Ostatni kojot. Michael Connelly

Читать онлайн.
Название Ostatni kojot
Автор произведения Michael Connelly
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-956-7



Скачать книгу

nie. W przeciwnym razie byłby jeszcze jakiś artykuł.

      – Mogę to zatrzymać?

      – Oczywiście.

      – Masz może ochotę na jeszcze jeden spacerek do archiwum?

      – Po co?

      – Interesują mnie artykuły dotyczące Conklina.

      – Bosch, będą ich setki. Mówiłeś, że przez dwie kadencje był prokuratorem okręgowym.

      – Chodzi mi o to, co o nim pisano, zanim został wybrany. A gdyby okazało się, że masz za dużo czasu, dorzuć też artykuły o Mittelu.

      – Wiesz, że prosisz o wiele. Gdyby wyszło na jaw, że kręcę się po archiwum na polecenie gliny, mogłabym mieć duże kłopoty.

      Wydęła wargi. To też zignorował. Wiedział, do czego zmierza.

      – Bosch, może mi powiesz, o co w tym chodzi?

      Bosch milczał.

      – Tak też myślałam. No cóż, dziś po południu muszę jeszcze przeprowadzić dwa wywiady. Nie będzie mnie w redakcji. Powiem któremuś z praktykantów, żeby zebrał wycinki i zostawił je dla ciebie u strażnika. Będą w kopercie, więc nikt niepowołany ich nie zobaczy. Pasuje?

      Przytaknął skinieniem głowy. W siedzibie „Timesa” był już parę razy, zwykle przy okazji rozmów z reporterami. Znajdowały się tam dwa hole. Na środku jednego z nich, od strony skrzyżowania First i Spring, stał duży globus, który nie przestawał się kręcić, tak jak nie przestawały napływać coraz to nowe wiadomości.

      – I napiszesz na kopercie moje nazwisko? Nie będziesz miała kłopotów? Przecież sama mówiłaś, że nie należy okazywać zbyt dużej przyjaźni gliniarzowi. Na pewno to wbrew obowiązującym u was przepisom.

      Uśmiechnęła się na ten sarkazm.

      – Nie martw się. Jeśli naczelny czy ktoś inny zapyta, powiem, że to inwestycja przyszłościowa. I nie zapominaj o tym: przyjaźń to dwukierunkowa ulica.

      – Nigdy o tym nie zapominam.

      Pochylił się nad stolikiem, przybliżając swoją twarz do jej twarzy.

      – Chcę, żebyś ty też o czymś pamiętała. Nie mówię ci wszystkiego, ponieważ nie jestem pewien, czy to w ogóle ma znaczenie. Nie bądź jednak zbyt ciekawska. Nie wydzwaniaj po różnych ludziach. Gdybyś to zrobiła, mogłabyś wszystko zepsuć. Mogłoby mi się coś przytrafić. Tobie zresztą też. Rozumiesz?

      – Rozumiem.

      Przy stoliku jak spod ziemi wyrósł kelner z wywoskowanymi wąsami. Przyniósł zamówione przez nich dania.

      12

      – Zjawił się pan dziś wcześniej niż ostatnio. Czy mogę to uznać za oznakę pana chęci przychodzenia tutaj?

      – Niekoniecznie. Byłem niedaleko na lunchu ze znajomą i stamtąd przyszedłem tutaj.

      – To dobrze, że spotkał się pan z kimś znajomym. Bardzo dobrze.

      Carmen Hinojos siedziała za biurkiem ze splecionymi dłońmi, nawet nie dotykając leżącego przed nią otwartego notesu. Jakby za wszelką cenę chciała uniknąć jakiegokolwiek fałszywego gestu.

      – Co się panu stało w rękę?

      Bosch uniósł rękę i spojrzał na bandaż.

      – Uderzyłem się młotkiem. Naprawiałem coś w domu.

      – Mam nadzieję, że już pana nie boli.

      – Przeżyję.

      – Czemu pan się tak wystroił? Chyba nie myśli pan, że obowiązują tu oficjalne stroje.

      – Nie, po prostu… po prostu nie lubię zmian w swoim życiu. Pomimo tego, że jestem na urlopie, ubrałem się tak, jakbym szedł do pracy.

      – Rozumiem.

      Zaproponowała mu kawę i wodę, a kiedy Bosch odmówił, rozpoczęła sesję.

      – O czym chciałby pan dzisiaj porozmawiać?

      – Wszystko jedno. To pani tu rządzi.

      – Wolałabym, żeby pan tak nie myślał. Nie jestem pańskim szefem, detektywie Bosch. Chcę tylko panu pomóc, ułatwić rozmowę o tym, co pana nurtuje czy dręczy.

      Bosch się nie odezwał. Nic mu nie przychodziło do głowy. Carmen Hinojos przez chwilę stukała ołówkiem o biurko, a potem przejęła inicjatywę.

      – Zupełnie nic?

      – Nic nie przychodzi mi na myśl.

      – No to może porozmawiamy o tym, co się działo wczoraj. Kiedy zadzwoniłam, wyraźnie był pan czymś zdenerwowany. Czy właśnie wtedy uderzył się pan w rękę?

      – Nie, nie o to chodziło.

      Postanowił jednak nieco ustąpić. Musiał przyznać, że w pewnym sensie polubił tę kobietę. Nie czuł się w żadnym stopniu przez nią zagrożony i wierzył, że ona naprawdę chce mu pomóc.

      – Tuż przed pani telefonem dowiedziałem się, że mojemu dawnemu partnerowi przydzielono kogoś nowego. Już zostałem zastąpiony.

      – I co pan poczuł na myśl o tym?

      – Przecież sama pani słyszała. Byłem wściekły. Chyba każdy zareagowałby tak samo. Potem zadzwoniłem do mojego partnera, a on potraktował mnie tak, jakbym już zupełnie się dla niego nie liczył. Tyle go nauczyłem i…

      – I co?

      – Zabolało mnie to.

      – Rozumiem.

      – Wątpię. Musiałaby pani być na moim miejscu.

      – Pewnie ma pan rację, ale jestem w stanie pana zrozumieć. Mam pytanie. Czy nie spodziewał się pan, że przydzielą kogoś pańskiemu partnerowi? Przecież w policji detektywi muszą pracować parami. Jest pan na urlopie i ciągle nie wiadomo, jak długo on potrwa. Czy nie było oczywiste, że znajdą mu nowego partnera, przynajmniej chwilowo?

      – Pewnie tak.

      – Czy nie jest bezpieczniej pracować parami?

      – Pewnie jest.

      – A co podpowiada panu pańskie doświadczenie? Czy nie czuł się pan bezpieczniej z partnerem, niż działając w pojedynkę?

      – Tak, czułem się bezpieczniej.

      – Czyli to, co się stało, było nieuniknione i bezdyskusyjne, a jednak czuł pan wściekłość.

      – To nie było spowodowane samym faktem, że tak się stało. Chodziło o sposób, w jaki mi to powiedział, o całe jego zachowanie, kiedy zadzwoniłem. Poczułem się tak, jakbym został odstawiony na bok. Poprosiłem go o przysługę, a on…

      – Co zrobił?

      – Zawahał się. Tego się nie robi. Partnerzy powinni się wzajemnie wspierać. Podobno tak właśnie jest w małżeństwie. Nie wiem, nigdy nie byłem żonaty.

      Hinojos zapisywała coś w notatniku. Bosch zaczął się zastanawiać, co takiego istotnego powiedział.

      – Wygląda na to – rzekła, nie przerywając pisania – że ma pan niski próg tolerancji frustracji.

      Zakipiał ze złości, ale wiedział, że jeśli to okaże, udowodni słuszność jej tezy. A może chciała wywołać właśnie taką reakcję? Spróbował się opanować.

      – Chyba tak jak wszyscy – powiedział obojętnym głosem.

      – Do