No dobra – odparł. – Przepraszam, stary, to nic osobistego, ale…
– Rozumiem – powiedział sierżant. – Ale obawiam się, że albo ja, albo nikt.
Nastała chwila niezręcznej ciszy, podczas której Nathan ważył swój wybór.
– Oczywiście zrobię, co w mojej mocy, dla twojego brata – dodał Ludlow.
Nagle Nathan poczuł się jak ostatni dupek.
– Jasne, oczywiście. Dzięki, że w ogóle chciało ci się tutaj przyjechać. – Nathan dostrzegł cień ulgi na twarzy młodego policjanta i poczuł się jeszcze gorzej. Przedstawił wszystkich sobie jak należy, a następnie sierżant wyciągnął aparat fotograficzny ze swojej torby.
– Teraz… – Ludlow wskazał na obiektyw i na grób, więc odsunęli się, a on zaczął robić zdjęcia tarpu i otoczenia z każdej strony i pod różnymi kątami. W końcu, kiedy jego spodnie i koszula całe pokryły się rdzawym kurzem, wstał z kolan. – Jest twój – powiedział do Steve’a.
Sanitariusz przykucnął i odchylił tarp, w taki sposób, że Nathan nie mógł dostrzec nic pod spodem. Poczuł przypływ wdzięczności. Bub odszedł na bok i schronił się w cieniu swojego samochodu, a sierżant, mrużąc oczy, przeglądał zdjęcia na ekranie aparatu.
Nathan i Xander stali obok siebie i przyglądali się pracy sanitariusza. Camowi by się to nie spodobało, pomyślał jego starszy brat, nigdy nie był ze Steve’em w dobrych stosunkach. Jakby wyczuwając, że Nathan o nim myśli, Steve go zagadnął:
– Co u ciebie w ogóle słychać, stary?
– Okej.
– Tak? Wszystko dobrze? Pomijając tę sytuację, oczywiście. – Ton głosu Steve’a był przyjazny, ale pobrzmiewała w nim też zawodowa nuta. To było pytanie, a nie zwyczajne uprzejmości.
– Tak, wszystko w porządku. To Bub siedział tutaj całą noc.
– Wiem. Po prostu nie widziałem cię od dłuższego czasu. – Wywiad trwał nadal. – Nie przyszedłeś na wizytę w klinice.
– Ale zadzwoniłem.
– Chodziło jednak o to, żebyś przyszedł.
– Przykro mi. – Nathan wzruszył ramionami. – Miałem robotę.
– Ale dobrze się czujesz?
– Tak. Już to powiedziałem. – Nathan posłał Steve’owi znaczące spojrzenie. Nie przy moim synu. Było już jednak za późno. Xander przyglądał się mu uważnie i z niepokojem. Po dłuższym czasie Steve otrzepał dłonie i przysiadł na piętach.
– No cóż. – Gestem ręki przywołał sierżanta i Buba. – Wczoraj rozmawiałem z pilotem i nie ma tu żadnych niespodzianek. Moim zdaniem to odwodnienie. Musimy posłać ciało na sekcję do St Helens, żeby mieć pewność, ale wszystkie symptomy są widoczne gołym okiem. – Steve spojrzał na Nathana i Buba. – Co on tutaj robił?
– Nie jesteśmy pewni – odparł starszy z braci.
Sierżant przeglądał swój notes.
– Czyli, hm… – Spojrzał na Buba. – Mieliście się spotkać w środę, czy tak?
– Tak.
Sierżant czekał, jego poparzona skóra z każdą chwilą stawała się coraz czerwieńsza.
– Możesz mi powiedzieć coś więcej?
Bub wyglądał na zaskoczonego tym obrotem sprawy, ale dzięki dużej liczbie pytań pomocniczych udało mu się raz jeszcze powtórzyć to, co wcześniej opowiedział Nathanowi. Niemniej jednak historia relacjonowana kolejny raz uległa pewnemu zniekształceniu i Nathan chwilami nie mógł się w niej połapać. Sierżant Ludlow zaciekle pisał w swoim notatniku długo po tym, jak Bub skończył. Następnie obrócił stronę i przejrzał zapiski.
– Dlaczego się spóźniłeś? – zapytał jakby od niechcenia, ale Nathan był pewny, że przygotował sobie to pytanie już jakiś czas temu. Spojrzał na policjanta, na jego poparzoną skórę i duże oczy, i zaczął się zastanawiać, czy nie osądził go zbyt pochopnie.
– Co? – Bub zamrugał.
– Dlaczego nie przyjechałeś na czas, żeby spotkać się z bratem na Lehmann’s Hill?
– Och. Złapałem dwa kapcie.
– Przebiłeś opony?
– No.
– Ale aż dwie?
– No.
– Niezły pech. – Sierżant uśmiechał się, ale w jego tonie pojawiła się nowa nuta.
– Zdarza się – uciął szybko Nathan i z ulgą zauważył, że Steve mu przytaknął. – Zwłaszcza przy tym upale i kamieniach. Opony się przebijają, częściej jedna, ale czasem dwie. A o tej porze roku wymiana zajmuje czterdzieści pięć minut do godziny. – Zdał sobie sprawę, że zbacza z tematu, więc szybko zamknął usta.
Sierżant Ludlow nadal patrzył na Buba.
– Tak właśnie było?
Na szczęście Bub bez słowa skinął głową. Policjant przyglądał mu się znad notesu, a następnie skreślił kilka słów. Miał szczery wyraz twarzy, ale Nathan nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś się za nim kryje. Nathan spojrzał na samochód Buba. Dwie przednie opony rzeczywiście wyglądały na nowsze. Zauważył, że jego syn zrobił dokładnie to samo, i obaj spuścili wzrok.
W końcu Ludlow przeniósł uwagę z Buba na Steve’a.
– Jakieś przypuszczenia co do czasu zgonu?
– Można przypuszczać, że jakoś wczoraj rano. Przy tej temperaturze, braku cienia i wody byłbym bardzo zdziwiony, gdyby wytrzymał dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Sekcja pewnie powie nam więcej.
– Czy to nie za krótko? – Sierżant nie dowierzał. – Ile on miał lat? Około czterdziestu?
– Dokładnie czterdzieści – poprawił go Nathan.
– Wytrzymał dłużej niż wielu innych na jego miejscu – odparł Steve. – Ale myślę, że dwadzieścia cztery godziny to może być zbyt optymistyczne założenie.
– Jak daleko stąd do domu Camerona? – Ludlow znów spojrzał na braci.
– Na piechotę, w linii prostej na północny zachód, jakieś piętnaście kilometrów – powiedział Nathan. – Jadąc samochodem, trzeba się trzymać bitej drogi – najpierw w kierunku zachodnim, potem północnym – jeśli nie chce się utknąć w piachu, więc to będzie jakieś trzydzieści kilometrów. Najbezpieczniej będzie jednak nadłożyć kolejne dziesięć i stąd udać się na wschód w kierunku skał, i dopiero tam skręcić w drogę na północ.
Tam właśnie znaleźli samochód Cama. Nathan wymienił spojrzenia z Bubem, co nie umknęło uwadze sierżanta.
– Czyli nawet najkrótszą drogą to będzie kilka godzin marszu do domu? – upewnił się Ludlow.
– Stąd nie da się dojść do domu, nie przy tej pogodzie – powiedział ściszonym głosem Steve. Znów zaglądał pod tarp. – To właśnie przydarzyło się tym trzem gościom, co pracowali na kontrakcie w Atherton kilka lat temu. Pamiętasz, Bub? Brałeś udział w poszukiwaniach, prawda?
Bub przytaknął.
– Ile oni mieli lat? Jakieś dwadzieścia, dwadzieścia pięć? – mówił dalej. – Usiłowali wrócić na nogach. Zaszli z siedem kilometrów, w najlepszym wypadku. Dwóch zmarło już po sześciu godzinach.
– Co tu jeszcze jest w okolicy? – dopytywał Ludlow,