Ostatni kojot. Michael Connelly

Читать онлайн.
Название Ostatni kojot
Автор произведения Michael Connelly
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-956-7



Скачать книгу

ścianami siedział Pounds. Ludzie z sekcji włamań unieśli głowy na widok Boscha; tak samo zareagowali detektywi z Wydziału Rozbojów i Zabójstw. On sam starał się nie zwracać uwagi na nikogo, chociaż o mało nie stanął jak wryty, kiedy zauważył, że ktoś siedzi na jego miejscu. Burns. Edgar też tu był, ale siedział odwrócony plecami do wejścia i nie zauważył Harry’ego.

      Za to przez szklane ściany natychmiast dostrzegł go Pounds. Wstał.

      Gdy Bosch się zbliżył do gabinetu, zauważył, że w miejsce szyby, którą wybił zaledwie tydzień temu, wstawiono już nową. Bardzo się pospieszyli. Znacznie ważniejsze naprawy, jak na przykład wymiana podziurawionej kulami przedniej szyby samochodu, zajmowały zazwyczaj miesiąc i wymagały długich bojów z biurokracją. Takie były priorytety w tym wydziale.

      – Henry! – warknął Pounds. – Chodź tu.

      Starszy człowiek, który siedział przy wejściu i zajmował się przyjmowaniem zgłoszeń oraz udzielaniem ogólnych informacji, zerwał się z miejsca i podszedł do oszklonego gabinetu. Był cywilnym ochotnikiem, jednym z pracujących w komisariacie emerytów, których policjanci określali mianem Śpiących Rycerzy.

      Bosch wszedł za nim do gabinetu i położył aktówkę na podłodze.

      – Bosch! – krzyknął Pounds. – Mam świadka!

      Wskazał palcem starego Henry’ego, po czym machnął ręką w stronę szyby.

      – Tam też są świadkowie.

      Pounds wciąż jeszcze miał pod oczami purpurowe ślady po popękanych naczynkach krwionośnych, ale opuchlizna już zeszła. Bosch podszedł do jego biurka i włożył rękę do kieszeni marynarki.

      – Świadkowie czego?

      – Tego, co tu zrobisz.

      Bosch odwrócił się i spojrzał na Henry’ego.

      – Henry, możesz już wyjść. Chcę porozmawiać z porucznikiem.

      – Henry, zostań – rozkazał Pounds. – Chcę, żebyś wszystko słyszał.

      – Pounds, skąd wiesz, że on cokolwiek zapamięta? Nie potrafi nawet przełączyć rozmowy do właściwego stolika.

      Bosch ponownie spojrzał na Henry’ego wzrokiem, który nie pozostawiał wątpliwości, kto tu wydaje polecenia.

      – Zamknij za sobą drzwi.

      Henry spojrzał nieśmiało na Poundsa, a potem szybko wyszedł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi, jak mu kazano. Bosch spojrzał na swojego szefa.

      Porucznik powoli, jak kot usiłujący prześliznąć się przed nosem psa, usiadł na swoim fotelu. Pewnie na podstawie wcześniejszych doświadczeń uznał, że bezpieczniej jest nie stać twarzą w twarz z Boschem. Harry opuścił wzrok i zauważył, że na biurku leży otwarta książka. Podniósł ją i spojrzał na okładkę.

      – Uczymy się do egzaminu na kapitana, poruczniku?

      Pounds odchylił się, tak aby znaleźć się poza zasięgiem rąk Boscha. Nie był to żaden podręcznik. Autor książki, trener koszykówki, udzielał rad, jak pobudzić ambicję podwładnych. Bosch nie mógł się powstrzymać. Wybuchnął śmiechem i pokręcił głową.

      – Pounds, wiesz co, z ciebie naprawdę jest niezły numer. Zawsze potrafisz mnie rozbawić. Muszę ci to przyznać.

      Pounds wyrwał mu książkę z rąk i wcisnął ją do szuflady.

      – Bosch, czego chcesz? Wiesz, że nie wolno ci tu przychodzić. Jesteś na urlopie.

      – Przecież mnie wezwałeś, nie pamiętasz?

      – Nie wzywałem cię.

      – A samochód? Powiedziałeś, że mam oddać samochód.

      – Kazałem ci zostawić go w garażu. Nie mówiłem, żebyś tu przychodził. A teraz wynoś się!

      Na twarzy porucznika pojawił się rumieniec gniewu. Bosch zachowywał całkowity spokój. Wyjął rękę z kieszeni. Trzymał w niej kluczyki samochodu. Rzucił je na biurko przed Poundsem.

      – Stoi przy wytrzeźwiałce. Jeśli chcesz, możesz go sobie wziąć. Jednak papierkami zajmiesz się sam. To nie jest robota dla gliniarza. To robota dla urzędasa.

      Bosch odwrócił się i podniósł aktówkę. Następnie pchnął drzwi tak silnie, że rąbnęły o szklaną ścianę. Cały gabinet zadygotał, ale żadna z szyb się nie stłukła. Harry ruszył w stronę wyjścia, rzuciwszy po drodze: „Przepraszam, Henry”.

      Po kilku minutach stał już na krawężniku przed komendą i czekał na taksówkę, którą zamówił telefonicznie. Podjechał szary caprice, prawie identyczny jak ten, którego właśnie się pozbył. Bosch pochylił się i zajrzał do środka. Za kierownicą siedział uśmiechnięty Edgar. Opuścił szybę.

      – Może cię podwieźć, twardzielu?

      Bosch wsiadł.

      – Na La Brea, niedaleko Bulwaru jest wypożyczalnia samochodów Hertz.

      – Wiem.

      Przez kilka minut jechali w ciszy, po czym Edgar nagle wybuchnął śmiechem i pokręcił głową.

      – Co jest?

      – Nic… chodzi o Burnsa. Myślałem, że się zesra. Bał się, że jak wyjdziesz od Poundsa, wykopiesz go ze swojego miejsca. Wyglądał żałośnie.

      – Cholera, powinienem był to zrobić. Że też nie pomyślałem.

      Ponownie zapadła cisza. Byli na Sunset, zbliżali się do La Brea.

      – Harry, nie możesz się powstrzymać, co?

      – Na to wygląda.

      – Co ci się stało w rękę?

      Bosch uniósł rękę i przyglądał się bandażowi.

      – To przy remoncie werandy. Uderzyłem się. Cholernie bolało.

      – Lepiej uważaj na siebie, bo Pounds uweźmie się na ciebie jak skurwysyn.

      – On już jest skurwysynem.

      – To prymityw, zwykły śmieć. Daj sobie z nim spokój. Wiesz, że w ten sposób tylko…

      – Zaczynasz gadać jak psycholog, do którego mnie wysłali. Może zamiast iść tam, powinienem dzisiaj pogadać z tobą, co ty na to?

      – Może to, co mówi ta pani doktor, ma sens.

      – Chyba jednak należało pojechać taksówką.

      – Powinieneś ustalić, kim są twoi prawdziwi przyjaciele, i choć raz ich posłuchać.

      – Jesteśmy na miejscu.

      Edgar zahamował przed wypożyczalnią samochodów. Bosch wysiadł, zanim jeszcze wóz stanął.

      – Harry, zaczekaj chwilę.

      Bosch spojrzał na Edgara przez ramię.

      – O co chodzi z tym Foxem? Co to za jeden?

      – Nie mogę ci tego teraz powiedzieć, Jerry. Tak będzie lepiej.

      – Jesteś pewien?

      Z aktówki Boscha dobiegło pikanie telefonu. Spojrzał na nią, po czym znów popatrzył na Edgara.

      – Dzięki za podwózkę.

      Zamknął drzwi auta.

      11

      Dzwoniła Keisha Russell z „Timesa”. Powiedziała, że znalazła coś w archiwum, ale chciała dać mu to osobiście. Wiedział, że to część rytuału, część umowy. Zerknął na zegarek. Mógł