Style radykalnej woli. Susan Sontag

Читать онлайн.
Название Style radykalnej woli
Автор произведения Susan Sontag
Жанр Языкознание
Серия
Издательство Языкознание
Год выпуска 0
isbn 9788365271839



Скачать книгу

      7

      Roz­waż­my re­la­cję mię­dzy po­stu­la­tem ogra­ni­cze­nia środ­ków i efek­tów w ta­kiej sztu­ce, któ­rej ho­ry­zon­tem jest ci­sza, a uwa­gą od­bior­cy. Sztu­ka w jed­nym ze swo­ich aspek­tów jest tech­ni­ką sku­pia­nia uwa­gi czy też ucze­nia umie­jęt­no­ści uwa­gi. (Choć ca­łość śro­do­wi­ska ży­cia czło­wie­ka moż­na by na­zwać mia­nem na­rzę­dzia pe­da­go­gicz­ne­go, okre­śle­nie to wy­jąt­ko­wo do­brze pa­su­je jed­nak do dzieł sztu­ki). Hi­sto­ria sztu­ki jest hi­sto­rią od­kry­wa­nia i for­mu­ło­wa­nia re­per­tu­aru obiek­tów god­nych uwa­gi. Moż­na pre­cy­zyj­nie prze­śle­dzić ko­lej­no, jak oko sztu­ki oglą­da­ło na­sze śro­do­wi­sko, by „po­na­zy­wać” i wy­brać te nie­licz­ne przed­mio­ty, któ­re póź­niej za­czę­to uwa­żać za zna­czą­ce, przy­jem­ne i zło­żo­ne. (Oscar Wil­de stwier­dził, że lu­dzie nie do­strze­ga­li mgieł, za­nim nie na­uczy­li ich tego dzie­więt­na­sto­wiecz­ni po­eci i ma­la­rze, i bez wąt­pie­nia nie zwra­ca­no uwa­gi na wiel­ką róż­no­rod­ność i sub­tel­ność wy­ra­zów twa­rzy przed na­sta­niem epo­ki kina).

      Daw­niej za­da­nie ar­ty­sty po­le­ga­ło po pro­stu na wska­zy­wa­niu no­wych prze­strze­ni i przed­mio­tów god­nych uwa­gi. Za­da­nie to wciąż jest ak­tu­al­ne, choć sta­ło się bar­dziej pro­ble­ma­tycz­ne. Sama zdol­ność sku­pia­nia uwa­gi zo­sta­ła za­kwe­stio­no­wa­na i pod­le­ga dziś bar­dziej ry­go­ry­stycz­nym kry­te­riom. Jak mówi Ja­sper Johns, „Na­wet wi­dze­nie cze­goś w spo­sób klarowny jest już spo­rym wy­zwa­niem, bo niczego nie wi­dzi­my kla­row­nie”.

      Być może do­świad­cze­nie od­bior­cy zy­ska wyż­szą ja­kość (bę­dzie mniej za­nie­czysz­czo­ne, mniej roz­pro­szo­ne), je­śli jego uwa­ga sku­pi się na mniej­szej licz­bie rze­czy. Ze sztu­ką ubo­gą na po­do­rę­dziu, oczysz­czo­ny przez ci­szę, widz bę­dzie wów­czas w sta­nie po­ko­nać fru­stru­ją­cą se­lek­tyw­ność uwa­gi, któ­ra za­wsze wy­pa­cza do­świad­cze­nie. W sy­tu­acji ide­al­nej po­wi­nien móc zwra­cać uwa­gę na wszyst­ko.

      Pa­nu­je ten­den­cja, by wszyst­kie­go było co­raz mniej. Lecz ni­g­dy wcze­śniej „mniej” nie pre­zen­to­wa­ło się nam tak osten­ta­cyj­nie jako „wię­cej”.

      W świe­tle obec­nie obo­wią­zu­ją­ce­go mitu, zgod­nie z któ­rym sztu­ka pra­gnie być „do­świad­cze­niem to­tal­nym” – to­tal­nie ab­sor­bu­ją­cym uwa­gę – za stra­te­gia­mi zu­ba­ża­nia i re­duk­cji kry­je się naj­bar­dziej wznio­sła am­bi­cja, na jaką po­zwa­la sztu­ka. W tym, co wy­glą­da jak wiel­ka skrom­ność czy wręcz bez­sil­ność, kry­je się pa­lą­ce świec­kie, bluź­nier­cze pra­gnie­nie, by osią­gnąć ni­czym nie­skrę­po­wa­ną, nie­wy­biór­czą, to­tal­ną świa­do­mość „Boga”.

      8

      Pra­gnąc wy­ra­zić po­śred­ni cha­rak­ter aktu twór­cze­go i dzie­ła, szcze­gól­nie czę­sto się­ga się po me­ta­fo­rę języka. Mowa (w po­rów­na­niu do, po­wiedz­my, ob­ra­zów) jest me­dium nie­ma­te­rial­nym, zaś mó­wie­nie wy­da­je się głów­nym z ro­dza­jów dzia­łal­no­ści, któ­re umoż­li­wia­ją trans­cen­den­cję – wy­kro­cze­nie poza to, co uchwyt­ne i moż­li­we (sło­wa są wszak­że abs­trak­cyj­ne i tyl­ko w przy­bli­że­niu ba­zu­ją na kon­kret­nych rze­czach lub się do nich od­no­szą). Rów­no­cze­śnie jed­nak ję­zyk na­le­ży do naj­bar­dziej ska­żo­nych, za­nie­czysz­czo­nych i wy­czer­pa­nych ma­te­ria­łów sztu­ki.

      W opar­ciu o dwo­isty cha­rak­ter ję­zy­ka – jego abs­trak­cyj­ność i hi­sto­rycz­nie wa­run­ko­wa­ną „upa­dłość” – po­wsta­je mi­kro­ko­smos, w któ­rym uwi­dacz­nia się nie­do­la dzi­siej­szej sztu­ki. Sztu­ka za­brnę­ła już tak da­le­ko w la­bi­rynt trans­cen­den­cji, że trud­no so­bie wy­obra­zić, by kie­dyś mia­ła za­wró­cić z tej ścież­ki, o ile nie na­stą­pi ja­kaś dra­stycz­na od­we­to­wa „re­wo­lu­cja kul­tu­ral­na”. Jed­no­cze­śnie jed­nak to­nie w dła­wią­cym przy­pły­wie świec­kiej świa­do­mo­ści hi­sto­rycz­nej, któ­rą uwa­ża­no daw­niej za naj­wyż­sze osią­gnię­cie my­śli eu­ro­pej­skiej. W cią­gu nie­ca­łych dwóch stu­le­ci świa­do­mość hi­sto­rii prze­sta­ła być wy­zwo­le­niem, otwar­ciem drzwi czy bło­go­sła­wio­nym oświe­ce­niem, a prze­obra­zi­ła się w nie­mal nie­zno­śne jarz­mo sa­mo­świa­do­mo­ści. Ar­ty­sta pra­wie nie może na­pi­sać sło­wa (lub stwo­rzyć ob­ra­zu czy wy­ko­nać ge­stu), któ­re nie przy­po­mi­na­ło­by mu o czymś już daw­no osią­gnię­tym.

      Jak po­wia­da Nie­tz­sche, „Na­sza wyż­szość: ży­je­my w epo­ce porównywania, mo­że­my spraw­dzać, jak jesz­cze ni­g­dy nie spraw­dza­no”, to­też „Roz­ko­szu­je­my się ina­czej, cier­pi­my ina­czej: po­rów­ny­wa­nie nie­sły­cha­nej wie­lo­ra­ko­ści jest na­szą naj­in­stynk­tow­niej­szą czyn­no­ścią”8.

      Do pew­ne­go stop­nia wspól­no­to­wy i hi­sto­rycz­ny cha­rak­ter środ­ków, któ­ry­mi dys­po­nu­je ar­ty­sta, sta­no­wi po­chod­ną in­ter­su­biek­tyw­no­ści do­świad­cze­nia: każ­da oso­ba jest by­tem-w-świe­cie. Lecz dziś, zwłasz­cza w dzie­dzi­nach sztu­ki opar­tych na sło­wach, ten nor­mal­ny stan rze­czy od­czu­wa się jako nie­zwy­kły, drę­czą­cy pro­blem.

      W na­szym do­świad­cze­niu ję­zyk nie jest już po pro­stu czymś, co współ­dzie­li­my – wy­da­je nam się ze­psu­ty, ob­cią­żo­ny hi­sto­rycz­nym ba­ga­żem. Dla­te­go każ­dy świa­do­my ar­ty­sta w ak­cie two­rze­nia musi się zma­gać z dwo­ma po­ten­cjal­nie an­ta­go­ni­stycz­ny­mi sfe­ra­mi zna­czeń i z re­la­cja­mi, ja­kie je łą­czą. Do jed­nej z nich na­le­żą jego wła­sne zna­cze­nia (bądź ich brak); do dru­giej – zna­cze­nia dru­go­rzęd­ne, któ­re po­sze­rza­ją twór­czy ję­zyk, lecz za­ra­zem go ob­cią­ża­ją, uśred­nia­ją i roz­rze­dza­ją. Ar­ty­sta musi wy­brać po­mię­dzy dwo­ma z za­sa­dy ogra­ni­cza­ją­cy­mi go spo­so­ba­mi dzia­ła­nia i przy­jąć bądź to słu­żal­czą, bądź aro­ganc­ką po­sta­wę. Może przy­po­chle­biać się pu­bli­ce, da­jąc jej coś, co już zna, lub ją za­ata­ko­wać, ofe­ru­jąc coś, cze­go ona nie chce.

      A za­tem współ­cze­sna sztu­ka w peł­ni od­zwier­cie­dla alie­na­cję po­wsta­ją­cą w toku pra­cy świa­do­mo­ści hi­sto­rycz­nej. Ar­ty­sta za­wsze dzia­ła (prze­waż­nie świa­do­mie) w od­nie­sie­niu do cze­goś, cze­go już wcze­śniej do­ko­na­no, i w efek­cie wciąż kom­pul­syw­nie spraw­dza wła­sne po­ło­że­nie wzglę­dem po­przed­ni­ków oraz twór­ców so­bie współ­cze­snych. By so­bie ja­koś za­dość­uczy­nić za to ha­nieb­ne znie­wo­le­nie przez hi­sto­rię, snu­je wznio­słe ma­rze­nia o cał­ko­wi­cie ahi­sto­rycz­nej, czy­li nie­wy­alie­no­wa­nej sztu­ce.

      9

      Sztu­ka „mil­czą­ca” jest jed­ną z moż­li­wych re­ali­za­cji owej wi­zjo­ner­skiej ahi­sto­rycz­nej