Название | Stracony |
---|---|
Автор произведения | Jane Harper |
Жанр | Современные детективы |
Серия | |
Издательство | Современные детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788381431873 |
Nathan patrzył na Buba.
– Usłyszałem, co było trzeba. Co nie znaczy, że coś z tego rozumiem.
Nieogolona twarz Buba drgnęła. Witaj w klubie.
– Nie mam pojęcia, co się tutaj stało, stary – powtórzył.
– W porządku, powiedz mi tylko to, co wiesz. – Nathan starał się zapanować nad zniecierpliwieniem. Poprzedniego wieczoru rozmawiał krótko z Bubem przez radio, żeby powiedzieć mu, że przyjedzie na miejsce o świcie. Cisnęły mu się setki pytań, ale nie zadał żadnego z nich. Nie na otwartej częstotliwości, gdzie każdy mógł ich usłyszeć. – Kiedy Cam wyruszył z domu? – zadał pytanie pomocnicze, widząc, że brat nie wie nawet, jak zacząć.
– Harry powiedział, że przedwczoraj rano. Koło ósmej.
– Czyli w środę.
– No, chyba tak. Ja go nie widziałem, bo wyjechałem we wtorek.
– Dokąd?
– Sprawdzić sytuację z wodą na północnym polu. Plan był taki, że tam przenocuję i w środę pojadę na Lehmann’s Hill spotkać się z Camem.
– Po co?
– Żeby naprawić regenerator sygnału.
Cameron potrafił zrobić to sam, pomyślał Nathan. Rola Buba miała się sprowadzać do podawania kluczy. No i we dwóch było bezpieczniej. Lehmann’s Hill znajdowało się na zachodnim krańcu posiadłości, cztery godziny jazdy od domu. Awaria masztu oznaczała brak komunikacji radiowej dalekiego zasięgu.
– Co poszło nie tak? – zapytał.
Bub wpatrywał się w tarp.
– Przyjechałem na miejsce spóźniony. Mieliśmy się spotkać około pierwszej, ale utknąłem po drodze. Do celu dotarłem kilka godzin później.
Nathan czekał.
– Cama nie było – mówił dalej Bub. – Myślałem, że może naprawił maszt sam i wrócił do domu, ale urządzenie nadal nie działało. Spróbowałem wywołać go przez radio, ale bez skutku. Trochę na niego czekałem, a później pomyślałem, że wyjadę mu na spotkanie.
– Ale on się nie zjawił.
– Właśnie. Cały czas szukałem go przez radio, ale bez skutku. Jechałem godzinę, ale i tak nie dotarłem do drogi, więc musiałem się zatrzymać. Robiło się ciemno, wiesz?
Bub spojrzał spod kapelusza na starszego brata, jakby chciał się upewnić. Nathan skinął głową.
– Nic więcej nie mogłeś zrobić.
To prawda. W Lehmann’s Hill noc oznaczała zupełną ciemność. Jazda w takich warunkach oznaczała niechybne zderzenie ze skałą lub krową i wtedy Nathan miałby dwóch braci leżących pod tarpem.
– Zaniepokoiłeś się? – zapytał Nathan, choć wiedział, jaka będzie odpowiedź.
– I tak, i nie. Wiesz, jak jest.
– No tak. – Oczywiście, że wiedział. Żyli w końcu w krainie skrajności: ludziom albo nic nie dolegało, albo było z nimi bardzo źle. Nic pośredniego. A Cam nie był przecież turystą, umiał się o siebie zatroszczyć. Dlatego można było założyć, że jakieś pół godziny od Buba zatrzymała go noc, i chociaż znajdował się poza zasięgiem radia, siedział sobie bezpiecznie w aucie z zimnym piwem wyciągniętym z lodówki w bagażniku. Mogło tak być, ale równie dobrze mogło być inaczej.
– Nikt nie odzywał się przez radio – mówił Bub. – Nikogo nigdy tu nie ma o tej porze roku, a jeszcze do tego popsuty maszt. – W jego głosie pobrzmiewała frustracja.
– No i co zrobiłeś?
– O świcie ruszyłem w drogę, ale i tak minęły całe wieki, zanim ktoś się zgłosił.
– Ile dokładnie?
– Nie wiem – zawahał się Bub. – Pewnie pół godziny zajęło mi dotarcie do drogi, a później jeszcze drugie tyle. A nawet potem złapałem tylko tych idiotów z Atherton. Minęło mnóstwo czasu, zanim znaleźli zarządcę.
– W Atherton zawsze zatrudniają tępaków – odpowiedział Nathan, myśląc o sąsiedniej posesji usytuowanej na północnym wschodzie. Rozciągała się na powierzchni wielkości Sydney. Jak słusznie zauważył, nie było tam nikogo mądrego, ale tylko na nich można było liczyć w razie problemów. – Wszczęli alarm?
– No tak, ale wtedy już… – Bub urwał.
Wtedy już nikt nie widział ani nie słyszał ich brata od dwudziestu czterech godzin, obliczył Nathan, czyli zanim zaczęto poszukiwania, sytuacja stała się krytyczna. Zgodnie z niepisaną umową wszystkie przyległe posiadłości były informowane, i wszyscy bez wyjątku włączali się do akcji. Na tym terenie jednak ludzi było niewielu i minęło sporo czasu, zanim do każdego dotarła niepokojąca wiadomość.
– To pilot go zobaczył?
– Tak, w końcu.
– Ktoś, kogo znasz?
– Nie, to jakiś pracownik kontraktowy stacjonujący w Adelajdzie. Pracuje w tym sezonie w Atherton. Ktoś z policji złapał go na częstotliwości lotniczej i poprosił o przysługę.
– Glenn?
– Nie, ktoś inny. Z centrali czy skądś.
– Jasne. – To szczęście, że pilot w ogóle dostrzegł Camerona. Grób pastucha leżał dwieście kilometrów od Lehmann’s Hill i głównej strefy poszukiwań. – Kiedy znalazł Cama?
– Późnym popołudniem. Większość nie dotarła do tego czasu nawet do Lehmann’s Hill. W tej okolicy nadal byliśmy tylko ja i Harry – ja o godzinę jazdy bliżej, więc wziąłem to na siebie.
– Cam na pewno już wtedy nie żył?
– Tak twierdzi pilot. Wszystko wskazuje na to, że kiedy go znalazł, Cam nie żył już od kilku godzin. Ale gliniarz i tak poinstruował go przez radio, żeby sprawdził to na wszystkie sposoby. – Bub skrzywił się. – Przyjechałem o zachodzie słońca. Gość przykrył ciało Camerona, tak jak mu powiedziano, ale i tak nie mógł się doczekać, żeby się stąd wydostać. Nie chciał ryzykować, że nie zdąży przed zmierzchem i będzie musiał zostać tu na noc.
To zrozumiałe, pomyślał Nathan. Też nie miałby na to ochoty. Źle się czuł z tym, że takie zadanie przypadło jego najmłodszemu bratu.
– Skoro Cam miał się z tobą spotkać w Lehmann’s Hill, to jak się znalazł tutaj?
– Nie mam pojęcia. Harry powiedział, że zapisał w dzienniku, że jedzie do Lehmann’s Hill.
– Tylko tyle?
– Harry nic więcej mi nie powiedział.
Myśli Nathana skierowały się ku dziennikowi. Wiedział, gdzie było jego miejsce: obok telefonu, przy tylnych drzwiach domu, który kiedyś należał do ich ojca, a teraz do Camerona. Nathan sam jako nastolatek wiele razy pisał w dzienniku. Częściej jednak w nim nie pisał: bo zapomniał, bo mu się nie chciało, bo nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, gdzie się wybierał, albo nie mógł znaleźć długopisu.
Czuł skwar na karku. Spojrzał na zegarek. Cyfrowy wyświetlacz pokryty był drobnym rdzawym pyłem, przetarł go więc kciukiem.
– Kiedy mają przyjechać? – Chodziło mu oczywiście o policję i służby medyczne. A właściwie jednego policjanta i jednego ratownika