Kobiety z Ravensbrück. Sarah Helm

Читать онлайн.
Название Kobiety z Ravensbrück
Автор произведения Sarah Helm
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788380972926



Скачать книгу

ostatni rok Langefeld pracowała jako starsza strażniczka w Lichtenburgu, średniowiecznej twierdzy koło Torgau nad Łabą. W Lichtenburgu – przekształconym na tymczasowy obóz dla kobiet na czas budowy Ravensbrück – zatłoczone sale i wilgotne lochy były ciasne i niezdrowe; nieodpowiednie dla więźniarek. Ravensbrück był nowy i specjalnie przystosowany. Kompleks zajmował 2,5 hektara i oferował dość miejsca dla pierwszego tysiąca kobiet, którego się tam spodziewano, i na zapasową przestrzeń.

      Langefeld przekroczyła żelazną bramę i przeszła się po piaszczystym Appellplatz, obozowym placu apelowym. Miał rozmiary boiska do piłki nożnej i zapewniał dość przestrzeni do musztrowania całego obozu naraz. Nad głową Langefeld, na słupach, znajdowały się głośniki, chociaż teraz dało się słyszeć jedynie odgłos wbijanych gwoździ. Mury zasłaniały widok na wszystko dookoła, prócz nieba.

      W przeciwieństwie do obozów męskich w Ravensbrück nie przewidziano wieżyczek obserwacyjnych na murach ani stanowisk karabinów. Ale po wewnętrznej stronie muru granicznego przymocowano ogrodzenie z drutu, opatrzone tablicami przedstawiającymi czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami, z ostrzeżeniem o wysokim napięciu. Tylko za południowym murem, z prawej strony Langefeld, teren wznosił się na tyle wysoko, że pozwalał zobaczyć czubki drzew na wzgórzu.

      W kompleksie przeważały ciężkie szare baraki. Drewniane bloki ustawione w regularnych szeregach były parterowe, z małymi okienkami; zajmowały teren przy placu apelowym. Dwa rzędy identycznych bloków – choć niektóre nieco większe – wznosiły się po obu stronach głównej ulicy, nazywanej „Lagerstrasse” – Lagrową.

      Langefeld obejrzała po kolei wszystkie bloki. W pierwszym bloku z lewej tuż za bramą mieściła się kantyna SS wyposażona w świeżo wyszorowane krzesła i stoły. Również na lewo od placu apelowego znajdował się obozowy Revier, izba chorych lub infirmeria. Za placem weszła do łaźni zaopatrzonej w kilkadziesiąt pryszniców. Na jednym końcu stały pudła pełne pasiaków, a kilka kobiet rozkładało na stole w stosy kolorowe trójkąty z materiału.

      Obok łaźni pod tym samym dachem mieściła się kuchnia obozowa, która lśniła od ogromnych stalowych garnków i czajników. Następnym budynkiem był magazyn osobistych ubrań więźniów, czyli Effektenkammer, gdzie na stole leżały wielkie brązowe papierowe torby, a dalej Wäscherei, pralnia, z sześcioma pralkami wirnikowymi – Langefeld wolałaby więcej.

      W pobliżu wybudowano ptaszarnię. Heinrich Himmler, Reichsführer SS, który kierował obozami koncentracyjnymi i wieloma innymi sprawami w nazistowskich Niemczech, chciał, żeby jego obozy były jak najbardziej samowystarczalne. Miała się tu znajdować królikarnia, kojec dla kur i warzywniak, jak również sad i ogród kwiatowy. Już przesadzano tu krzewy agrestu, wykopane z ogrodów w Lichtenburgu i przetransportowane ciężarówkami. Do Ravensbrück przewieziono także zawartość latryn z Lichtenburga, która miała posłużyć za nawóz. Himmler wymagał również, aby jego obozy wspólnie mobilizowały zasoby. Ponieważ w Ravensbrück nie było pieców chlebowych, bochenki przyjeżdżały codziennie z Sachsenhausen, obozu męskiego położonego 80 kilometrów na południe.

      Oberaufseherin przespacerowała się Lagerstrasse, która zaczynała się na drugim końcu placu apelowego i prowadziła na tyły obozu. Bloki mieszkalne rozkładały się wzdłuż Lagerstrasse szczytami do ulicy, w idealnym szyku, tak że okna jednego bloku wychodziły na ścianę następnego. W ośmiu blokach po każdej stronie „ulicy” miały zamieszkać więźniarki. Przed pierwszym blokiem zasadzono czerwone kwiaty – szałwie; młode lipy wyrastały w regularnych rzędach między pozostałymi.

      Johanna Langefeld uważała, że poprowadzi obóz koncentracyjny dla kobiet lepiej niż mężczyzna, a z pewnością lepiej niż Max Koegel, którego metodami gardziła. Jednak Himmler wyraził się jasno, że Ravensbrück powinno być, ogólnie rzecz biorąc, prowadzone według tych samych zasad, co obozy dla mężczyzn, a to oznaczało, że Langefeld i jej strażniczki odpowiadały przed komendantem z SS.

      W dokumentach nie figurowało żadne oficjalne stanowisko, ani jej, ani strażniczek. Kobiety właściwie nie podlegały mężczyznom, nie miały ani odznak, ani rang, traktowano je po prostu jako „personel pomocniczy” SS. Większość z nich nie posiadała broni, chociaż niektóre strażniczki grup pracujących na zewnątrz uzbrojone były w pistolety, a wiele miało psy. Himmler uważał, że kobiety boją się psów o wiele bardziej niż mężczyźni.

      Mimo tego władza Koegela w obozie nie miała być absolutna. Na razie był tylko nowo mianowanym komendantem i odebrano mu niektóre kompetencje. Na przykład nie planowano żadnego obozowego więzienia ani „bunkra” do karania więźniarek sprawiających kłopoty, jak w każdym obozie dla mężczyzn. Nie mógł również wydać rozkazu „oficjalnej” chłosty. Rozzłoszczony tymi ograniczeniami Koegel napisał do przełożonych z SS z żądaniem większej władzy przy nakładaniu kar na więźniarki, ale odmówiono mu.

      Langefeld weszła do baraku mieszkalnego i rozejrzała się dookoła. Jak wiele innych rzeczy tutaj rozplanowanie miejsc do spania stanowiło dla niej nowość; w przeciwieństwie do wieloosobowych cel lub dormitoriów, z którymi miała wcześniej do czynienia, tutaj w każdym bloku miało spać ponad 150 kobiet. Wnętrza baraków były urządzone identycznie: dwie wielkie sypialnie – A i B – po obu stronach umywalni z rzędem dwunastu umywalek i dwunastu toalet, oraz wspólna sala dzienna, gdzie więźniarki miały jeść.

      Przestrzeń sypialną zapełniały trzypoziomowe prycze z desek. Każda więźniarka dostawała siennik wypełniony wiórami, poduszkę oraz prześcieradło i niebiesko-biały koc złożony w nogach łóżka.

      Wartość musztry i dyscypliny zaszczepiano Langefeld od najwcześniejszych lat. Urodziła się w marcu 1900 roku jako Johanna May, córka kowala, w Zagłębiu Ruhry, w miasteczku Kupferdreh. Wychowywano ją razem z siostrą w surowym luteranizmie; rodzice wpajali im znaczenie gospodarności, posłuszeństwa i codziennej modlitwy. Podobnie jak wiele innych grzecznych protestanckich dziewcząt Johanna wiedziała już, że jej przeznaczeniem życiowym będzie rola obowiązkowej żony i matki: Kinder, Küche, Kirche – dzieci, kuchnia, kościół – brzmiało rodzinne credo w domu Mayów. Jednak już od dzieciństwa Johanna pragnęła czegoś więcej. Rodzice zapoznawali ją też z niemiecką przeszłością. W niedzielę po kościele opowiadali o upokarzającej francuskiej okupacji ich ukochanego Zagłębia Ruhry za Napoleona i rodzina padała na kolana, by modlić się do Boga o pomoc w przywróceniu Niemcom świetności. Uwielbiała swą imienniczkę, Johannę Prohaskę, bohaterkę wojen wyzwoleńczych, która w męskim przebraniu walczyła z Francuzami.

      Wszystko to Johanna Langefeld powiedziała Grete Buber-Neumann, byłej więźniarce, w której mieszkaniu we Frankfurcie zjawiła się po latach, „próbując wyjaśnić swoje postępowanie”. Grete, która przebywała w Ravensbrück cztery lata, była zaskoczona wizytą eksnaczelniczki w 1957 roku; ujęła ją jednak opowieść Langefeld o jej „odysei” i spisała ją.

      W 1914 roku, gdy wybuchła I wojna światowa, Johanna, wówczas czternastoletnia, wiwatowała ze wszystkimi, kiedy młodzi mężczyźni z Kupferdreh maszerowali, by spełnić marzenie o przywróceniu Niemcom wielkości. Szybko zorientowała się, że ona i wszystkie Niemki mają