Jak wytresować lorda. Alex Renton

Читать онлайн.
Название Jak wytresować lorda
Автор произведения Alex Renton
Жанр Документальная литература
Серия
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381693868



Скачать книгу

w domu także zalecano wymagającą miłość. Wiele wiktoriańskich matek – podobnie jak nauczyciele z tej epoki – wierzyło w kary fizyczne jako instrument umoralniania. „The Queen”, jedno z popularnych wiktoriańskich czasopism dla pań, zimą 1866 roku opublikował serię artykułów i listów pod nagłówkami „Dyscyplina małych dzieci” oraz „Dyscyplina niemowląt”. List, który zapoczątkował debatę – od matki o inicjałach I.M.L. – zaczyna się od zacytowanego zdania przyjaciółki, która rekomenduje kary cielesne nawet dla najmłodszych, instruując, że należy posyłać szubrawca, żeby sam sobie przynosił trzcinkę z szuflady, „bo to czyni dziecko pokorniejszym”. Ale, jak pisze dalej I.M.L., „moje serce krwawi na myśl o biciu mojej pięcioletniej Violet (…). Czy jakaś matka, która pamięta, tak jak ja, częste bicie za drobiazgi, pomoże mi znaleźć sposób, jak oszczędzić tego dziecku, a jednocześnie żeby mu wyszło na dobre?”13.

      Inne głosy dotyczyły tematu instynktu macierzyńskiego i – bezpośrednio – winy. To przodkowie dzisiejszych krytyków czyniących wymówki kobietom, które pracują, zamiast zajmować się dziećmi. W 1899 roku anonimowy autor w „Westminster Review” – ówczesnej tubie liberalnego protofeminizmu – potępił kobiety, które „przekazują swoje najistotniejsze zadanie niani, guwernantce i nauczycielowi (…), powierzając tym samym losowi najbardziej ryzykowny składnik charakteru moralnego swoich synów, oczekując, za opłatą, dostawy skończonego i doskonałego produktu”. W tym samym czasopiśmie w 1896 roku, w tekście pod tytułem The Making of Woman [„Kształtowanie kobiety” – przyp. tłum.] wypowiedział się inny publicysta: „Kobieta, która woli szkołę od edukacji domowej, przyznaje się do bycia albo niezdolną, albo niechętną do podjęcia odpowiedzialności macierzyństwa”. Historyczka społeczna Claudia Nelson uważa, że za tymi zarzutami kryją się głębokie lęki związane z seksem. Masturbacja i homoerotyzm, z których słyną koedukacyjne internaty, były niebezpiecznymi ułomnościami, od których mogła ustrzec obecność matki.

      Ale to była literatura dla rodzącej się klasy średniej, której przedstawiciele po raz pierwszy mogli decydować o tym, jak będą się kształcić ich dzieci. Przeciwny trend obowiązywał w sposobie myślenia klasy wyższej – wówczas i w dużej części XX wieku. Uważano mianowicie, że matki powinny zachowywać dystans wobec swoich dzieci. Opieka nad nimi to irytująca i niewdzięczna praca, a także – co gorsza – nudna. Dzieci, które wszak nie mają głosu aż do osiągnięcia wieku dojrzewania, kiedy wykształca się rozum, zwykle były prezentowane rodzicom i dziadkom przy śniadaniu i przed snem. Większość czasu spędzały z dala od nich. Zwyczaje te szły w parze z innym przekonaniem – że matczyna miłość może być bardzo destrukcyjna.

      W czasach wiktoriańskich, kiedy intensywnie zastanawiano się, jak zaszczepiać w dzieciach moralność, męstwo oraz bronić je przed okropnościami takimi jak „grzech Oscara Wilde’a”, wierzono w to powszechnie. Charlotte Guest, żona przemysłowca i członka parlamentu sir Josiaha Guesta, miała okropne wątpliwości w związku z wysłaniem swoich trzech synów do szkoły podstawowej z internatem. Szczególnie martwiła się o przeklinanie i „zły wpływ” – w sumie nie bez powodu. Ale po zasięgnięciu rady u duchownych oraz u dyrektora Harrow, szkoły, do której ostatecznie chłopcy mieli trafić, przezwyciężyła obawy. Lady Guest we wrześniu 1845 roku napisała w swoim dzienniku: „Stoję w obliczu smutnej perspektywy, ale wszyscy mówią, że to jedyny sposób, by wychować chłopców. Co począć? Jak mogę ja, biedna, słaba kobieta, przeciwstawić się całemu światu?”. To brzmi absurdalnie, ale zdominowana przez mężczyzn kultura często nie pozwalała kobietom z klasy wyższej decydować o edukacji własnych dzieci. W rodzinie Fergussonów kobiety odgrywały akurat ważną rolę przy wybieraniu szkół. Nieraz matki, jak matka Churchilla, przychodziły dzieciom na ratunek i zabierały je do domu. Ale bunt musiał być niełatwą rzeczą, zwłaszcza gdy ojcowie i bracia podpierali swoją argumentację tradycją i sukcesem.

      Pod koniec epoki wiktoriańskiej w dyskusji na temat roli matki najwyraźniej osiągnięto konsensus: moralne i fizyczne zdrowie dzieci było zagrożone, jeśli trzymane były w domu. Grzmiała o tym jednogłośnie grupa wielebnych dyrektorów, którzy prowadzili szkoły i obficie publikowali w czasopismach. Na początku XX wieku poeta laureat John Masefield (który miał za sobą nieszczęśliwy czas nauki w King’s School w Warwick w latach 80. XIX wieku) ciskał gromy na kult macierzyństwa, twierdząc, że dzieci powinny być edukowane przez mężczyzn. Proponował nawet, by próby wywierania wpływu na dzieci przez matki były kwalifikowane jako przestępstwo. „Świat stopniowo stacza się pod względem wielu wartości, od kiedy »osoba matki« stała się czymś, co się zowie »czynnikiem edukacyjnym«”, pisał.

      Przymus oddalania dzieci z domu stał się zatem wszechwładny – w zamożniejszych rodzinach w zasadzie nie dyskutowano z nim aż do późnych lat XX wieku. Cierpienie matki związane z wczesną utratą potomstwa – tak samo realne, jestem pewny, wśród rodziców dzieci mieszkających w internacie w XIX wieku, jak dzisiaj – zostało poddane nobilitacji. Traktowane było jako poświęcenie, bezinteresowny czyn dla dobra dziecka. Istnieją dla niego antropologiczne paralele. Chińskie matki okaleczały swoje córki, bandażując im stopy, jeszcze na początku XX wieku. To matki, nie ojcowie, nadzorują proces obrzezania swoich córek w niektórych kulturach. O ile oczekiwania mężczyzn nakierowują okrucieństwo na dziecko, o tyle udział matki w jego wymierzaniu jest konieczny. Prawda jest taka, że instynkt macierzyński – wcale niewykuty z żelaza – łatwo podważyć praktyką kulturową. „Nienawidzę mojej matki za to, że wysłała mnie do internatu. Nigdy jej nie wybaczę. Nigdy nie zwracała na mnie uwagi, była jędzą”, powiedziała mi pewna kobieta. A jednak ona także, wraz z mężem, oficerem wojska, wysłała swoich chłopców do szkoły z internatem, dofinansowanej przez państwo.

      4. RODZIC Z CEGIEŁ

      Nie posłałbym do szkoły z internatem nawet psa w wieku siedmiu lat.

      Pierwszą rzeczą, jakiej przygląda się psychiatra czy psychoterapeuta, gdy rozpoczyna pracę z dzieckiem z problemami, jest „wzorzec przywiązania”. To prosta zasada tworzenia więzi między dzieckiem a opiekunem, któremu ufa, podstawa współczesnego myślenia na temat tego, jak wychować emocjonalnie zdrową osobę. „Relacja z główną figurą przywiązania jest kluczowa dla dobrego rozwoju dziecka – bez niej psychiką zaczynają rządzić obawy i lęki”, podaje standardowy podręcznik. Gdy dzieckiem raz ktoś się zajmuje, a raz nie, rodzice są nieobecni, nieodpowiedzialni lub stosują przemoc, można u niego zdiagnozować przywiązanie unikające czy zdezorganizowane. Jako że jest to dobrze znany problem – teoria przywiązania zdominowała naukę o rozwoju dziecka na pięćdziesiąt lat – wiele da się w tej kwestii zrobić. Pierwszym krokiem jest nakłonienie