Название | Ostatni kojot |
---|---|
Автор произведения | Michael Connelly |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-956-7 |
– Wszystko jedno. Co dzieje się w twoim życiu, w twoich myślach, coś, o czym chciałbyś porozmawiać.
Zamyślił się.
– Wczoraj w nocy widziałem kojota. Blisko mojego domu. Byłem… zdaje się, że byłem pijany, ale wiem, że go widziałem.
– Czemu to dla ciebie takie ważne?
– Nie jestem pewien… prawdopodobnie niewiele ich już zostało na wzgórzach, przynajmniej tam, gdzie mieszkam. Dlatego za każdym razem mam wrażenie, że może to już ostatni kojot. I chyba bardzo bym się zmartwił, gdyby okazało się to prawdą, gdybym już nigdy nie mógł ich zobaczyć.
Kiwnęła głową, jakby zdobył punkt w grze, której zasad nie był pewien.
– Jeden z nich kiedyś mieszkał w kanionie poniżej mego domu. Widywałem go tam i…
– Skąd wiesz, że ten, którego widziałeś w nocy, to był samiec. Czemu jesteś tego pewien?
– Nie jestem. Zgaduję.
– No dobrze. Mów dalej.
– On… to zwierzę żyło koło mego domu i widywałem je od czasu do czasu. Po trzęsieniu ziemi zniknęło. Nie wiem, co się z nim stało. No i wczoraj w nocy zobaczyłem innego kojota. Mgła tak jakoś zmieszała się ze światłem, że wydawało się, iż jego sierść jest niebieska. Chyba był głodny. Jest w nich coś takiego… są jednocześnie smutne i groźne.
– Tak, wiem.
– W każdym razie myślałem o nim w łóżku. Właśnie wtedy, kiedy oparzyłem sobie palce. Zasnąłem z papierosem w ręku. Zanim jednak się obudziłem, coś mi się przyśniło. A może mi się to majaczyło przed zaśnięciem? W każdym razie znów pojawił się koło mnie ten kojot. To działo się w jakimś kanionie czy na wzgórzu…
Uniósł dłoń.
– I wtedy poczułem ogień.
Skinęła głową, ale nic nie powiedziała.
– No i co o tym sądzisz? – spytał.
– Niezbyt często zajmuję się interpretacją snów. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy ma to w ogóle sens. Najważniejsze, że zacząłeś mi się zwierzać. Wykonałeś zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. A co do snu, to wydaje mi się oczywiste, że identyfikujesz się z kojotem. Być może takich policjantów jak ty zostało już niewielu i podświadomie obawiasz się o swój byt, o swoją misję. Sama nie wiem. Rozważmy jednak to, co powiedziałeś. Określiłeś kojoty jako zwierzęta smutne, ale zarazem groźne. Czy to samo może odnosić się do ciebie?
Napił się, zanim odpowiedział.
– Bywałem już smutny, ale zawsze znajdowałem jakieś pocieszenie.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, myśląc o tym, co zostało powiedziane. Spojrzała na zegarek.
– Mamy trochę czasu. Czy jest jeszcze coś, o czym chciałbyś porozmawiać? Coś wiążącego się z tym, co mi już opowiedziałeś?
Zastanowił się, sięgając po papierosa.
– Ile mamy czasu?
– Tyle, ile chcesz. Nie przejmuj się czasem. Chcę z tobą rozmawiać.
– Mówiłaś o mojej misji. Powiedziałaś, żebym się nad nią zastanowił. A przed chwilą znowu użyłaś tego słowa.
– Tak.
– To, co tu mówię, pozostaje między nami, prawda?
Zmarszczyła brwi.
– Nie chodzi o nic nielegalnego. Czy nie powtórzysz nikomu tego, co powiem? Irving dowie się o tym?
– Nie. To, co mi mówisz, nie wychodzi poza te cztery ściany. Jak już mówiłam, mam jedynie sporządzić krótką opinię na temat twojego powrotu do służby – za albo przeciw – i przekazać ją Irvingowi. To wszystko.
Kiwnął głową, po krótkim wahaniu podejmując decyzję. Powie jej.
– Mówiłaś o mojej misji, swojej misji… Wydaje mi się, że moja misja rozpoczęła się dawno temu. Tyle że nie wiedziałem o tym, czy raczej… nie chciałem tego przyjąć do wiadomości. Nie przyznawałem się przed sobą do tego. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Może bałem się czy coś… W każdym razie odłożyłem to na bok. Na wiele lat. A teraz postanowiłem ją zaakceptować.
– Chyba cię nie rozumiem. Harry, musisz mi powiedzieć o tym wprost.
Bosch spojrzał na szary dywan leżący na podłodze.
– Jestem sierotą… nie znałem swojego ojca, a moja matka została zamordowana w Hollywood, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Nikt… nikt nie został aresztowany.
– Szukasz jej mordercy, prawda?
Podniósł wzrok i kiwnął głową.
– To właśnie jest moją misją.
Na jej twarzy nie pojawił się nawet cień zaskoczenia, co go zdziwiło. Jakby spodziewała się, że to usłyszy.
– Opowiedz mi o tym.
13
Bosch siedział przy stole. Miał przed sobą notes i wycinki prasowe przygotowane przez jednego z praktykantów „Timesa” na polecenie Keishy Russell. Ułożył z nich dwie sterty. Na pierwszej leżały artykuły o Conklinie, na drugiej – o Mittelu. Na stole stała też butelka piwa Henry’s, które przez cały wieczór sączył powoli, jakby był to syrop na kaszel. Postanowił, że wypije tylko jedno piwo. Popielniczka była wypełniona po brzegi, a w powietrzu unosiła się mgiełka niebieskiego dymu. Nie ustalił żadnego limitu na papierosy. Hinojos nic nie mówiła na temat palenia.
Za to mnóstwo miała do powiedzenia na temat jego misji. Otwarcie poradziła mu zaczekać, aż będzie lepiej przygotowany psychicznie do tego, co może odkryć. Wyznał jej, że już posunął się za daleko. Wtedy powiedziała coś, o czym myślał przez całą drogę do domu, a nawet teraz nie dawało mu to spokoju.
„Niech się pan upewni, czy nie do tego właśnie pan zmierzał nieświadomie przez całe życie. Możliwe, że właśnie dlatego obrał pan taką drogę. Został policjantem, detektywem z Wydziału Zabójstw. Rozwiązanie zagadki śmierci pana matki może spowodować, że nie będzie pan już odczuwał potrzeby pracy w policji. Może to pozbawić pana motywacji, poczucia misji. Musi pan być na to przygotowany. W przeciwnym wypadku lepiej, żeby się pan wycofał”.
Bosch nie mógł się z tym nie zgodzić. Wiedział, że ciągnęło się to za nim przez całe życie. Śmierć matki przyczyniła się do zdefiniowania wszystkiego, co robił później. I zawsze tkwiło to w jego podświadomości. Ciągle miał nadzieję, że dowie się, kto to zrobił. Że pomści jej śmierć. Nigdy nie mówił o tym głośno ani nie zastanawiał się nad konkretnymi posunięciami. Nie chciał robić z tego wielkich planów. Mimo to przepełniało go poczucie, że podjęcie poszukiwania zabójcy było czymś nieuniknionym, czymś zaplanowanym już dawno, dawno temu. Przestał myśleć o Hinojos i skoncentrował się na wspomnieniach. Był pod wodą. Leżał z otwartymi oczami i patrzył w górę, w stronę światła nad basenem. Nagle światło przysłoniła niewyraźna sylwetka anioła. Bosch odbił się od dna i płynął ku niej.
Wziął butelkę i dopił resztę piwa. Spróbował ponownie skupić się na leżących przed nim wycinkach z gazet.
Początkowo zdziwił się, jak wiele pisano o Arnie Conklinie, zanim jeszcze wstąpił na tron prokuratora okręgowego. Okazało się jednak, że większość artykułów stanowiły suche notatki z procesów, w których Conklin był oskarżycielem. Mimo to Bosch