Bliźniaczka. Natasha Preston

Читать онлайн.
Название Bliźniaczka
Автор произведения Natasha Preston
Жанр Учебная литература
Серия
Издательство Учебная литература
Год выпуска 0
isbn 9788382250152



Скачать книгу

się do łóżka i próbowałam otrząsnąć się z niewesołych myśli. Teraz rozpoczynał się etap bezskutecznego oczekiwania na nadejście snu. Zazwyczaj wyglądało to tak, że przewracałam się w łóżku w nieskończoność, a w tym czasie mój umysł pracował na pełnych obrotach. W głowie roiło mi się od myśli, a każda z nich domagała się uwagi. Właśnie w takich chwilach robiłam plany – był to dla mnie sposób na uciszenie myśli i stłumienie obaw.

      Obróciłam się na bok i podciągnęłam kołdrę pod samą brodę.

      Oczy mi się zamknęły, a po chwili ujrzałam twarz mamy. Odkąd umarła, bardzo często pojawiała się w mojej głowie. Nie potrafiłam temu w żaden sposób zaradzić. Zazwyczaj gdy napotykałam jakiś problem, zaczynałam go analizować, po jakimś czasie znajdowałam rozwiązanie i mogłam się skupić na czym innym. Ze śmiercią mamy było inaczej. Gotowa byłam zrobić wszystko, żeby ją odzyskać, a zarazem wiedziałam, że to niemożliwe. Nie żyłam przecież na kartach jakiejś powieści fantasy.

      I dlatego każdej nocy powtarzało się to samo: widziałam twarz mamy i zaczynałam ją wspominać. Rozmyślałam o niej tak długo, aż chciało mi się wyć z tęsknoty.

      Przekręciłam się na brzuch, jakby w nadziei, że wystarczy zmienić pozycję, żeby uwolnić się od tych wszystkich myśli i w końcu zasnąć.

      Zza ściany dobiegały jakieś stłumione dźwięki – Iris nadal kręciła się po swoim pokoju. Starała się stąpać po cichu, ale średnio jej to wychodziło. Chociaż może wcale się nie starała. Po chwili rozległ się szmer, jakby ktoś przesuwał jakiś ciężki przedmiot po wykładzinie. Dochodziła dwudziesta trzecia. Kto o tej porze zabiera się za przestawianie mebli w pokoju?

      Chyba że Iris ostatnio zaczęła ćwiczyć jogę.

      No ale przecież kładła się spać, więc to chyba nie ta kolejność? A może praktykowała jogę snu? No dobra, zaczynałam już wymyślać.

      Tak bardzo chciałam się przespać. Odzyskałabym jasność myślenia.

      Wtem znowu rozległ się stłumiony huk. Zabrzmiało to tak, jakby coś zderzyło się ze ścianą oddzielającą nasze pokoje.

      I bez tych hałasów było mi ciężko zasnąć. Naprawdę nie potrzebowałam jeszcze, żeby Iris tłukła się w sąsiednim pokoju. Czy siostra naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że nie daje mi zasnąć?

      Nie chciało mi się wstawać z łóżka, tak wygodnie mi się leżało. Dlatego sięgnęłam tylko po telefon i napisałam do niej SMS-a.

      Wszystko gra?

      Zanim otrzymałam odpowiedź, upłynęła dłuższa chwila.

      Jasne. A co?

      Ach, no pewnie, teraz będziesz zgrywać niewiniątko.

      A te łomoty?

      Przepraszam, próbuję się tu jakoś urządzić. Już będę cicho.

      Iris próbowała się urządzić w środku nocy? Do szkoły miała pójść dopiero za dwa tygodnie – to dostatecznie dużo czasu, by poprzestawiać meble w pokoju według własnego widzimisię. Nie musiała tak się z tym spieszyć.

      Pomóc ci?

      Owszem, byłam uprzejma. Ale co będzie, jeśli przyjmie moją propozycję? To byłoby naprawdę wredne z jej strony.

      Nie, dzięki. Mój pokój to moja twierdza. Wolę sama zajmować się ustawianiem rzeczy, które w nim trzymam.

      Rozluźniłam naprężone mięśnie i odetchnęłam z ulgą. Świetnie, przynajmniej nie będę musiała ruszać się z łóżka. Ciało miałam obolałe po całym dniu. Nie pomagało też, że wcześniej siedziałam w niewygodnej pozycji.

      W porządku. Dobranoc.

      Tak, pokój Iris był jej twierdzą i nieproszeni goście mieli zakaz wstępu do niego. Ale do mojego siostra wchodziła bez pytania. Podwójne standardy.

      Odłożyłam telefon na nocny stolik, zamknęłam oczy i czekałam.

      Wsłuchiwałam się w szmer deszczu za oknem. Dźwięk kropel uderzających o szybę działał na mnie kojąco. Padało nieustannie, lecz zarazem między poszczególnymi uderzeniami kropel występowały chwile ciszy. Słuchanie deszczu zawsze pomagało mi oderwać myśli od… myślenia. Próbowałam nawet puszczać sobie nagrania dźwięków z lasów deszczowych, ale nie wpływały tak na mnie.

      Skoncentrowana na deszczu oddychałam głęboko i w końcu udało mi się zasnąć.

      Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Było jeszcze wcześnie, pięć minut po szóstej. Deszcz pomógł mi zasnąć, ale obudziłam się o wpół do czwartej i potem już tylko drzemałam, co chwilę się budząc.

      Byłam półżywa z niewyspania, ale na szczęście zdążyłam już do tego przywyknąć.

      Nad ranem ciągle przypominała mi się mama. Część z tych wspomnień dotyczyła jakichś realnych wydarzeń z jej życia, ale były też takie, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Wiedziałam, jak doszło do jej śmierci, dlaczego zatem mój umysł podsuwał mi wizje, w których ginęła od uderzenia albo ktoś ją topił?

      I czemu stale wyobrażałam sobie, jak po upadku z mostu podnosi się i próbuje uciekać? Ta wizja bolała najbardziej, bo przecież w świecie rzeczywistym nie było możliwe, żeby wróciła do domu. Nie podniosła się po upadku. Na własne oczy widziałam jej zwłoki. Tak swoją drogą, pokazywanie ich dziecku o nazbyt wybujałej wyobraźni chyba jednak nie jest najlepszym pomysłem.

      Mama nigdy by nas z własnej woli nie zostawiła. Nie istniało na świecie nic takiego, co mogłoby ją wystraszyć na tyle, by uciekła od swojej rodziny.

      Dlatego wierciłam się na łóżku bez końca, zamartwiając się, że nigdy nie zdołam uwolnić się od myśli o mamie. Nie chciałam już zawsze mierzyć się z tym mrocznym uczuciem, jakie budziło we mnie wyobrażanie sobie jej zakrwawionego ciała. Albo jakiś inny wytwór mojego umysłu.

      Czułam, że proces żałoby powinien rozpocząć się jak najszybciej. Może gdy już ją przerobię, zaznam trochę spokoju. Albo przynajmniej przestanę układać różne scenariusze śmierci mamy. Już samo to przyniosłoby mi wielką ulgę.

      Opuściłam stopy na podłogę i odruchowo podkuliłam palce, kiedy zetknęły się z lodowatą powierzchnią płytek.

      Półprzytomna, powlekłam się noga za nogą na dół, żeby zaparzyć sobie kawy.

      Wokół panowały spokój i cisza. O tej porze nasz dom zawsze sprawiał wrażenie pustego, jak gdyby nikt w nim nie mieszkał. Ani tata, ani ja nie mieliśmy za dużo przedmiotów. Odkąd mama przy wyprowadzce zabrała wszystkie, jak sama to ujęła, „błyskotki”, w naszym domu świeciło tylko pustkami.

      Weszłam do kuchni i po omacku poszukałam kontaktu.

      – Dzieńdoberek – powiedziała Iris.

      Aż podskoczyłam, słysząc jej radosny głosik. Serce waliło mi jak młotem. Zapaliłam światło i zobaczyłam, że siostra uśmiecha się do mnie. Żaluzje były zaciągnięte, przez co w kuchni panował półmrok.

      – Nie chciałam cię przestraszyć – zapewniła ze śmiechem.

      – Co ty tu robisz? – spytałam, próbując uspokoić oddech.

      – Mieszkam tu od wczoraj, Ivy.

      Serce dalej tłukło mi się w piersi.

      – Nie, chodzi mi o to, co robisz o tej porze w kuchni.

      – Obudziłam się wcześnie i nie mogłam już zasnąć.

      – A czemu siedzisz po ciemku?

      – Lubię, kiedy jest ciemno.

      Siostra