Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin. Barbara Włodarczyk

Читать онлайн.
Название Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin
Автор произведения Barbara Włodarczyk
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788308072219



Скачать книгу

Wszystko zaczęło się po tym, jak Makarewicz wystąpił z koncertem we wschodniej Ukrainie, w Swiatogorsku, odbitym przez ukraińskie wojsko z rąk separatystów. Ataki nie ograniczyły się tylko do niewybrednych słów. Makarewiczowi zaczęto odwoływać koncerty, blokować występy. Stał się persona non grata w państwowych mediach. To było najbardziej spektakularne zrzucenie z piedestału gwiazdy, która odważyła się przeciwstawić większości swoich rodaków w sprawie Krymu i Donbasu.

      Z Andriejem Makarewiczem spotkałam się tuż przed wyjazdem do Zamytia. Kiedy powiedziałam znajomej Rosjance, z kim jestem umówiona, zzieleniała z zazdrości. Makarewicz to lider kultowego zespołu Maszyna Wriemieni. Legenda. Prekursor zachodniej muzyki w Rosji. Jego przeboje śpiewała cała radziecka młodzież.

      Umówiliśmy się w elitarnym, zamkniętym klubie w Moskwie. Nikt postronny tam nie wejdzie. Bywalcami są znani artyści i celebryci, ale także – jak mi zdradził dyrektor lokalu – przedstawiciele władz. Grają w bilard, piją drogie drinki przy dobrze zaopatrzonym barze. Pachną markowymi perfumami. O polityce nie dyskutują, bo i tak nikt nikogo nie przekona.

      Andriej wygląda na zgaszonego. Ma smutne oczy. Mówi spokojnie, wolno, przyciszonym głosem.

      – Młoda urzędniczka w pewnej prestiżowej korporacji, a więc osoba, która nie jest prostym człowiekiem, powiedziała mi niedawno, że już wkrótce Kijów znowu będzie nasz i ona pojedzie tam do pracy. Myślałem, że się przesłyszałem! Z głowami Rosjan coś się dzieje! Moją jedyną nadzieją jest to, że wszystko kiedyś mija…

      W czasach Związku Radzieckiego Andriej śpiewał: „Jesteśmy na zakręcie, silnik ryczy i nie wiemy, co z nami będzie. Upadek czy wzlot, głębia czy mielizna? I nie dowiemy się, póki nie weźmiemy zakrętu”.

      – Czy Rosja jest na nowym zakręcie? – pytam.

      – Rosja stale jest na jakimś zakręcie. To jej naturalny stan.

      – I nigdy nie wiadomo, co ją czeka za zakrętem – dopowiadam.

      – Właśnie. Nawet jak się komuś wydaje, że wie, to i tak nie może być pewien. Rosja jest nieprzewidywalna.

      Sam Makarewicz też zaliczył kilka życiowych zakrętów. Był okres, kiedy jawnie popierał Putina. W 2003 roku siedział obok niego w loży honorowej na koncercie Paula McCartneya w Moskwie. A w roku 2008 wystąpił na imprezie z okazji wyboru Dmitrija Miedwiediewa na prezydenta, choć mało kto wątpił, że była to tylko cynicznie upozorowana zamiana, ponieważ Władimir Putin nigdy nie oddał steru władzy. Dziś Makarewicz śpiewa tak: „Mój kraj oszalał, a ja nie potrafię mu pomóc. Co tu robić i jak żyć, kiedy wszystko stoi na głowie? Nie trzeba aureoli ni anielskich skrzydeł. Wystarczy nie być gównem”.

      W wiosce Zamytie nie ma nikogo, kto by był na koncercie Makarewicza. Tu główną rozrywką jest picie alkoholu. Jak to na rosyjskiej prowincji. Nie mówiąc już o tym, że za wódkę i elektryk przyjdzie, i zdun znajdzie czas, by przeczyścić piec. A wśród prezentów noworocznych od lat hitem jest kalendarz, który podpowiada okazję do wypicia na każdy dzień. W internecie można kupić „gadającą wódkę”. To butelka z pozytywką. Po jej przechyleniu rozlegają się toasty. Żeby nie było, że się pije samemu albo bez powodu… Najważniejsze, by – jak powiedział Putin na spotkaniu z kibolami w Petersburgu – znać miarę. „Wypiłeś swoje trzy litry piwa, uspokoiłeś się i wystarczy!” – radził prezydent.

      Sąsiad Walentyny rzadko kiedy trzeźwieje. Pije na umór. Jest w sile wieku i żal na niego patrzeć. Właśnie zabrakło mu na kolejną flaszkę i przyszedł prosić o „pożyczkę”.

      – Idź stąd! – krzyczy Walentyna, próbując go zasłonić przed kamerą.

      – Nigdzie nie pójdę! Niech zobaczą, jak się bawi nasza wieś – mamrocze sąsiad, siadając na drewnianej ławeczce przed domem, bo ciężko mu ustać na nogach. – Niech pokażą prawdziwe życie. Daj sto rubli – błaga operatora kamery. – Oddam. Jestem normalnym rosyjskim chłopem.

      – Nie kompromituj nas! – krzyczy Walentyna.

      Zza płotu przyglądają się temu dwie starsze panie. Jest im głupio. Goście z zagranicy przyjechali, a tu taki wstyd.

      – To przez to, że roboty nie ma – tłumaczą. – Dlatego wszyscy piją. Nie to co Putin! To jest mężczyzna!

      W 2015 roku niemiecka telewizja ZDF pokazała film Putin the Man, z którego wynika, że podczas pobytu w NRD nadużywał on alkoholu i bił żonę. Publicznie nikt go jednak nie widział pijanego, w odróżnieniu od Jelcyna, który nie wylewał za kołnierz i zaliczył mnóstwo wpadek. Jak choćby w 1994 roku podczas wizyty w Berlinie, gdzie pobudzony przez alkohol, zaczął dyrygować policyjną orkiestrą i śpiewać Kalinkę. Albo kiedy nie wysiadł z samolotu w Dublinie, choć na lotnisku czekał na niego premier Irlandii. Wszystko dlatego, że się „zmęczył” w czasie podróży.

      Putin pokazywany jest czasami z kuflem piwa. W rosyjskich mediach pojawiły się na przykład nagrania z jego wizyty w znanej piwiarni Żiguli w Moskwie i z Drezna, gdzie odwiedził swój ulubiony pub z czasów, gdy pracował w NRD. Najbardziej lubi piwo niemieckie. W 2018 roku w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji zdradził, że od czasu do czasu przysyła mu je Angela Merkel. Potwierdziła to też sama kanclerz. Dla wielu Rosjan piwo to jednak żaden alkohol. Co najwyżej popitka. Jak mówią, wódka bez piwa to wyrzucone pieniądze.

      – Podoba się pani Putin? – pytam kobietę na drodze.

      – Bardzo! – odpowiada, szczerze się uśmiechając. Odruchowo poprawia moherową chustę, która jest tak cienka, że bez trudu przejdzie przez ślubną obrączkę, a grzeje jak piec. – Ja go bardzo popieram! – dodaje. – Bo za Jelcyna w latach dziewięćdziesiątych zamknęli nasz sowchoz i ludzie zostali bez pracy. A teraz mam już emeryturę i jestem zadowolona, bo przynoszą ją na czas.

      – A byłyście za granicą? Widziałyście, jak żyją inni? – pytam.

      – Nie. – Po chwili kobieta poprawia się jednak: – To znaczy na Białorusi byłyśmy. Z sowchozem na wycieczce.

      Walentyna, która stoi obok mnie, bardzo się ożywia na to wspomnienie.

      – Tak, tak! To były czasy! Zawieźli nas do Mińska i Witebska. Na koszt sowchozu!

      Od tamtej pory minęło dwadzieścia kilka lat. Kobiety nie mają nawet zagranicznych paszportów. Kiedyś ich nie dawali, a teraz nie są im potrzebne, bo za co miałyby wyjechać? Nawet do Moskwy rzadko jeżdżą, a co dopiero do innego kraju. Według oficjalnych danych z 2019 roku zagraniczny paszport ma tylko około 30 procent Rosjan.

      – Pokażę wam szpital, w którym przepracowałam dwadzieścia pięć lat jako akuszerka. – Walentyna prowadzi mnie do zniszczonego drewnianego budynku obok drogi.

      Wchodzimy do środka przez rozwalone drzwi. Wewnątrz czuć wilgoć i zgniliznę. Jest ciemno i zimno jak w piwnicy. W korytarzu straszą odrapane ściany z resztką zielonej farby, sypiący się tynk, zwisające z sufitu druty, połamane szafy. Pod nogami przeraźliwie chrzęści rozbite szkło z okien i butelek po taniej gorzałce. Po obu stronach korytarza jest kilka pomieszczeń.

      – To była najcieplejsza sala. Bo tu leżały matki z dziećmi. Resztki pieca do tej pory się jeszcze walają. Zatrudnialiśmy aż dwóch palaczy! – Walentyna jest tak rozemocjonowana, że mówi bez przerwy. – Ja biegłam do pracy jak na skrzydłach! Miałam bardzo dobrze. Byłam siostrą przełożoną, akuszerką i pielęgniarką środowiskową. Dostawałam półtorej stawki! To była inna epoka. Ech, serce boli – wzdycha żałośnie. – Jak zaczynałam tu pracować, to było pełno ciężarnych. A ile dzieci! Wszędzie się pałętały. A teraz? Ani dzieci, ani chłopów. Prawie same stare baby na wsiach zostały. Wszystko przez tego Gorbaczowa i Jelcyna! Ludzie stracili przez nich pracę i wszytko, co uciułali przez całe życie. Demokraci zakichani! Szkoda gadać!

      Walentyna wyprzedziła moje pytanie.