To nie jest hip-hop. Rozmowy. Jacek Baliński

Читать онлайн.
Название To nie jest hip-hop. Rozmowy
Автор произведения Jacek Baliński
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 978-83-9485-512-3



Скачать книгу

przez mocodawców, którzy z kolei zasiadają na stołkach wielkich korporacji. Wszystkie duże ustawy są sugerowane w Sejmie odgórnie i jakieś lobby wykłada mnóstwo kasy na to, żeby jedna czy druga ustawa weszła w życie. Na ogół politycy – nieważne, czy w Polsce, czy gdziekolwiek indziej na świecie – są ludźmi właśnie tych korporacji. Taki jest niestety obraz polityki w kapitalistycznym świecie, dlatego uważam, że nie warto się w nią angażować – no, chyba że na gruncie lokalnym.

      Zupełnie nie orientujesz się w tym, co się dzieje w Polsce od strony politycznej, czy…

      Mniej więcej się orientuję, ale w ogóle nie wchodzę w komentarz…

      Do tego zmierzałem – czy to jest tak, że totalnie się od tego odseparowujesz, czy po prostu nie chce ci się w to jakoś mocniej angażować, komentować i kłócić się, więc przyjmujesz politykę jako coś, co po prostu jest i na co nie masz większego wpływu?

      Nie chcę na to w żaden sposób poświęcać energii. Od zawsze jestem antyrządowy i nie uczestniczę w żadnych dyskusjach politycznych.

      Wobec tego z jakich pobudek zdecydowałeś się na nagranie utworów w tematyce patriotycznej?

      Pierwszy taki kawałek [„63 dni chwały” z Jurasem i Ras Lutą – przyp. red.] nagraliśmy w 2009 roku na album „Droga”. Już od kilku lat nosiliśmy się z zamiarem zrobienia utworu o Powstaniu Warszawskim, żeby oddać hołd powstańcom. Urodziliśmy się w Warszawie w latach siedemdziesiątych, a zapach wojny tak szybko nie wyparowuje – trzydzieści–czterdzieści lat po wojnie to wcale nie jest tak dużo. Z takich pobudek więc angażowałem się w taką tematykę, a nie dlatego, że panowała na to jakaś moda – tym bardziej że ta moda…

      …dopiero wtedy kiełkowała.

      Tak – i my też poniekąd tę modę ruszyliśmy, w podobnym stopniu, co Lao Che, które kilka lat przed nami wydało płytę „Powstanie Warszawskie”. Przyczyniliśmy się do rozkręcenia nurtu pamięci i uważam, że jest to bardzo szczytna zasługa, choć nie chcę nam niczego przypisywać.

      Zatem w świetle tego, jak się zapatrujesz na to, jak się obecnie Powstanie upamiętnia i na postępujące utowarowienie Powstania, sprzedawanie…

      ...kijów bejsbolowych z symbolem Polski Walczącej?

      Na przykład.

      Kompletna bzdura, skrajne chamstwo i brak szacunku. Ja jednak nigdy nie idę za głosem tłumu, tylko za głosem swojego rozumu i serca. Rozumiem podpuchę w twoim pytaniu, bo pewnie chciałbyś, żebym teraz skomentował sposób postępowania jakichś środowisk nacjonalistycznych…

      Nie miałem na myśli żadnej podpuchy.

      Tak jak powiedziałem – mnie polityka nie interesuje, a nacjonalizm też jest pewnym nurtem w polityce. Każdy człowiek z osobna ma swoje racje, a partie polityczne skwapliwie wykorzystują nośne hasła, żeby manipulować ludźmi.

      OK, politykę zostawmy na boku, a zamknijmy jeszcze temat Powstania. Twoje utwory były wykorzystane w kilku produkcjach filmowych o tematyce powstańczej – powiedz, od czego to się zaczęło i rozwiń, proszę, myśl z jednego z wywiadów, w którym powiedziałeś, że „jeśli chodzi o kino, nie chciałbym się zaszufladkować w tematyce powstańczej, wojennej”.

      Jeśli funkcjonuje się jako wolny człowiek, to każda szuflada jest słaba, ponieważ więzi, a ja nie chcę być postrzegany jako dyżurny raper powstańczy.

      Cała historia z tym zaczęła się natomiast od tego, że Irek Dobrowolski, reżyser filmu „Sierpniowe niebo”, usłyszał utwór „63 dni chwały”, który strasznie mu się spodobał. Zdobył do nas namiar, umówiliśmy się na spotkanie, na którym z Wilkiem wyraziliśmy zgodę na wykorzystanie tego numeru w filmie. Dodatkowo, specjalnie na potrzeby tej produkcji, nagrałem jeszcze tytułowy utwór. Z Irkiem do dzisiaj jesteśmy dobrymi ziomami. Innym razem z kolei na prośbę Grażyny Torbickiej zgłosiło się do mnie Narodowe Centrum Kultury z propozycją zrobienia utworu do remake’u serialu „Kolumbowie”. Oczywiście zgodziłem się, dzięki czemu miałem też przyjemność wykonać go w towarzystwie elity aktorsko-reżyserskiej na otwarciu festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu.

      Mimo tego, że najczęściej ludzie zgłaszają się do mnie właśnie w tematach powstańczo-wojennych, nagrałem też chociażby tytułowy kawałek do filmu o sportowcach „110%” w reżyserii Agnieszki Goli.

      DIIL Gang zresztą mocno wspiera sportowców – sam mówiłeś, że jako pierwsza w ogóle do ekipy dołączyła przecież Zosia Klepacka. Macie u siebie też bokserów, fighterów, reprezentantów sportów wodnych… Z czego wyniknęły te koneksje?

      One wszystkie pojawiały się spontanicznie – my gdzieś kogoś poznawaliśmy, ktoś nas poznawał z kimś kolejnym i tym sposobem łączyliśmy się z następnymi osobami. Grupa przyjaciół się rozwijała – stale ktoś wprowadzał nowe osoby lub proponował, żebyśmy się z kimś spotkali i pogadali o współpracy.

      Czyli filozofia DIIL-a opiera się na tym, żeby wszystkie aktywności były obok siebie i były sobie równe.

      Tak jest. Oczywiście są momenty, że trzeba się szczególnie skoncentrować na jednej konkretnej rzeczy, dlatego jakiś czas temu na przykład skupiliśmy całą swoją uwagę na Andrzeju Fonfarze, którzy walczył w Los Angeles z Julio Cezarem Chavezem. To była dla niego super ważna i niezwykle widowiskowa walka, więc się zjednoczyliśmy i polecieliśmy z ekipą go wspierać. Walczył na stadionie pełnym meksykańskiej gwardii – było tam dwadzieścia tysięcy muchachosów, tak że było wesoło. Jak się odbywa z kolei jakiś jam bboyowy, to jedziemy na jam bboyowy.

      Kolejny duży temat – wiara. Co roku uczestniczysz w pielgrzymce do Częstochowy. Lata temu, na chwilę przed kolejną z nich, byłeś gościem w studiu TVP i powiedziałeś tam, że nie liczysz czasu od początku do końca roku, tylko od pielgrzymki do pielgrzymki – nadal tak funkcjonujesz?

      Naturalnie. W 2016 roku byłem już trzydziesty raz. Całe życie chodzę na pielgrzymki, aczkolwiek jestem nieco dziwnym pielgrzymem, ponieważ nie bratam się z żadną instytucją, a pielgrzymuję z wewnętrznej potrzeby. Pielgrzymka jest dla mnie stanem, który określam jako pralnia duszy. Jest to dla mnie okres kontemplacji, medytacji, refleksji i wzmożonego kontaktu z Bogiem. Przebywam wtedy w miejscach, w których nie byłbym w innych okolicznościach, z ludźmi, których nigdzie indziej bym nie poznał. Tylko tam mogę się z nimi spotkać i pogadać – i tylko tam tak naprawdę ma to sens.

      W samym Kościele natomiast dzieje się zbyt wiele rzeczy, które w średniowieczu może i mógłbym zaakceptować, ale na pewno nie teraz, dlatego się z nim nie utożsamiam. Utożsamiam się z ludźmi, bo Kościół to my, a nie budynki czy instytucja. Bóg jest jeden, jest miłością i wielką energią, ale ma wiele imion i w różny sposób można Go czcić – stąd szanuję inne obrządki. Nigdy skrupulatnie nie studiowałem Tory, Koranu czy Kabały, ale poznałem je na tyle, żeby wiedzieć, czym są. Poza tym na swój sposób każdy z nas jest Bogiem. Pismo mówi, że postępując dobrze i czyniąc miłość, staje się Bogiem i daje się tego Boga światu, natomiast wyrządzając zło i siejąc nienawiść, sprawiamy, że ujawnia się w nas diabeł. Są dwie energie: boska i diabelska, a my, ludzie wolni, dokonujemy na ziemi wyborów, za które później zostaniemy wynagrodzeni lub za które przyjdzie nam zapłacić.

      Nawiązując jeszcze do pielgrzymek – opuściłeś kiedyś jakąś?

      Raz tylko – w 1997 roku. Byłem akurat w tym czasie u ciotki w Grecji i pracowałem u niej przez trzy miesiące.

      Czyli śmiało można mówić, że pielgrzymowanie jest dla ciebie pełnoprawnym rytuałem – wyobrażasz sobie, że za rok czy trzy lata…

      Średnio. Od wielu lat pielgrzymujemy dużą ekipą – jest nas pewnie ze trzydzieści osób, a do tego jeszcze nasze dzieciaki. Co roku spędzamy na trasie piękny czas, a dziewięć