Ostatni kojot. Michael Connelly

Читать онлайн.
Название Ostatni kojot
Автор произведения Michael Connelly
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-956-7



Скачать книгу

nic nie mówiła. Zaczął odczuwać przygniatający ciężar jej spojrzenia. Odwrócił wzrok i popatrzył na półki zajmujące całą ścianę gabinetu. Były zastawione ciężkimi, oprawnymi w skórę tomami z dziedziny psychologii.

      – Przepraszam, że poruszyłam tak drażliwy temat – powiedziała wreszcie Hinojos. – Robię to dlatego, że…

      – Przecież właśnie o to chodzi, nieprawdaż? Ma pani prawo wnikać w moje życie, a ja nic na to nie mogę poradzić.

      – Więc niech się pan z tym pogodzi – rzuciła ostrym tonem. – Już o tym rozmawialiśmy. Żeby panu pomóc, musimy o panu rozmawiać. Kiedy pan się z tym pogodzi, może uda nam się do czegoś dojść. Wspomniałam o wojnie, bo chciałam spytać, czy jest panu znane coś takiego jak zespół stresu pourazowego. Słyszał pan o tym?

      Spojrzał na nią. Wiedział, co zaraz nastąpi.

      – Tak, oczywiście, że słyszałem.

      – Detektywie Bosch, dawniej uważano, że przypadłość ta dotyczy głównie żołnierzy powracających z wojny, ale nie jest to wyłącznie problem wojenny czy powojenny. Może się przytrafić w każdym stresogennym środowisku. I muszę stwierdzić, że stanowi pan doskonałą ilustrację jego objawów.

      – Jezu… – powiedział i potrząsnął głową. Odwrócił się w fotelu tak, żeby nie patrzeć ani na nią, ani na jej półki z książkami. Spojrzał na niebo za oknem. Nie było na nim ani jednej chmurki. – Siedzicie sobie w tych waszych biurach i nie macie pojęcia…

      Nie dokończył. Potrząsnął tylko głową. Poluzował krawat. Było mu duszno.

      – Proszę mnie wysłuchać, detektywie. Spojrzeć na fakty. Czy w ciągu ostatnich kilku lat było w mieście coś bardziej stresującego niż zawód policjanta? Rodney King4 i związana z jego sprawą nagonka na policję, zamieszki, pożary, powodzie, trzęsienia ziemi… Każdy z tutejszych policjantów musiał się nauczyć radzić sobie ze stresem, ale większości to się nie udało.

      – Nie wspomniała pani o rojach zabójczych pszczół.

      – Mówię poważnie.

      – Ja też. Słyszałem o tym w wiadomościach.

      – A kto zawsze stoi w samym centrum wszystkiego, co się dzieje w tym mieście? Policjanci. To oni muszą natychmiast reagować na każde wydarzenie. Nie mogą zaszyć się w domu, żeby przeczekać. Teraz przejdźmy od ogólnych sformułowań do indywidualnego przypadku. Chodzi o ciebie. Za każdym razem kiedy coś działo się w mieście, stałeś w pierwszym szeregu. A poza tym musiałeś pamiętać o swojej codziennej pracy w Wydziale Zabójstw. W najbardziej stresogennym wydziale policji. Powiedz, ile śledztw prowadziłeś w ciągu trzech ostatnich lat?

      – Nie szukam usprawiedliwienia. Mówiłem już, że robiłem to, bo chciałem. To nie miało nic wspólnego z zamieszkami czy…

      – Ile zwłok widziałeś na własne oczy? Proszę mi odpowiedzieć na to pytanie. Ile trupów? Ile wdów musiałeś powiadomić? Ilu matkom mówiłeś o śmierci ich dzieci?

      Potarł twarz dłońmi. Wiedział tylko, że chce się przed nią ukryć.

      – Wielu – szepnął wreszcie.

      – Więcej niż wielu…

      Głośno wypuścił powietrze.

      – Dziękuję za odpowiedź. Nie usiłuję zapędzić cię w kozi róg. Celem moich pytań i tego wykładu o społecznym, kulturowym, a nawet geologicznym rozbiciu miasta jest uświadomienie ci, że masz za sobą cięższe przeżycia niż większość ludzi. I nie chodzi nawet o wspomnienia z Wietnamu czy zerwanie związku z ukochaną kobietą. Objawy stresu uwidaczniają się u ciebie na każdym kroku. W twojej nietolerancji, braku umiejętności radzenia sobie z frustracją, a zwłaszcza w napaści na przełożonego.

      Przerwała. Bosch nic nie powiedział. Czuł, że na tym nie koniec. Miał rację.

      – Są też inne oznaki – podjęła przerwany temat. – To, że nie chcesz opuścić uszkodzonego domu, może zostać zinterpretowane jako forma odmowy akceptacji tego, co dzieje się wokół. Poza tym widoczne są również fizyczne objawy. Przeglądałeś się ostatnio w lustrze? Chyba nie muszę pytać, żeby stwierdzić, że za dużo pijesz. A ręka? Nie uderzyłeś się młotkiem. Zasnąłeś z papierosem w dłoni. Jestem gotowa założyć się o mój dyplom, że to oparzenie.

      Wyjęła z szuflady dwa plastikowe kubki i nalała do nich wody z butelki. Przesunęła jeden z nich w jego stronę. Fajka pokoju. Patrzył na nią w milczeniu. Czuł zmęczenie i zniechęcenie. Nie mógł jednak nie podziwiać, jak umiejętnie rozkłada go na czynniki pierwsze. Napiła się wody i mówiła dalej.

      – Wszystko to jednoznacznie wskazuje na zespół stresu pourazowego. Jednak to jeszcze nie koniec. Człon „po” sugerowałby, że sam uraz minął. W tym wypadku tak nie jest. W twojej pracy w Los Angeles to jest niemożliwe. Harry, rzeczywistość cię przygniata. Potrzeba ci trochę swobody. I właśnie po to jest ten urlop. Ma być czasem na odzyskanie równowagi, zebranie sił. Dlatego proszę, nie walcz z tym. Po prostu zaakceptuj. To najlepsza rada, jakiej mogę ci udzielić. Zaakceptuj i wykorzystaj, żeby uratować siebie.

      Bosch odetchnął ciężko i podniósł zabandażowaną dłoń.

      – Możesz zachować swój dyplom.

      – Dziękuję.

      Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Później Carmen Hinojos kontynuowała przemowę głosem, który miał go ułagodzić.

      – Musisz wiedzieć, Harry, że nie jesteś sam i nie masz się czego wstydzić. W ciągu ostatnich trzech lat liczba przypadków zespołu stresu pourazowego wśród policjantów gwałtownie wzrosła. Niedawno złożyliśmy wniosek do rady miejskiej o zatrudnienie pięciu dodatkowych psychologów. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym odbyliśmy tysiąc osiemset sesji, a w zeszłym roku było ich już dwukrotnie więcej. Wymyśliliśmy nawet określenie na to, co tu się dzieje. Policyjny blues. I ty też go złapałeś, Harry.

      Bosch uśmiechnął się i potrząsnął głową.

      – Policyjny blues. To brzmi jak tytuł powieści Wambaugha, no nie?

      Nie odpowiedziała.

      – Czyli chodzi ci o to, że nie wrócę do pracy.

      – Nie, niczego takiego nie powiedziałam. Uważam jednak, że czeka nas mnóstwo pracy.

      – Czuję się tak, jakbym został znokautowany przez mistrza świata. Jeśli kiedyś nie będę mógł zmusić jakiegoś typa do przyznania się, zadzwonię do ciebie.

      – Wierz mi, to, co powiedziałeś, jest dobrym początkiem.

      – Czego ode mnie oczekujesz?

      – Chcę, żebyś chciał tu przychodzić. Żebyś nie uważał naszych rozmów za formę kary. Chcę, żebyś ze mną współpracował. Kiedy będziemy rozmawiali, chcę, żebyś mówił o wszystkim i o niczym. O czymkolwiek, co przyjdzie ci do głowy. Niczego w sobie nie duś. I jeszcze jedno. Nie mówię, żebyś od razu rzucił picie, ale musisz je ograniczyć. Twój umysł musi być jasny. Jak zapewne wiesz, działanie alkoholu trwa dłużej niż jedną noc.

      – Spróbuję. Wszystkiego. Spróbuję.

      – I o to proszę. A skoro nagle stałeś się tak skory do współpracy, jeszcze jedno. Jutro o trzeciej mam okienko, ktoś odwołał sesję. Możesz przyjść?

      Bosch się zawahał.

      – Wygląda na to, że wreszcie



<p>4</p>

Afroamerykanin brutalnie pobity przez policję Los Angeles. W następstwie uniewinnienia policjantów odpowiedzialnych za ten czyn w 1992 roku miastem wstrząsnęła fala gwałtownych rozruchów na tle rasowym (przyp. tłum.).