Jak wytresować lorda. Alex Renton

Читать онлайн.
Название Jak wytresować lorda
Автор произведения Alex Renton
Жанр Документальная литература
Серия
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381693868



Скачать книгу

spływał jej tusz do rzęs.

      – Na buty – odpowiedziałem.

      Podniosłem wzrok, ale samochód już odjechał.

      Pierwszym absolwentem szkoły z internatem, który opisał swój przyjazd na miejsce, był powieściopisarz William Thackeray. W 1817 roku jako pięciolatek, w towarzystwie czteroletniego kuzyna, opuścił mieszkających w Kalkucie rodziców i udał się do szkoły w Southampton. Była to typowa praktyka stosowana wobec dzieci brytyjskich mieszkańców kolonii. W 1930 roku moja ciotka i jej siostra – w wieku czterech i sześciu lat – zostały wysłane z Indii do szkoły z internatem. W 1860 roku, gdy otwierały się dziesiątki nowych placówek tego typu, Thackeray snuł rozważania na temat efektów wysyłania małych dzieci z domu.

      Może opowiem, jak to było, gdy (z jakąś skrzynią i jeszcze torbą podróżną) podążaliśmy z matką do końca alei, gdzie nie czekaliśmy dłużej niż kilka minut na terkot kół tego powozu o nazwie Nieposłuszeństwo, który nadjeżdżał nieubłaganie w naszym kierunku. Dmą w róg, wciągają skrzynię, spuszczają schodki. Ech! Pamiętam ten jesienny wieczór, wciąż słyszę terkot kół. I czuję ten piekący ból. Czy chłopcem, czy już mężczyzną będąc, nigdy nie byłem w stanie znieść widoku rozstań dorosłych ze swoimi dziećmi.

      Thackeray wykorzystał swoje doświadczenia w wielu powieściach. W listach prywatnych pisał o latach, podczas których jedyną nadzieję dawało mu myślenie o matce. „Ta pierwsza noc w szkole – twarde łóżko, twarde słowa, dziwni chłopcy, którzy nas prześladowali, wyśmiewali i drażnili ku swojej ohydnej uciesze – ta pierwsza noc w obcej szkole; większość z nas dobrze pamięta, czym to pachnie”, napisał w jednym z artykułów. Jestem ciekawy, czy przypadkiem niektórzy ojcowie, unikający odwożenia swoich dzieci do szkoły, nie czynili tego ze strachu przed wspomnieniami, które taka podróż może wywołać.

      Pierwsza obelga pozostaje żywa w pamięci, jest kluczowa w opowieściach, jak pierwsze przybycie. Tak jak przeszukanie po przyjęciu do więzienia czy rytuały inicjacyjne, przez które przechodzą rekruci, gwałt na sprawiedliwości czy normalności stanowi przejście od czegoś znanego do czegoś nowego. „Sądzę, że w szkole wiedzieli, że muszą nas złamać”, pisze jeden z autorów listów. Absolwenci często przywołują szok spowodowany fatalnym jedzeniem – wspominają grudy zakrzepniętego tłuszczu, tajemniczo wyglądające mięso, wściekły głód. Z perspektywy czasu problemy te zwykle relacjonowane są jako komiczne. Ale znajome, zachęcające do jedzenia pożywienie, jak wie każdy rodzic, jest kluczowe, by dziecko czuło się komfortowo.

      Pamięta się też pierwszą noc – w domu był to czas opowiadania historii, przytulania, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. W Ashdown łóżko nie było ani ciepłe, ani bezpieczne. Pierwszego wieczoru po zgaszeniu światła kapitan sypialni wytłumaczył, że pasek będzie używany do karania nie tylko za płacz, lecz także za jakikolwiek dźwięk, nawet jeśli będzie to skrzypnięcie sprężyny w materacu. Dziś dorośli ludzie wspominają nie tylko strach, ale też zniewagi. „Przyjechałem do szkoły podstawowej Hazelgrove House w 1958 roku, w wieku ośmiu lat – pisze jeden z moich korespondentów. – Pierwszego wieczoru gwoździem programu było wyrzucenie przez okno samochodzików, które ustawiłem na kocu, żeby się nimi bawić razem z innymi. Inny nowy, który przyjechał tego samego dnia, zaczął od zasikania łóżka. Odrobina współczucia na pewno by mu pomogła… Nie pomogło na pewno zerwanie nasiąkniętego uryną prześcieradła i wytarcie nim jego zalanej łzami twarzy przez wściekłą kierowniczkę”.

      Często dorośli gorliwiej niż dzieci przykładają się do rytualnego wprowadzania nowicjuszy w szok. Aktorka Selina Cadell opowiedziała mi o swoim pierwszym dniu w Bedales w 1961 roku. Miała osiem lat.

      Moje pierwsze wspomnienie związane z pożegnaniem rodziców jest takie: patrzę, jak odjeżdżają, niepewna, kiedy ich znowu zobaczę, a matrona – kierowniczka sali dziewcząt – wręcza mi szklankę mleka. Kilka minut wcześniej moja matka odpowiedziała jej na pytanie: „Czy jest coś, czego Selina nie lubi?”, jednym słowem: „mleko”. Założywszy, że matrona z jakiegoś powodu źle zrozumiała odpowiedź, grzecznie wytłumaczyłam, że od mleka robi mi się niedobrze.

      „Nie interesuje mnie to, nie wyjdziesz z tej sali, dopóki nie wypijesz”, brzmiała odpowiedź.

      Zaczęłam powoli pić. Ku mojemu zdziwieniu matrona wyjęła nożyczki i zaczęła obcinać moje włosy. Były dość długie. Obcięła je na krótko.

      Zwymiotowałam na dywan. Musiałam to posprzątać, wymiociny i włosy, zanim zabrała mnie do mojej sypialni.

      Płakałam całą noc, tę pierwszą noc. Ale doznana przemoc i groźby ze strony okrutniczki w mojej sypialni szybko to zmieniły. Płakałam już tylko w środku.

      Wspomnienia Thackeraya są wyjątkowe nie tylko dlatego, że jako pierwszy podjął temat, ale ponieważ trwał przy swoich doświadczeniach. Autorzy większości pamiętników z okresu szkoły wykorzystują przykre historie pierwszych dni czy lat jako preludium do opowieści o lepszych czasach. Dzięki temu powstaje zgrabna relacja, z której wynika, że się dojrzało i nauczyło nie narzekać oraz gardzić rozczulaniem się nad sobą. Thackeray nigdy nie używał cierpkiego poczucia humoru ani nie deprecjonował swoich przeżyć, co nadaje specyficzny ton wielu jego relacjom. Nie pomniejsza swojego bólu ani nie interpretuje go jako czegoś pożytecznego.

      Są historie dzieci, które biegły do szkoły w podskokach, a ich radość nigdy nie okrzepła. Ale wydaje się oczywiste, że tylko dla niewielu z nich to pierwsze rozstanie nie było szokiem. Oczywiście separacja jest rytuałem niezbędnym w życiowej podróży. Jedne drzwi się zamykają, drugie otwierają. Pożegnania są punktem zwrotnym wielkich wiktoriańskich powieści, które karmiły wyobraźnię brytyjskich dzieci w XX wieku. Dla wielu osób, które wspominają teraz z bólem albo ze zdziwieniem dzieciństwo spędzone z obcymi, ta wymuszona wczesna rozłąka jest początkiem historii, którą po kilkudziesięciu latach, tak jak ja, wciąż próbują opowiedzieć i zrozumieć.

      2. NARODZINY PRYWATNEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ

      Kluczowym czynnikiem dla omawianego problemu jest tradycja – jej przestrzeganie, niezmącona wiara w nią. Pochodzę z rodziny, w której tradycja wysyłania dzieci do szkół z internatem była długa. Jedenaście pokoleń w rodzinie mojej matki, dziedziczni naczelnicy szkockiego klanu, opuszczało swoją dolinę w Ayrshire, by się edukować. Do czasu nastania mojego pokolenia wśród klasy, która rządziła Szkocją, potem Wielką Brytanią, a następnie całym imperium, niewyobrażalna była inna kolej rzeczy. Rodzina mojego ojca – tylko trzy pokolenia w internacie – jest dość przeciętna. Należała do aspirującej klasy nowo wzbogaconych Brytyjczyków, którzy weszli w system prywatnych szkół z internatem z niezmąconym entuzjazmem jakieś sto lat temu.