Kobiety z Ravensbrück. Sarah Helm

Читать онлайн.
Название Kobiety z Ravensbrück
Автор произведения Sarah Helm
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788380972926



Скачать книгу

jej z Lichtenburga), była trzydziestosiedmioletnia niemiecka nauczycielka aresztowana za działalność w komunistycznym ruchu oporu, Clara Rupp. Przyjechała 25 maja i otrzymała numer 1415.

      Pod koniec pierwszego tygodnia pisarki sporządziły kopie wszystkich kart nowo przybyłych i włączyły do dokumentacji, a ich odzież zapakowana w brązowe papierowe worki zawisła nad głową Langefeld. Jednak praca Langefeld dopiero się zaczynała.

      Biuro Johanny Langefeld w jednym ze zwykłych bloków, tuż obok bramy, nie było tak duże jak rozległa murowana kwatera komendanta, ale znajdowało się w idealnym miejscu. Zza biurka miała widok na plac apelowy i mogła cały czas obserwować, co się na nim dzieje.

      Jej biuro miało wielu pracowników. Szeregi urzędniczek i pisarek siedziały przy biurkach, a więźniarki stały w kolejce, by przedstawić powód aresztowania, historię medyczną i najbliższych krewnych – i wszystko to zapisywano w kilku osobnych teczkach. Następnie posłaniec Langefeld zanosił kopie dokumentacji do odpowiednich sekcji w obozie.

      W pierwszych dniach było do rozwiązania mnóstwo spraw administracyjnych. Z wydziałów policji napływały zapytania. „Czy KZ [Konzentrationslager, obóz koncentracyjny] zapłaci za bilet kolejowy więźniarki?”, chciała wiedzieć policja z Hamburga. „Czy Düsseldorf ma wysłać czapkę?” Napływały listy od niemieckiego Czerwonego Krzyża przekazujące pytania o więźniarki, które przyszły z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie. Córka, Tanja Benesch, chciała otrzymać wieści na temat matki, Susi. A Langefeld przekazała Maxowi Koegelowi, że obozowe pralki służą wyłącznie do prania pasiaków i bielizny więźniarek; swoje rzeczy niech sobie pierze gdzie indziej.

      Więźniarki przydzielano do pracy. Hanna Sturm, austriacka komunistka, z zawodu stolarz, zajmowała się budową ogrodzenia i wbijaniem gwoździ. Występowały liczne problemy dyscyplinarne. Inna Austriaczka, Marianne Wachstein, przyjechała w koszuli nocnej i nie wiedziała, kim jest.

      Hedwig Apfel, która twierdziła, że jest śpiewaczką operową i pochodzi z Wiednia, pierwszego dnia zrzuciła swój materac na podłogę i niemal nie przestawała krzyczeć. Kilka dni później obóz uruchomił ogólnokrajowy pościg za Kathariną Waitz, Cyganką, akrobatką występującą na trapezie, która znowu uciekła, choć nikt nie wiedział, w jaki sposób.

      Chociaż jego pierwszą prośbę władze odrzuciły, Koegel zapewnił sobie w końcu zgodę na przekształcenie zwykłego bloku mieszkalnego w „blok karny”, czyli Strafblock, w którym zamknięto kilka „rozhisteryzowanych wiedźm”. Blok karny umiejscowiono w oddaleniu od innych bloków, za drutem kolczastym. Więźniarki trafiały tam za przestępstwa w rodzaju powtarzającego spóźniania się na apel, niedbałego pościelenia pryczy lub za odmowę wykonania rozkazu. Mieszkanki bloku karnego musiały przez wiele godzin wykonywać wyczerpujące prace w najgorszych komandach, bez dni wolnych. Stosowano wobec nich kary w rodzaju zawiązywania w kaftan bezpieczeństwa lub polewania wodą.

      Do szczytu bloku karnego dobudowano z drewna kilka izolatek. Berlińskie Gestapo wymagało ich do przetrzymywania więźniarek, które nadal musiały być przesłuchiwane, chociaż władze obozowe umieszczały tam też inne kobiety, na przykład Marianne Wachstein, Austriaczkę, która przyjechała w koszuli nocnej. Do izolatki trafiła za to, że nie chciała podpisać dokumentu aresztowania i protestowała, że pogwałcone zostały jej prawa człowieka.

      Strażnik w pociągu powiedział jej, że jedzie do szpitala psychiatrycznego. „Ucieszyłam się”. Potem pociąg minął Salzburg, „a ja uświadomiłam sobie, że wiozą mnie do Niemiec. Bardzo się zdenerwowałam, nie mogłam stać ani chodzić”. Strażnik krzyczał na nią i bił po głowie. „Zaczęłam wymiotować. Złapał mnie, postawił na nogi, rzucił na ławkę i zatrzasnął drzwi”. Zanim się zorientowała, Marianne trafiła do Ravensbrück i próbowano ją zmusić do podpisania dokumentu, którego nie pozwolono jej przeczytać. „Powiedziałam sobie, że Bóg mnie pomści, a komuniści odegrają się na nazistach za to, co robią”.

      To w tym momencie Marianne trafiła przed oblicze komendanta i dostała 42 dni „zaostrzonego aresztu” – maksymalny wymiar, zgodnie z regulaminem bloku karnego, który obejmował kilka stron. Skazane na izolatkę, „w zwykłym wymiarze” dostawały siennik i koc do celi, odrobinę światła; raz dziennie przynoszono im chleb i kawę, ciepły posiłek przysługiwał co cztery dni. Więźniarki w „zaostrzonym wymiarze” obowiązywały te same racje żywnościowe, ale siedziały w ciemnej celi, bez materaca i koca; tylko wiadro i nic więcej.

      Koegel decydował w sprawach bloku karnego bez konsultowania się z Langefeld, chociaż jej zastępczyni Emma Zimmer, która nadzorowała blok, informowała naczelniczkę na bieżąco. Według Ilse Gostynski niektóre dozorczynie były tak niezadowolone z warunków panujących w obozie w pierwszych dniach, że musiały zostać oddalone. Wśród strażniczek, które przyjechały z Lichtenburga, była jedna „lesbijka, bardzo przyzwoicie odnosiła się do więźniarek, ale często chodziła pijana”, więc zwolniono ją za to, że zachowywała się zbyt „uprzejmie”. Trzy kolejne odeszły, „bo nie mogły tego dłużej wytrzymać”.

      Sama Langefeld stwierdzi później, że kiedy przyjechała do Ravensbrück, wierzyła, że będzie się zajmować „reedukacją prostytutek”. Tak naprawdę nie mogła odmówić tego awansu, szczególnie że propozycję złożył sam Reichsführer SS. Była najważniejszą kobietą w obozowym imperium Himmlera. A same warunki bytowe przedstawiały się tak atrakcyjnie, że trudno byłoby się oprzeć.

      Na widok swoich kwater Langefeld i pozostałe dozorczynie musiały przeżyć miłe zaskoczenie. Kilka z nich było wdowami lub rozwódkami i, podobnie jak Langefeld, przeniesiono je tu z Lichtenburga po kilku latach pracy w więzieniach lub zakładach dla kobiet. Kobieta w średnim wieku, Ella Pietsch, wyszkolona na więzienną dozorczynię, nie miała dokąd iść, podobnie jak Jane Bernigau, która wcześniej pracowała w sierocińcach. Obie ubiegały o pracę w Ravensbrück dla zarobków i zabezpieczenia socjalnego.

      Inne były wyrzuconymi z pracy robotnicami fabrycznymi. Ottilie Lotz została zatrudniona przez przypadek. Po śmierci męża Lotz przeprowadziła się do Lichtenburga, żeby być bliżej córki; znalazła pracę jako urzędniczka w zamku i awansowała na dozorczynię.

      Kobiecy personel został zakwaterowany w eleganckich willach o spadzistych dachach przy lesie sosnowym, z widokiem na jezioro, zaledwie sto metrów od obozowego muru. Miały blisko do obozu, ale na tyle daleko, by po pracy się od niego odciąć. Część tych domów dopiero się budowała, a dookoła kręciły się pracujące więźniarki – nosiły cegły z zacumowanych w jeziorze barek – ale niektóre wille były już ukończone. Wnętrza urządzono stylowo. Z centralnie położonych schodów wchodziło się do pokoi, gdzie wisiały piękne zasłony i nowe obicia. W pokojach mieszkały po dwie kobiety