Название | Ostatni kojot |
---|---|
Автор произведения | Michael Connelly |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-956-7 |
Gdy odpowiadała, patrzyła w dół, na swoje ręce.
– Bałam się, rozumiesz, dlatego nie powiedziałam wszystkiego… ale wiedziałam, z kim ma się spotkać tam, na przyjęciu. Byłyśmy jak siostry. Mieszkałyśmy w tym samym domu, pożyczałyśmy sobie ubrania, zwierzałyśmy się sobie… Każdego ranka rozmawiałyśmy, piłyśmy razem kawę. Nie miałyśmy przed sobą tajemnic. A na to przyjęcie zamierzałyśmy pójść razem. Oczywiście po tym, jak ten… jak Johnny mnie uderzył, ona musiała iść sama.
– Z kim miała się tam spotkać? – ponaglił ją Bosch.
– Widzisz, to jest właściwe pytanie, ale detektywi nie zadali mi go. Chcieli tylko wiedzieć, kto wydawał przyjęcie i gdzie się odbywało. A to nie było ważne. Ważne było, z kim się tam miała spotkać, a o to mnie nie spytali.
– Z kim?
Odwróciła się w stronę kominka. Wbiła wzrok w zimne, okopcone polana, tak jak niektórzy patrzą, niczym zahipnotyzowani, w płomień.
– Z Arnem Conklinem. Zajmował jakieś ważne stanowisko w…
– Wiem, kim był.
– Wiesz?
– Jego nazwisko pojawiło się w aktach, ale nie w tym kontekście. Jak mogłaś nie powiedzieć tego policji?
Odwróciła się i spojrzała na niego chłodno.
– Nie patrz tak na mnie. Mówiłam ci, że się bałam. Grożono mi. Poza tym policjanci i tak nic by nie zrobili. Byli przekupieni przez Conklina. Nie mieliby na niego nic poza zeznaniem… prostytutki, która niczego nie widziała, tylko znała nazwisko. Nawet by się do niego nie zbliżyli. Musiałam myśleć o sobie. Twoja matka nie żyła, Harry. Nie mogłam nic zrobić.
W jej oczach pojawił się gniew. Wiedział, że przede wszystkim jest zła na siebie. Mogła wyliczać na głos wszystkie możliwe usprawiedliwienia, ale w głębi duszy co dzień dręczyły ją wyrzuty sumienia, że nie uczyniła tego, co powinna.
– Myślisz, że Conklin to zrobił?
– Nie wiem. Wiem tylko, że spotykała się z nim wcześniej i nigdy nie zrobił jej krzywdy. Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
– I nie wiesz, kto do ciebie zadzwonił?
– Nie, nie mam pojęcia.
– Conklin?
– Nie wiem. Nigdy nie słyszałam jego głosu.
– Czy widziałaś ich kiedykolwiek razem? Moją matkę i jego?
– Raz, na potańcówce w Masonic. Chyba właśnie wtedy się poznali. Johnny Fox przedstawił ich sobie. Nie mam pojęcia, czy Arno wiedział… czym się zajmowała. Przynajmniej wtedy.
– A może to Fox do ciebie dzwonił?
– Nie, poznałabym jego głos.
Bosch pomyślał przez chwilę.
– Widziałaś się z nim później?
– Nie, unikałam go przez tydzień. Nie było to trudne, bo chyba ukrywał się przed glinami. A potem wyjechałam. Ten, kto do mnie zadzwonił, śmiertelnie mnie przestraszył. Wyjechałam do Long Beach w tym samym dniu, w którym gliniarze powiedzieli mi, że nie będę im już potrzebna. Wzięłam ze sobą jedną walizkę i wsiadłam do autobusu… W mieszkaniu twojej matki było parę rzeczy, które ona ode mnie pożyczyła, ale nawet nie próbowałam ich odzyskać. Po prostu wzięłam to, co miałam, i wyjechałam.
Bosch się nie odezwał. Nie miał już żadnych pytań.
– Wiesz, często wspominam tamte lata – powiedziała Katherine. – Byłyśmy w rynsztoku, ale bardzo się przyjaźniłyśmy i mimo wszystko dobrze się bawiłyśmy.
– Jesteś we wszystkich moich wspomnieniach. Zawsze byłaś z moją matką.
– Pomimo tego, co się działo, miałyśmy spory ubaw – powiedziała głosem pełnym zadumy. – A ty… wszystko kręciło się wokół ciebie. Wiesz, kiedy ciebie zabrali, twoja matka omal nie umarła… Ciągle próbowała cię odzyskać, Harry. Nigdy nie zrezygnowała. Mam nadzieję, że wiesz o tym. Ona cię kochała. Ja też.
– Tak, wiem.
– Kiedy jednak zniknąłeś z jej życia, zmieniła się. Czasami wydaje mi się, że to, co ją spotkało, było w pewnym sensie nieuniknione. Droga, którą obrała, musiała zaprowadzić ją na tę uliczkę.
Bosch wstał. W oczach Katherine widział głęboki smutek.
– Lepiej już pójdę. Powiadomię cię, kiedy tylko czegoś się dowiem.
– Świetnie. Chciałabym, żebyśmy utrzymywali ze sobą kontakt.
– Ja też.
Skierował się ku drzwiom, świadom, że czas zniszczył łączące ich więzi. Teraz byli tylko obcymi ludźmi ze wspólną przeszłością. Na ostatnim schodku ganku odwrócił się i spojrzał na nią.
– A czemu przysłałaś mi tę kartkę? Już wtedy chciałaś, żebym zajął się tą sprawą, prawda?
Na jej twarzy ponownie pojawił się słaby uśmiech.
– Nie wiem. To było zaraz po śmierci męża i myślałam o swoim życiu. O niej. I o tobie. Jestem dumna, że doszedłeś do czegoś w życiu, mój mały Harry. Dlatego wciąż myślę, jak wszystko by się potoczyło, gdybyście pozostali razem, ty i ona. Ktokolwiek to zrobił, powinien…
Nie dokończyła. Bosch skinął głową.
– Do widzenia, Harry.
– Wiesz, moja matka miała w tobie dobrą przyjaciółkę.
– Mam taką nadzieję.
7
Bosch wsiadł do samochodu i przejrzał listę.
Conklin
McKittrick i Eno
Meredith Roman
Johnny Fox
Wykreślił nazwisko Meredith Roman i przyjrzał się pozostałym. Wiedział, że nie będzie rozmawiał z nimi w tej kolejności, w jakiej ich wpisał. Zanim skontaktuje się z Conklinem czy z McKittrickiem lub Eno, musi zdobyć więcej informacji.
Wyjął z kieszeni kurtki notes z numerami telefonów, a z aktówki telefon komórkowy. Na początek zadzwonił do Wydziału Komunikacji w Sacramento i przedstawił się tamtejszemu urzędnikowi jako porucznik Harvey Pounds. Podał numer identyfikacyjny swojego przełożonego i poprosił o sprawdzenie danych z prawa jazdy Johnny’ego Foxa. Zajrzał do notesu i podał jego datę urodzenia. Obliczył, że Fox ma teraz sześćdziesiąt jeden lat.
Podczas oczekiwania uśmiechnął się na myśl, że za niecały miesiąc Pounds będzie musiał się nieźle tłumaczyć. Szefostwo policji niedawno podjęło decyzję o kontrolowaniu wykorzystywania danych uzyskanych w Wydziale Komunikacji. Kiedy „Daily News” opublikował artykuł, w którym oskarżono policjantów ze wszystkich wydziałów o udostępnianie tych danych zaprzyjaźnionym reporterom oraz dobrze opłacanym prywatnym detektywom, nowy szef postanowił z tym walczyć i wydał zarządzenie, że wszystkie połączenia telefoniczne i komputerowe z Wydziałem Komunikacji muszą być odnotowywane na specjalnym formularzu. Należało tam wpisać, jaki jest cel ich pozyskania. Formularze wysyłano do Centrum Parkera, a następnie porównywano je z listą przysłaną z Wydziału Komunikacji. Kiedy nazwisko porucznika pojawi się na tej liście, a on nie dostarczy odpowiedniego formularza, szefostwo nie puści mu tego płazem.
Bosch spisał numer