Stracony. Jane Harper

Читать онлайн.
Название Stracony
Автор произведения Jane Harper
Жанр Современные детективы
Серия
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788381431873



Скачать книгу

przez umierające zwierzęta. Nagle jakaś myśl przyszła Nathanowi do głowy i zaczął rozglądać się dookoła.

      – Gdzie są jego rzeczy?

      – Kapelusz jest pod tarpem. Nic więcej nie miał.

      – Jak to? Nic więcej?

      – Pilot powiedział, że nie. Policjant kazał mu sprawdzić i porobić zdjęcia. Niczego innego nie znalazł.

      – Ale… – Nathan ponownie rozejrzał się dookoła. – Zupełnie nic? Nawet pustej butelki po wodzie?

      – Nie sądzę.

      – Rozejrzałeś się porządnie?

      – Sam sobie popatrz, stary. Masz oczy.

      – Ale…

      – Nie wiem, okej? Nie mam dla ciebie żadnych odpowiedzi. Przestań mnie wypytywać.

      – Dobra. – Nathan wziął głęboki oddech. – Ale wydawało mi się, że pilot zobaczył auto?

      – Zgadza się.

      – To gdzie ono jest? – Tym razem nie próbował ukryć zniecierpliwienia. „Prędzej dowiesz się czegoś od krowy niż od Buba”, mawiał ich ojciec.

      – Niedaleko drogi.

      Nathan spojrzał na niego zdumiony.

      – Jakiej drogi?

      – A ile tu jest dróg? Tylko nasza. Samochód stoi na północ od twojego ogrodzenia dla bydła. Jezu, stary, to wszystko było mówione przez radio.

      – To niemożliwe. Przecież to z dziesięć kilometrów stąd!

      – Wydaje mi się, że osiem, ale zgadza się.

      Zapadło długie milczenie. Słońce wisiało wysoko na niebie i cień rzucany przez nagrobek skurczył się niemal do zera.

      – Czyli Cam zostawił samochód? – Poczuł, że traci grunt pod nogami. Dostrzegł wyraz twarzy swojego najmłodszego brata i pokręcił głową. – Przepraszam, wiem, że też tego nie rozumiesz, ale to po prostu jest…

      Przeniósł spojrzenie z brata na bezkresny horyzont. Jedynym źródłem ruchu w zasięgu jego wzroku była unosząca się i opadająca w rytm oddechu klatka piersiowa Buba.

      – Pojechałeś sprawdzić samochód? – zapytał w końcu.

      – Nie.

      Tym razem Nathan nie miał wątpliwości, że brat mówi prawdę. Obejrzał się przez ramię. Xander siedział skulony na swoim miejscu.

      – To jedziemy.

      Koniec końców okazało się, że było to dziewięć kilometrów.

      Samochód Nathana znajdował się po złej stronie ogrodzenia, więc mężczyzna z powrotem przez nie przeszedł i otworzył drzwi od strony pasażera. Xander spojrzał na niego, pytania cisnęły mu się na usta. Nathan powstrzymał go ruchem ręki.

      – Później ci opowiem. Chodź. Jedziemy znaleźć samochód wujka Cama.

      – Znaleźć? A gdzie on jest? – Xander zmarszczył brwi. Przez ostatnie kilka tygodni jego grzecznie przycięte włosy ucznia prywatnej szkoły wymknęły się spod kontroli, a zarost na podbródku sprawiał, że wyglądał dojrzalej.

      – Gdzieś koło drogi. Bub nas zawiezie.

      – Gdzieś koło twojej drogi?

      – Wszystko na to wskazuje.

      – Ale…? Jak?

      – Nie mam pojęcia. Zobaczymy na miejscu.

      Xander otworzył usta, od razu je zamknął i wysiadł z auta bez słowa. Przeszedł za Nathanem przez płot i rzucił spojrzenie na tarp, omijając go szerokim łukiem.

      – Cześć, Bub.

      – Cześć, mały. Już nie taki mały, co?

      – Nie, chyba już nie.

      – Jak ci leci w Brisbane?

      Nathan zauważył wahanie syna, który najwyraźniej chciał powiedzieć: „Lepiej niż wam tutaj”.

      – Dziękuję, dobrze. – Zdecydował się na uprzejmiejszą odpowiedź. – Przykro mi z powodu Camerona.

      – No tak. – Bub otworzył drzwi do samochodu. – Wskakuj.

      Xander patrzył na grób.

      – Czy my go tak po prostu…?

      – Co? – Bub siedział już za kierownicą.

      – Tak go tu zostawimy?

      – Powiedzieli, żeby nie dotykać.

      Xander był wstrząśnięty.

      – Nie zamierzałem tego dotykać. Jego. Zastanawiałem się tylko, czy któryś z nas nie powinien… – Skapitulował pod pustym spojrzeniem Buba. – Nieważne.

      Nathan dostrzegał jak na dłoni miejską miękkość syna. Stępiły go wyważone rozmowy, zagraniczna kawa i poranny serwis informacyjny. Xander myślał, zanim się odezwał, i ważył konsekwencje swoich czynów, zanim się na nie zdecydował. Najczęściej nie było w tym nic złego. Ale wszystko zależało od tego, gdzie się znajdował. Nathan wsiadł do samochodu.

      – Wszystko jest okej, stary. Jedźmy.

      Xander nie wyglądał na przekonanego, ale zajął miejsce bez słowa. W samochodzie było chłodno i ciemno. Radio leżało cicho na swoim miejscu.

      Nathan spojrzał na brata.

      – Będziesz jechał wzdłuż ogrodzenia?

      – Tak, tak chyba będzie najszybciej. – Bub spojrzał przez lusterko na Xandra. – Trzymaj się tam, będę się starał, ale teren jest wyboisty.

      – Okej.

      Jechali w milczeniu. Bub skupiał całą uwagę na ziemi przed kołami samochodu. Grób pastucha szybko znikł za tylną szybą, ponieważ wjechali na wzniesienie i Xander mocniej złapał za siedzenie. Nathan przyglądał się ogrodzeniu oddzielającemu jego ziemię od ziemi braci. Ciągnęło się w obie strony daleko poza zasięgiem wzroku. Gdy mijali miejsce, gdzie druty były niepokojąco słabo naciągnięte, pomyślał, że musi powiadomić o tym Camerona. Kiedy do niego dotarło, że już tego nie zrobi, znów poczuł ucisk w żołądku.

      Bub zwolnił, bo zbliżali się do końca ziemi Camerona. Główna droga przed nimi była schowana za naturalnym wzniesieniem terenu, które biegło wzdłuż wschodniej granicy posiadłości. Po stronie Nathana znajdowały się przede wszystkim piaszczyste pagórki, po stronie Camerona niewzruszenie trwająca od tysiącleci formacja skalna. O zachodzie słońca połyskiwała na czerwono, niczym rozświetlona od środka. Teraz była matowo brązowa.

      – Gdzie jest samochód? – zapytał Nathan.

      Bub zwolnił niemal do zera i rozglądał się w skupieniu. Xander odwrócił się i patrzył w kierunku, z którego przyjechali.

      – Po tej stronie nic nie ma – zauważył Nathan. – Co dokładnie powiedział pilot?

      – Miał wyłączony GPS, więc… – Bub wzruszył ramionami. – Ale wspominał coś o skałach na północ od ogrodzenia. – Zmienił bieg. – Podjadę do drogi, może stamtąd coś zobaczymy.

      Bub trzymał się blisko ogrodzenia, jadąc po bitej ścieżce, która łączyła pastwiska z drogą. Wjechał w przerwę między skałami i z szarpnięciem i piskiem silnika znaleźli się po drugiej stronie. Droga była pusta.

      – Na północ? – zapytał Nathan, a Bub pokiwał głową. Spod kół uniosły się tumany kurzu, nabierali