Stracony. Jane Harper

Читать онлайн.
Название Stracony
Автор произведения Jane Harper
Жанр Современные детективы
Серия
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788381431873



Скачать книгу

Czy Sophie i Lo już wiedzą?

      – Ilse właśnie z nimi rozmawia – powiedział Harry, a Nathan odruchowo spojrzał w kierunku drzwi. Nikt w nich nie stał. Nathan nie usłyszał ostatnich słów Harry’ego.

      – Co mówiłeś?

      – Dzwonił Glenn.

      – Och. – Ich sierżant. – Jest już w miasteczku?

      – Jeszcze nie, ale chce, żeby ktoś się z nim spotkał jutro przy samochodzie Cama.

      Nathan poczuł w kieszeni kluczyki do samochodu brata.

      – Ja pojadę.

      – Już mu powiedziałem, że tam będę.

      – Pojadę z tobą.

      – Ja też – odezwali się niemal równocześnie Xander i Bub.

      Liz, która do tej pory tylko patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, zmarszczyła brwi.

      – Bub, pokaż Xandrowi, gdzie będzie spał.

      – Przecież wie. Tam, gdzie zwykle – odparł jej najmłodszy syn.

      Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.

      – Pokaż mu mimo wszystko. – Kiedy siatkowe drzwi zatrzasnęły się za nimi, zwróciła się do Nathana: – Jak Xander sobie radzi?

      – Nieźle, biorąc pod uwagę sytuację.

      – Na ile przyjechał?

      – Ma samolot dwudziestego siódmego.

      – Och. – Była rozczarowana. – A nie mógłby polecieć w następnym tygodniu? Myślałam, że tym razem twoja kolej, żeby spędzić z nim Nowy Rok.

      – To prawda, ale nic z tego. – Xander miał wyjechać tydzień przed wyznaczoną przez sąd datą. Nathan mógł nalegać. Miał do tego prawo, za które zresztą sowicie zapłacił, ale nie zrobił tego. – Chce iść ze swoimi kolegami na imprezę w Brisbane.

      – A kiedy przyjedzie następnym razem?

      – Nie wiem. – Nathan starał się mówić lekko, ale Liz przyglądała się mu uważnie. – W tym roku zaczną mu się egzaminy.

      Prawnicy jego byłej żony pouczyli go, że przed nimi dwa lata powtórek, testów i ocen, które zaważą na wstępie na uniwersytet. Xander będzie potrzebował skupienia i uporządkowanego trybu życia. Będzie musiał uczyć się w domu. Czy Nathan może potwierdzić, że przyjął to do wiadomości?

      W rzeczy samej, był w stanie to zrozumieć. Podobnie jak to, że za dwa lata jego syn skończy osiemnaście lat, a wtedy wizyty nakazane przez sąd odejdą do przeszłości, jak wiele innych pozostałości po jego dzieciństwie.

      Nathan zdał sobie sprawę, że już nie słychać świątecznej piosenki. Zamiast tego w ciszy rozległ się płacz dziecka. Z dwojga złego wolałby już słuchać muzyki. Liz odwróciła się bez słowa i zniknęła za drzwiami.

      Na werandzie zostali tylko Nathan i Harry. Na zachodzie słońce żarzyło się, schodząc coraz niżej.

      – A tak między nami – odezwał się Nathan. – Czy kiedykolwiek widziałeś coś podobnego?

      – Widziałem turystów wyczyniających niestworzone głupoty – odparł Harry. – Ale jak tylko usłyszałem o Cameronie, wiedziałem, że to nie mogła być awaria. Gdyby tak było, siedziałby w samochodzie z włączoną klimą, narzekając przez radio. Każdy z nas umie się zachować w takiej sytuacji. Kiedy w tym roku Ilse zepsuł się samochód, postąpiła jak należało. Nie ruszała się z samochodu przez cztery godziny, zanim Cam do niej nie dotarł.

      – To właśnie powiedziałem temu gliniarzowi z St Helens.

      – I co on o tym sądzi?

      – On nic nie wie. Nawet się tutaj nie szkolił.

      – Ale myśli, że Cam wysiadł z auta celowo?

      – Tak mi się wydaje. Ale to ty go znałeś i spędzałeś z nim czas. Powiedz mi: czy to możliwe?

      – Są łatwiejsze sposoby, żeby ze sobą skończyć. Ale… – Długa chwila milczenia. – Przez wszystkie te lata widziałem naprawdę wiele dziwnych przypadków.

      – Ty byś się po prostu zastrzelił, prawda?

      Harry aż zamrugał oczami.

      – A ty?

      – No, ja zdecydowanie tak. – Nathan chciał, żeby zabrzmiało to rzeczowo, ale coś poszło nie tak. Chyba powiedział to zbyt stanowczo, jakby dogłębnie przemyślał to zagadnienie. Harry przyglądał mu się teraz uważnie i żaden nic nie mówił. Z domu przestał dochodzić płacz, ale nie rozbrzmiały ponownie kolędy. Nie było już miejsca dla radosnej nowiny.

      – Jak myślisz, co gryzło Cama? – zapytał w końcu Nathan.

      – Nie wiem. Jak już powiedziałem, mieliśmy dobry sezon. Zdziwiłbym się, gdyby miał to zrobić przez pracę. – Oparł się ciężko o poręcz. – W tym roku skończył czterdzieści lat.

      – Obeszło go to?

      – Nigdy o tym nie wspominał, ale to punkt zwrotny, co nie? Niektórych wytrąca to z równowagi.

      Nathan próbował sobie przypomnieć swoje czterdzieste urodziny, dwa lata temu. Nie licząc kartki z życzeniami od syna i telefonu od matki, był to dzień jak co dzień.

      Nad jego głową wiatr zasypywał świąteczne dekoracje kurzem.

      – Kerry McGrath zabił się w święta – powiedział Harry.

      – Tak sądzę.

      Ale to była zupełnie inna sprawa, pomyślał Nathan. Po tym jak odeszła od niego żona, Kerry połknął wszystkie leki, jakie znalazł w apteczce Latającego Doktora. Otworzył również te przegródki, które można rozpieczętować tylko i wyłącznie na wyraźne polecenie lekarza podczas konsultacji telefonicznej. Zjadł wszystkie tabletki: poczynając od paracetamolu, a na morfinie kończąc. Wszystko wskazywało na to, że śmierć nie przyszła ani szybko, ani bezboleśnie. A przynajmniej tak rozpowiadał później w swojej klinice Steve Fitzgerald. Pewnie, żeby zniechęcić potencjalnych naśladowców. Nathan pamiętał, jak dowiedział się o Kerrym. Jego własna apteczka była schowana wysoko w szafie, poza zasięgiem wzroku.

      Odkaszlnął.

      – Był jeszcze Bryan Taylor. On też po prostu ruszył przed siebie.

      Harry prychnął.

      – On ruszył z pubu do samochodu i po drodze utopił się po pijaku w rzece. A właśnie, zrobiłeś zapasy?

      – Tak, właściwie tak.

      – Upewnij się, że niczego ci nie zabraknie, bo nadciąga woda.

      – Znów?

      – Tak sądzę. Na północy zanosi się na deszcz. Tak słyszałem.

      Nathan skinął głową. Prognoz Harry’ego nie należało lekceważyć.

      – Była też sprawa twojego taty – powiedział Harry zupełnie znienacka i Nathan spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Też mniej więcej o tej porze roku.

      – W lutym. I on się nie zabił.

      – Wiem. – Harry się zamyślił. – Zastanawiam się po prostu, co mogło przyjść Cameronowi do głowy. Samemu na pustyni. Może uruchomiły mu się jakieś wspomnienia.

      – Tata nie był sam, kiedy umarł.

      – Nie, przecież wiem. Po prostu…

      – Co?

      – Nic. Czasem ludzie robią dziwne rzeczy.

      Przerwało im skrzypnięcie drzwi. Wyjrzał przez nie Xander.

      – Babcia