Kobiety z Ravensbrück. Sarah Helm

Читать онлайн.
Название Kobiety z Ravensbrück
Автор произведения Sarah Helm
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788380972926



Скачать книгу

plecami Zachodu miejsce stało się świątynią komunistycznych bohaterek, a ich nazwiskami nazywano ulice i szkoły w całym NRD.

      Tymczasem na Zachodzie Ravensbrück dosłownie zniknęło z pola widzenia. Ocalałe kobiety, historycy i dziennikarze z Zachodu nie mieli dostępu do obozu. We własnych krajach byłe więźniarki walczyły o publikacje swoich historii. Źródła były trudno dostępne. Zapisy z procesów hamburskich sklasyfikowano jako „tajne” i zamknięto na trzydzieści lat.

      „Gdzie to było?”, takie pytanie padało najczęściej, kiedy zaczęłam pisać o Ravensbrück, a także: „Dlaczego tam był osobny obóz dla kobiet? Czy trzymano tam Żydówki? Czy był to obóz zagłady? Pracy niewolniczej? Czy ktoś stamtąd wciąż żyje?”.

      W tych krajach, skąd pochodziło najwięcej ocalałych kobiet, ich grupy próbowały ocalić wspomnienia. Szacuje się, że w Ravensbrück więzionych było 8 tysięcy Francuzek, tysiąc Holenderek, 18 tysięcy Rosjanek i 40 tysięcy Polek. Jednak z różnych przyczyn w każdym z tych krajów ich historia nie była popularyzowana.

      Zdumiewająca jest ignorancja w Wielkiej Brytanii, z której nie więcej niż 20 kobiet trafiło do obozu, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych. Brytyjczycy mogą znać Dachau, pierwszy obóz koncentracyjny, i być może Bergen-Belsen, dlatego że wyzwolili go brytyjscy żołnierze, a także z powodu przerażającej sytuacji, jaką uchwycili na filmie, który wywarł trwałe piętno na świadomości Brytyjczyków. No i skojarzenia budzi jeszcze Auschwitz, synonim gazowania Żydów.

      Po przeczytaniu materiałów Very zaczęłam szukać innych pisanych relacji na temat obozu dla kobiet. Historycy głównego nurtu – prawie wyłącznie mężczyźni – nie mieli praktycznie nic do powiedzenia. Nawet książki pisane o obozach po zakończeniu zimnej wojny dotyczą wyłącznie męskiego świata. Wtedy przyjaciółka z Berlina pożyczyła mi ogromny zbiór artykułów napisanych w większości przez kobiety, przedstawicielki niemieckiego świata nauki. W latach dziewięćdziesiątych feministki-historyczki zaczęły walkę. Ich książka obiecywała, że „uwolni kobiety od anonimowości, która kryje się za słowem: więźniarka”. Lawinowo ruszyły dalsze badania, w miarę jak inni autorzy – zwykle Niemcy – wybierali wąskie zagadnienia dotyczące Ravensbrück i badali je „naukowo”, co nie przyczyniało się do popularyzacji wiedzy o obozie. Znalazłam wzmiankę o Księdze Pamięci, która zapowiadała się o wiele bardziej obiecująco, i podjęłam próby skontaktowania się z autorką.

      Natrafiłam na garść pamiętników więźniarek, głównie z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, które zalegały na tylnych półkach bibliotek publicznych, często opatrzone sensacyjnymi okładkami. Okładka wspomnień nauczycielki literatury francuskiej, Micheline Maurel, przedstawia ponętną kobietę, w typie dziewczyny Bonda, na tle drutu kolczastego. Książka o Irmie Grese, jednej z pierwszych strażniczek Ravensbrück, nosi tytuł Piękna bestia. Język tych pamiętników wydaje się staroświecki i na pierwszy rzut oka sztuczny. Jeden z autorów pisze o „lesbijkach o okrutnych twarzach”, a inny o „zezwierzęceniu” niemieckich więźniarek, „które trzeba traktować jako podstawową cechę rasy”. Tego rodzaju uwagi wprowadzały zamęt; wyglądało to tak, jakby nikt nie wiedział, jak opowiedzieć tę historię. W przedmowie do jednego z tych pamiętników francuski pisarz François Mauriac napisał, że Ravensbrück był „ohydą, o której świat postanowił zapomnieć”. Być może powinnam zająć się pisaniem o czymś innym. Pojechałam do Yvonne Baseden, jedynej żyjącej więźniarki, o której wówczas wiedziałam, żeby zapytać ją o zdanie.

      Yvonne była jedną z kobiet z SOE Very Atkins, schwytaną, gdy pomagała ruchowi oporu we Francji, po czym wysłaną do Ravensbrück. Chętnie opowiadała o walce w ruchu oporu, natomiast za każdym razem gdy poruszałam temat Ravensbrück, mówiła, że „nic nie wie”, i zmieniała temat.

      Tym razem powiedziałam Yvonne, że planuję książkę o obozie, licząc na to, że powie coś więcej, ale ona spojrzała na mnie z przerażeniem.

      – Och nie – powiedziała. – Nie może pani tego zrobić.

      Spytałam dlaczego.

      – To jest zbyt straszne. Nie może pani napisać o czymś innym? Co pani powie dzieciom, kiedy spytają, co pani robi? – spytała.

      Czy nie sądzi, że tę historię powinno się opowiedzieć?

      – O, tak. Ludzie nic nie wiedzą o Ravensbrück. Nikt nigdy nie chciał się o tym dowiedzieć od chwili, kiedy wróciłyśmy.

      Popatrzyła w okno.

      Gdy wychodziłam, dała mi małą książeczkę. Był to kolejny pamiętnik, ze szczególnie okropną obwolutą przedstawiającą dwie splecione czarno-białe postacie. Yvonne jej nie czytała, zepchnęła to na mnie. Wyglądało to tak, jakby chciała, by zniknęła jej z oczu.

      Kiedy dojechałam do domu, okazało się, że koszmarna obwoluta spadła, odkrywając zwykłą niebieską okładkę. Czytałam pamiętnik, nie zakładając jej z powrotem. Autorką była młoda francuska prawniczka Denise Dufournier, która napisała prostą i poruszającą relację o przetrwaniu na przekór wszystkiemu. „Ohyda” nie była jedynym elementem historii Ravensbrück, który został zapomniany; podobnie rzecz się miała z walką o życie.

      Kilka dni później w mojej automatycznej sekretarce rozległ się głos mówiący po francusku. Była to doktor Louise Le Porz (obecnie Liard) z Mérignac, o której myślałam, że nie żyje. Zaprosiła mnie do siebie, do Bordeaux, gdzie obecnie mieszkała. Miałam u niej zostać tak długo, jak będę chciała, gdyż jest wiele do opowiedzenia. „Ale proszę się pośpieszyć, mam dziewięćdziesiąt trzy lata”.

      Niedługo potem nawiązałam kontakt z Bärbel Shindler-Saefkow, autorką Księgi Pamięci. Bärbel, córka więzionej niemieckiej komunistki, sporządziła bazę danych więźniarek; przejechała wiele kilometrów, żeby zestawić listę nazwisk ukrytych w tajnych archiwach. Przesłała mi adres Walentyny Makarowej, białoruskiej partyzantki, która przeżyła marsz śmierci z Auschwitz. Walentyna odpisała mi i zaproponowała spotkanie u niej, w Mińsku.

      Kiedy dojechałam do przedmieść Berlina, śnieżyca nieco się uspokoiła. Minęłam drogowskaz na Sachsenhausen, gdzie mieścił się obóz koncentracyjny dla mężczyzn, co oznaczało, że znajdowałam się na właściwej drodze. Sachsenhausen utrzymywało bliskie kontakty z Ravensbrück. Obóz dla mężczyzn wypiekał chleb dla kobiet; bochenki codziennie pokonywały tę drogę. Na początku każda kobieta otrzymywała co wieczór pół bochenka. Pod koniec wojny dawano im zaledwie kromkę, a „darmozjady” – jak naziści nazywali te, których chcieli się pozbyć – nie dostawały nic.

      Oficerowie SS, strażnicy i więźniowie krążyli często między obozami, gdy administratorzy Himmlera próbowali maksymalnie wykorzystać zasoby. Na początku wojny wydzielono obóz kobiecy w Auschwitz – a później w innych obozach męskich; Ravensbrück zaś zapewniło i wyszkoliło strażniczki. Pod koniec wojny kilku wysokich oficerów SS z Auschwitz odesłano do pracy w Ravensbrück. Więźniarki również przekazywano między obozami. Skutkiem tego, chociaż Ravensbrück miało typowy żeński charakter, zwyczaje dzieliło z obozami męskimi.

      Imperium SS Himmlera było rozległe: w połowie wojny istniało już aż 15 tysięcy nazistowskich obozów, które obejmowały obozy pracy tymczasowej i tysiące podobozów powiązanych z głównymi obozami koncentracyjnymi, rozrzuconych po Niemczech i Polsce. Największe i najstraszniejsze były te zbudowane w 1942 roku w ramach „ostatecznego rozwiązania”. Szacuje się, że do końca wojny naziści eksterminowali 6 milionów Żydów. Fakty związane z ludobójstwem Żydów są obecnie tak dobrze znane i tak przytłaczające, że wielu ludzi uważa, iż program eksterminacji Hitlera obejmował wyłącznie zagładę Żydów.

      Ludzie, którzy pytają o Ravensbrück, często są zaskoczeni, że tak wiele zabitych tam kobiet nie było Żydówkami.

      Dziś historycy rozróżniają poszczególne obozy, ale etykiety mogą być