Название | Ostatni kojot |
---|---|
Автор произведения | Michael Connelly |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-956-7 |
W ciągu trzech miesięcy, które upłynęły od tego wydarzenia, przysłała mu tylko jedną pocztówkę. Nic poza tym. Jej nieobecność zniweczyła pewien porządek w jego życiu. Zanim ją spotkał, praca stanowiła dla niego jedyny stały punkt, pewny jak to, że dzień zakończy się łuną zachodu słońca nad Pacyfikiem. Kiedy pojawiła się w jego życiu, próbował zmienić swoje nawyki – a wymagało to więcej poświęcenia niż cokolwiek, co do tej pory uczynił. Jednak nie udało się. Taka zmiana nie wystarczyła, by ją zatrzymać. Odeszła. Czuł się teraz tak, jakby stracił wszelkie oparcie. Jego dusza była tak zrujnowana jak miasto, w którym mieszkał. Doszczętnie zrujnowana.
Usłyszał kobiecy głos śpiewający piosenkę. Odwrócił się. Kilka miejsc dalej przy kontuarze siedziała młoda kobieta. Miała zamknięte oczy i nuciła.
Nade mną niebo niebieskie
I białe obłoki.
Jasny, błogosławiony dzień.
Ciemna, święta noc.
I tak sobie myślę.
Jakiż świat jest cudowny…
Miała na sobie krótką białą spódniczkę, koszulkę i jasną kamizelkę. Nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia pięć lat. Był mile zaskoczony tym, że ktoś tak młody zna tę piosenkę. Siedziała wyprostowana ze skrzyżowanymi nogami. Kołysała się do melodii saksofonu. Z uniesioną twarzą i rozchylonymi ustami wyglądała niemalże jak anioł. W tym całkowitym oddaniu muzyce była piękna. Bosch ją podziwiał. Z pewnością tak samo wyglądałaby w oczach mężczyzny, z którym by się kochała. Gliniarze powiedzieliby o niej, że z taką twarzą może sobie pozwolić na wszystko. Zawsze będzie stanowić jej osłonę. Bez względu na to, co zrobi, albo co jej zrobią, ta twarz będzie jej przepustką. Otworzy przed nią drzwi, zatrzaśnie je za nią. Pozwoli jej wybrnąć z każdej sytuacji.
Piosenka się skończyła. Kobieta otworzyła oczy i zaczęła bić brawo. Nikt przedtem tego nie robił. A teraz wszyscy, łącznie z Boschem, przyłączyli się do oklasków. Taka była moc jej twarzy. Bosch odwrócił się i gestem dał znać barmanowi, że chce jeszcze jedną whisky i piwo. Kiedy je dostał, spojrzał w stronę kobiety, ale już jej tam nie było. Odwrócił się w kierunku drzwi. Właśnie się zamykały. Nawet nie zauważył, kiedy zniknęła.
8
Wracał do domu. Wjechał na Sunset, która doprowadziła go do samego miasta. Nie było dużego ruchu. Przesiedział w barze dłużej, niż planował. Palił papierosa i słuchał stacji radiowej nadającej przez całą noc wiadomości. Powiedzieli, że szkoła Grant High ma wreszcie zostać ponownie otwarta. Tam właśnie uczyła Sylvia przed wyjazdem do Wenecji.
Bosch był zmęczony i obawiał się, że nie przeszedłby testu na trzeźwość, gdyby zatrzymała go policja. Kiedy jechał przez Beverly Hills, uważał, żeby nie przekroczyć dopuszczalnej prędkości. Wiedział, że z tutejszymi gliniarzami nie ma żartów, a nie chciał mieć kolejnych problemów. Wystarczał mu przymusowy urlop.
Przy Laurel Canyon skręcił w lewo, na drogę wijącą się w górę. Zatrzymał się na skrzyżowaniu z Mulholland. Chciał skręcić w prawo na czerwonym, więc najpierw sprawdził, czy nic nie nadjeżdża z drugiej strony. W tym momencie zamarł. Z przydrożnych zarośli wyłonił się kojot i ostrożnie rozejrzał się dokoła. Poza Boschem nie było tu nikogo. Tylko on go widział.
Zwierzę było chude i sponiewierane, umęczone walką o przeżycie na wzgórzach wchłoniętych przez miasto. Światło reflektorów przebijające się przez mgłę napływającą z kotliny spowijało je jasnoniebieską poświatą. Wpatrywało się w wóz Boscha, jego ślepia jaśniały odbitym blaskiem. Przez chwilę Bosch był przekonany, że kojot patrzy prosto na niego. Nagle zwierzę odwróciło się i cofnęło w głąb niebieskiej mgły.
Z tyłu podjechał jakiś samochód i rozległo się trąbienie. Bosch miał zielone światło. Machnął ręką do niecierpliwego kierowcy i skręcił w Mulholland. Chwilę potem zjechał na pobocze, zatrzymał wóz i wysiadł.
Wieczór był chłodny. Kiedy wracał przez skrzyżowanie na miejsce, w którym widział niebieskiego kojota, przebiegł go dreszcz zimna. Koniecznie chciał jeszcze raz zobaczyć to zwierzę. Przystanął na krawędzi urwiska i spojrzał w dół, w ciemność. Niebieska mgła otaczała go ze wszystkich stron. Za jego plecami przejechał samochód. Kiedy hałas silnika ucichł w oddali, wsłuchał się w ciszę i wytężył wzrok. Nic z tego. Kojot zniknął. Bosch wrócił do samochodu i pojechał Mulholland, a następnie ulicą Wilsona do domu.
Później, kiedy po kilku drinkach leżał już w łóżku, zapalił ostatniego tej nocy papierosa i wbił wzrok w sufit. Zostawił włączone światło, ale jego myśli wracały ciągle do ciemnej, świętej nocy. Do niebieskiego kojota i twarzy kobiety z baru. Wkrótce wszystko rozpłynęło się w mroku.
9
Spał bardzo krótko i przed wschodem słońca był już na nogach. Niewiele brakowało, żeby ostatni papieros wypalony poprzedniej nocy okazał się ostatnim w jego życiu. Zasnął, trzymając go w palcach. Ocknął się, czując palący ból. Opatrzył poparzone dwa palce i próbował ponownie zasnąć, ale nie udało mu się. Czuł pulsujący ból i myślał tylko o tym, ile dochodzeń przeprowadził w sprawie śmierci nieszczęsnych pijaków, którzy zasnęli z papierosem w ręce i zginęli w płomieniach. Zastanawiał się, co Carmen Hinojos powiedziałaby o jego wyczynie. Czyż nie było to typowo autodestrukcyjne zachowanie?
Kiedy wreszcie światło jasnego świtu zaczęło przenikać do pokoju, zdecydował, że daruje sobie dalsze próby zaśnięcia. Wstał. Nastawił kawę i poszedł do łazienki zmienić opatrunek. Spojrzał na siebie w lustrze. Miał podkrążone oczy.
– Cholera – powiedział do siebie. – Co się dzieje?
Wypił kawę na tylnej werandzie. Patrzył, jak ciche miasto budzi się do życia. Było chłodno, a z eukaliptusów w przełęczy unosił się charakterystyczny zapach. Wzgórza wyglądały bardzo tajemniczo, pogrążone we mgle. Siedział tak prawie przez godzinę, zafascynowany widokiem z werandy.
Kiedy wszedł do domu, by zrobić sobie drugą kawę, zauważył, że na automatycznej sekretarce mruga czerwone światełko. Miał dwie wiadomości, nagrane zapewne poprzedniego dnia. Nie zauważył tego po powrocie do domu.
Włączył taśmę.
„Bosch, tu porucznik Pounds. Jest wtorek, godzina trzecia trzydzieści pięć. Dzwonię, żeby cię poinformować, że dopóki jesteś urlopowany i twój… przyszły status pozostaje sprawą otwartą, musisz zostawić samochód służbowy w garażu policyjnym. Mam tu napisane, że chodzi o czteroletniego chevroleta caprice, numer 1AA3402. Zrób to jak najszybciej i dopilnuj, by zostało to odnotowane. Wydaję ten rozkaz na podstawie Kodeksu postępowania, artykuł 3, punkt 13. Niezastosowanie się grozi zawieszeniem w czynnościach służbowych lub zwolnieniem. Powtarzam, jest to rozkaz wydany przez porucznika Poundsa o godzinie trzeciej trzydzieści sześć we wtorek. Jeśli jest w nim coś, czego nie rozumiesz, możesz się ze mną skontaktować w biurze”.
Na automatycznej sekretarce wyświetlało się, że wiadomość została nagrana o czwartej. Pewnie zaraz potem Pounds poszedł do domu. Pieprzyć to – pomyślał Bosch. – Ten samochód to i tak kupa złomu. Niech go sobie biorą.
Drugą wiadomość zostawił Edgar.
„Harry,