To nie jest hip-hop. Rozmowy. Jacek Baliński

Читать онлайн.
Название To nie jest hip-hop. Rozmowy
Автор произведения Jacek Baliński
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 978-83-9485-512-3



Скачать книгу

Wojtek zna się na obrazie i wie, co jest dobre. Sam płaci za swoje klipy, więc ma najwyższe budżety w Polsce. Najbardziej dumny jestem z „W dół brzuchem”. Ponadto, mamy jeszcze jeden świetny teledysk, który nigdy nie został opublikowany – nakręciliśmy go w stołecznym klubie należącym do byłych policjantów i po fakcie okazało się, że panowie nie chcą, aby klip ujrzał światło dzienne. Walczyliśmy z Anią Wójcik o zgodę na publikację, ale się nie udało. Być może jeszcze kiedyś do tego dojdzie.

      Oby tak się stało, bo szkoda byłoby waszej pracy.

      To prawda, ale ja klipy robię dla zajawki, często za symboliczne pieniądze. Za klip Żyta [„Friko?” – przyp. red.] dostałem od Prosto zajebistą niebieską nerkę Niewidzialnej Nerki – i spoko! Mam sentyment do tej formy i do różnych artystów, dlatego w takich sytuacjach zawsze dużo z siebie daję. Utrzymuję się z innych produkcji.

      Ważne są dla ciebie pamiątki z przeszłości?

      Pamiętam, że miałem swój egzemplarz „W pogoni za lepszej jakości życiem” podpisany przez wszystkich, którzy brali udział w powstawaniu naszego albumu. To były fajne czasy. [Ajron przegląda leżące na stole pierwsze wydanie płyty] Kiedyś pozdrawiało się dziesiątki osób we wkładce. Teraz... nie wiem, może z trzy osoby mógłbym pozdrowić.Jak rapował Sokół: „Zacieśniam grono, choć znajomych coraz więcej / Coraz więcej osób patrzy na ręce / Ja w tym balu...”.

      Od lat w hiphopowym środowisku karierę robi sformułowanie: „wygrywanie życia”. Dla czytelnika twoje życie może wydawać się jego definicją. Zgodzisz się z tym?

      Nie znałem, co prawda, tego sformułowania, ale zdecydowanie tak. Uważam, że wygrałem – nie dlatego, że życie jest dla mnie wyścigiem, ale dlatego, że konsekwentnie realizuję swoje plany i zajawki. Jestem zdrowy, spokojny, szczęśliwy i otacza mnie grono osób, które myślą podobnie do mnie. W tym sensie jestem bogaty, mam wszystko i cały czas się rozwijam.

      Słyszałeś może drugi solowy album Małolata „Więcej” z 2015 roku?

      To było w 2015…? Jestem w szoku, jak szybko ten czas leci. Tak, słuchałem tego albumu i zapadł mi w pamięć kawałek „12 lat”. Małolat nawija tam dokładnie w taki sposób, z jakiego go zapamiętałem i za jaki go polubiłem: emocjonalnie i szczerze. „Chciałbym znowu mieć dwanaście lat”… Wracamy do punktu wyjścia, bo też bym chciał być znów w takim wieku i przeżyć wszystkie te akcje od początku.

      Rzadko, choć regularnie, zajawiasz na swoim fanpage’u powrót do muzyki. Na ile jest to realne, a na ile to tylko sentyment do starych czasów i nieumiejętność pożegnania się z nimi?

      Chyba nie mogę się od tego odciąć i pewnie nigdy to nie nastąpi. Czasem robię jakieś bity – Groh na przykład strasznie mnie ciśnie, żebym nie zamulał. Chciałbym, żeby coś jeszcze ode mnie wyszło i ciągle zbieram sprzęt, ale brakuje mi czasu. Myślę o tym, żeby zrobić sobie małe studio na Śródmieściu. Nie umiem natomiast określić, z kim chciałbym nagrać... Nie robię planów, mam z tym problem. Sentyment do muzyki jest, ale brakuje jakiegoś bodźca czy inspiracji, żeby wrócić do niej na poważnie.

      Nie pytam o konkretne deklaracje. Bardziej chodzi mi o ten sentyment, który sprawia, że ciągle wracasz do tamtych dni.

      To były zajebiste czasy. Nie mieliśmy poczucia, że robimy coś wyjątkowego, co nie zmienia faktu, że hip-hop kompletnie nas pochłonął. Potrafiłem siedzieć do świtu, pracować non stop nad każdym kolejnym bitem. Strasznie zazdroszczę obecnym nastolatkom, którzy zaczynają się za to brać i nie mają jeszcze pojęcia, jak piękna przygoda ich czeka.

      Jakiś czas temu spotkałem się z Tytusem – dwóch dorosłych facetów, cztery butelki wina i zamykaliśmy knajpę (śmiech). Szef Asfalt Records odgrażał się, że jeśli nie uda mu się namówić Pezeta i NOONa na jeszcze jedną płytę, to musi wyjść chociaż Pezet/Ajron. O pierwszej w nocy dzwoniliśmy do Pezeta z informacją, że robimy płytę. Następnego dnia oczywiście śmialiśmy się z tego, co wygadywaliśmy.

      Z Małolatem utrzymujesz jeszcze kontakt?

      Obecnie nie jesteśmy z Michałem w stałym kontakcie. Każdy poszedł swoją własną drogą, choć jak się widzimy, zawsze jest bardzo sympatycznie. Z Pezetem mam częstszy kontakt – no, raz na jakiś czas. Mam wrażenie, że mam jeszcze niezałatwione sprawy w muzyce, że za szybko się z niej wymiksowałem, że muszę się jeszcze z czegoś rozliczyć, coś zrobić…

      Cały czas rozkręcam nowe pomysły

      Dlaczego.

      Po pierwsze, Bilon jest żywą legendą polskiego hip-hopu i nie ma tutaj nawet o czym dyskutować. Po drugie, jest to postać spełniająca się na wielu polach: zarówno muzycznym, jak i tekstylnym oraz gastronomicznym. Po trzecie, jego ewolucja od premiery przełomowego „Klucza” do teraz jest czymś zasługującym na najwyższy szacunek. Choć wywodzę się z diametralnie innego środowiska niż on i treści głoszone niegdyś przez Hemp Gru były mi często zupełnie obce, to szczerze podziwiam to, czego Bilon dokonał. Pamiętam, jakim zaskoczeniem była dla mnie jego wydana w 2015 roku solówka „3xNie”, która nadspodziewanie daleko wychodziła poza ramy ulicznego rapu. Jak dowiecie się za chwilę, Bilon nigdy nie odbił ze streetu, ale wyrósł z niego i dziś jest odpowiedzialnym facetem, szczęśliwym ojcem i właścicielem dwóch dużych biznesów – DIIL oraz Gringo. Wzór do naśladowania dla tysięcy młodych ludzi w Polsce.

      Jak.

      Bilon był pierwszą osobą, której wysłałem zaproszenie do współtworzenia książki, mając nadzieję, że jego zgoda będzie dobrym prognostykiem dla powodzenia całego przedsięwzięcia. „Możesz na mnie liczyć” – odpowiedział. Wywiad rozbiliśmy na trzy części, a pierwsza z nich odbyła się przy ulicy Odolańskiej w Gringo, czyli knajpie Bilona. Drugą część przeprowadziliśmy w Hemp Studio, zaś trzecią – w jego śródmiejskim mieszkaniu. Na dogrywkę goniłem Bilona przez dwa i pół miesiąca – kilkukrotnie musieliśmy zmieniać termin. Podobnie było w przypadku zdjęć, które zrobiliśmy w połowie maja nad Wisłą, gdzie Bilon szykował się do otwarcia kolejnej knajpy. W obliczu tak napiętego kalendarza tym bardziej jest mi miło, że udało się skompletować materiał i możemy w tej książce zaprezentować pierwszą tak obszerną rozmowę z warszawskim raperem.

      Na niwie hiphopowej można mówić o tobie jako o człowieku, który zrobił coś z niczego. Potrafisz wskazać moment, kiedy to „coś” zaczęło się wykluwać?

      Taki moment nastąpił, kiedy już wydaliśmy „Klucz”, ale wciąż byliśmy jeszcze mocno na streecie. Wcześniej z Wilkiem byliśmy tylko takim hypem na występach Molesty, a po premierze płyty zaczęliśmy grać koncerty już z własnym materiałem jako Hemp Gru. Wtedy stało się to naszym głównym zajęciem, w związku z czym wszelkie ciemne, streetowe historie zaczęły się powoli wyciszać. Dopiero wówczas tak naprawdę zrozumiałem, że to jest kierunek, który kształtuje to, co ja robię, i że ja też kształtuję ten kierunek. Nigdy nie chciałem być na ulicy dla samego bycia na ulicy. Mówię: na ulicy, co wtedy oznaczało, że na ulicy się zarabiało i funkcjonowało. Wynikało to z tego, że w domach się nie przelewało i szukaliśmy swoich źródeł zarobku. W momencie, w którym poczułem, że mogę robić inne rzeczy i na nich zarabiać, zacząłem iść w tę stronę. Szukałem wyjścia z getta, a nie umocnienia pozycji w getcie.

      Zastanawiam się, czy możemy się zagłębiać w te streetowe historie…

      Możesz mnie o nie pytać, ale nie zawsze o wszystkim ci opowiem.

      Przybliżysz zatem pokrótce,