Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin. Barbara Włodarczyk

Читать онлайн.
Название Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin
Автор произведения Barbara Włodarczyk
Жанр Биографии и Мемуары
Серия
Издательство Биографии и Мемуары
Год выпуска 0
isbn 9788308072219



Скачать книгу

luksusowe garnitury Kiton i Brioni. To jedne z najdroższych linii męskich ubrań, ich ceny dochodzą do pięćdziesięciu tysięcy dolarów za sztukę. Ma także świetne buty. Włoskie, robione ręcznie z najlepszych skór, na przykład marki Salvatore Ferragamo. Tę firmę lubi również Silvio Berlusconi. Rosjanie żartują, że panowie mają poza tym tego samego chirurga plastycznego, bo obaj wyglądają coraz młodziej i upodobniają się do siebie.

      Do stolika podchodzi Angela Merkel. Na pierwszy rzut oka wydaje się potężniejsza od Putina. Ale chyba jednak nie…

      – Przyszłam powiedzieć, że jestem gotowa – mówi bezbłędnie po rosyjsku. Dziennikarze są tym zaskoczeni, ale Putin wcale. Widocznie wcześniej już nie raz rozmawiali po rosyjsku. Angela Merkel uczyła się go w szkole, a w nauce zawsze była pilna. Wygrała nawet olimpiadę języka rosyjskiego i w nagrodę pojechała na wycieczkę do Moskwy. Pani kanclerz uśmiecha się, nie dając po sobie poznać, że dwie godziny wcześniej przeżyła przykry incydent. Wszystko przez ukochanego psa Putina, wielką czarną labradorkę Koni. Suczka znienacka wbiegła na salę, gdzie toczyły się rozmowy. Merkel zastygła. Panicznie boi się psów, bo w dzieciństwie została przez nie pogryziona. Czyżby Władimir Putin o tym nie wiedział? Podobno asystenci Angeli Merkel przed każdą wizytą zaznaczają: żadnych psów!

      Kelnerka stawia przed panią kanclerz filiżankę zielonej herbaty. Merkel podnosi ją i znowu zwraca się do Putina po rosyjsku:

      – Bud’ zdarow!

      „Na zdrowie!” Jej gest wywołuje konsternację. Dziennikarze z trudem powstrzymują śmiech. Toast herbatą w Rosji?!

      Wykorzystuję zamieszanie, by zapytać o embargo. Putin lekko się do mnie odwraca i z uwagą słucha. Kątem oka patrzy, gdzie jest kamera.

      – Nie jestem rzeźnikiem! – odpowiada bez chwili namysłu. W swoim stylu. Przekornie i cynicznie. Bo nawet komentatorzy z Rosji przyznawali, że embargo na polskie mięso miało podłoże polityczne. Że było odwetem. Drobne naruszenia sanitarne stanowiły jedynie pretekst. Moskwa niejednokrotnie, mając na pieńku z którymś z bliższych lub dalszych sąsiadów, w importowanej od nich żywności odnajdywała raptem związki „szkodliwe dla życia ludzkiego”. Jak na przykład w gruzińskiej wodzie mineralnej Borżomi, mołdawskich winach czy łotewskich szprotkach.

      Putin słynie z tego, że jest cyniczny do bólu. W 2000 roku doszło do katastrofy atomowego okrętu podwodnego „Kursk”. Nikt nie przeżył. Zginęło stu osiemnastu marynarzy. Kiedy dziennikarz CNN zapytał, co się stało z łodzią „Kursk”, Putin stwierdził: „Utonęła”… Równie cyniczna była jego odpowiedź na pytanie o „zielone ludziki”, czyli rosyjskich żołnierzy w mundurach bez żadnych dystynkcji. Pojawili się na Krymie tuż przed aneksją. „To lokalne siły samoobrony” – odpowiedział Putin bez mrugnięcia okiem. I poradził osłupiałemu dziennikarzowi, by poszedł do sklepu i się przekonał, że podobne do rosyjskich mundury można kupić bez problemu. To się działo w marcu 2014 roku. Miesiąc później Putin przyznał, że to byli jednak żołnierze rosyjscy. Nawet nie tłumaczył się, dlaczego wcześniej skłamał.

      Odpowiedź Putina na moje pytanie o embargo wywołuje uśmieszki na twarzach dziennikarzy z rosyjskiej telewizji.

      – Ale sprytny, co? – słyszę za plecami pełen aprobaty szept jednego z nich.

      Putin odpowiada mi, że nie on decyduje w tej sprawie, że to gestia służb weterynaryjnych, że ma nadzieję na rychłe rozwiązanie problemu itd., itp. Nic nowego. Nie przerywam wywodu, ale w myślach szykuję już ripostę. Między innymi to, że Unia Europejska podziela zdanie o politycznym charakterze embarga. Nie mam jednak szans na rozmowę. W sukurs Władimirowi Putinowi przychodzi Angela Merkel.

      – Będziemy jeść? – pyta po rosyjsku.

      Putin bezradnym gestem pokazuje mi, że musi kończyć. Oboje wstają i wychodzą.

      – Barbaro, jesteś z nim na ty?! – Pytanie rosyjskiego dziennikarza zaskakuje mnie. Nie rozumiem, o co chodzi. Okazuje się, że Putin, zaczynając odpowiedź na moje pytanie, powiedział podobno: „Słuchaj, nie jestem rzeźnikiem”. Sama nie zwróciłam na to uwagi. Być może rzeczywiście rubasznie, w swoim stylu, użył słowa „słuchaj”, zamiast „słuchajcie”. Nie wiem. W świat poszła wersja „na ty” i dla kilku reporterów z rosyjskiej telewizji było to ważniejsze niż sama wypowiedź Putina. Do dzisiaj mnie to bawi. Gdyby ktoś miał jednak wątpliwości, oświadczam, że nie jestem z Putinem na ty! I nigdy nie byłam.

      – Gdzie są łyżeczki do herbaty? – Kelnerka, która podawała filiżanki Merkel i Putinowi, jest bardzo zdenerwowana. Przyszła sprzątnąć ze stołu po ważnych gościach i od razu zauważyła, że brakuje łyżeczek. – Proszę je oddać! Są bardzo drogie! – mówi przerażona.

      – Ma pani rację – odpowiada któryś z reporterów. – Ale nie dlatego, że dużo kosztowały. To bezcenna pamiątka. Relikwia…

      O zaginionych łyżeczkach poinformowała rosyjska prasa. Gazeta „Moskowskij Komsomolec” wybiła to nawet w nagłówku. Relację ze spotkania Putina i Merkel w Soczi zatytułowała sensacyjnie: U prezydenta skradziono łyżeczki…

      2.

      GRA Z PUTINEM

      Putin wygląda karykaturalnie i ma nieproporcjonalnie wielki nos.

      – Ale pan potraktował prezydenta! – podpuszczam młodego sprzedawcę pamiątek obok placu Czerwonego.

      Chłopak natychmiast wygładza dłonią T-shirt. Koszulka z wizerunkiem Putina niefortunnie zagięła się na środku portretu, fatalnie go zniekształcając.

      .

      – To przez to, że ciągle ktoś ogląda ten towar i nie nadążam ze składaniem – tłumaczy się sprzedawca.

      T-shirty z Putinem leżą na eksponowanym miejscu straganu. Białe, żółte, szare, niebieskie, czerwone. Z Putinem w garniturze, w puchowej kurtce moro, w podkoszulku albo z gołym torsem na koniu. Są też T-shirty z Obamą, ale upchnięte po bokach. I tylko jeden wzór.

      – Koszulka z d o b r y m prezydentem kosztuje tysiąc pięćset rubli, a z Barackiem Obamą dwieście. – Żenia, którego nagrywam do filmu, wyraźnie akcentuje słowo „dobry”. Robi to z przymrużeniem oka, bo lubi dowcipkować, ale inni traktują rzecz śmiertelnie poważnie.

      – Dobrze mówi! Zuch! Bystrzacha z niego! – Sprzedawca podnosi kciuk w geście uznania, a kilku gapiów mu przytakuje.

      Żenia ogląda T-shirt z wizerunkiem Putina w marynarskiej pasiastej koszulce i z nadrukiem: „Najbardziej uprzejmy człowiek”. To termin nawiązujący do aneksji Krymu. W Rosji „uprzejmymi” nazywają „zielone ludziki”, czyli rosyjskich żołnierzy w mundurach bez żadnych dystynkcji, którzy pojawili się na półwyspie w marcu 2014 roku.

      – Przecież uprzejmi byli! – szelmowsko śmieje się Żenia.

      – A jakże! – dodaje sprzedawca. – Nie krzyczeli, nie strzelali. Wszystko przejmowali szybko i bez słowa…

      Żenia przykłada koszulkę do swego torsu i z żalem stwierdza, że jest za mała. Nie pomogło nawet wciągnięcie brzucha.

      – Szkoda. Chciałbym mieć taką sylwetkę jak nasz prezydent. – Śmieje się.

      – Weź, chłopie, tę z napisem „Rosja niczego się nie boi”. Dam ci zniżkę – zachęca sprzedawca.

      – Niee, kupię przez internet.

      W sieci można zamówić T-shirty z Putinem w co najmniej stu różnych wzorach. Są też do kupienia kilkaset metrów dalej, w słynnym moskiewskim domu towarowym GUM na placu Czerwonym. Co ciekawe, sprzedawaną tam kolekcję promował znany amerykański aktor Mickey Rourke. Było to niedługo po aneksji Krymu. Amerykanin