Название | Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin |
---|---|
Автор произведения | Barbara Włodarczyk |
Жанр | Биографии и Мемуары |
Серия | |
Издательство | Биографии и Мемуары |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788308072219 |
Zanim funkcjonariusze Federalnej Służby Ochrony pozwolą jakiemukolwiek żurnaliście wejść na teren Kremla, najpierw uważnie mu się przyglądają i dokładnie sprawdzają dokumenty. Rezydencji prezydenta strzegą najlepsi fachowcy. Pracę dostaje zaledwie jeden na stu kandydatów. Podobnie jest z doborem całego personelu do obsługi Kremla. Ważne są nie tylko kompetencje i charakter, lecz także wygląd! Emerytowany pracownik kremlowskiej restauracji Wasilij Alimow opowiadał, że kiedy przyjmowano go do pracy, patrzono nawet na długość palców.
Procedurę kontroli przechodzimy dwukrotnie. Pierwszy raz przy bramie, a drugi przed wejściem do korpusu kancelarii prezydenta, gdzie odbywa się konferencja. To jedno z ostatnich spotkań Putina z prasą w tym miejscu. W 2008 roku konferencje zostaną przeniesione do nowoczesnego kompleksu handlowego na nabrzeżu. I to już nie będzie to, anturaż Kremla tworzył bowiem wyjątkowy nastrój. Kreml jest najważniejszym i najbardziej intrygującym miejscem w całej Rosji! To ociekające złotem pałace i cerkwie, podziemne tunele, dramatyczne historie, iście cesarskie uczty i zakulisowe rozgrywki mające wpływ na losy milionów ludzi. Krótko mówiąc, miejsce z niesamowitą aurą.
Wszystko jest jak w teatrze. Tylko większe i bardziej okazałe. Zamiast bileterów – wartownicy w galowych mundurach, zamiast dzwonka – kremlowskie kuranty. Na widowni ponad tysiąc dziennikarzy, a na scenie tylko jeden aktor – Władimir Putin. Doroczna konferencja rosyjskiego prezydenta to wielki spektakl, który ma pokazać, jak Putin jest sprawny i świetnie zorientowany. Odpowiada na pytania przez trzy, cztery godziny. Bez przerwy. Cytuje z pamięci dziesiątki danych. I od ręki rozwiązuje problemy. Jak w 2016 roku, kiedy dziennikarz z obwodu swierdłowskiego pożalił się na brak drogi w okolicach wsi Sieriebrianka. „W czasie roztopów ludzie są odcięci od świata” – skarżył się. „Zwrócę uwagę gubernatorowi” – obiecał Putin. Już następnego dnia o ósmej rano we wsi pojawiły się buldożery.
Koleżanka z telewizji gruzińskiej instruuje mnie, że najlepsze miejsca znajdują się przy schodach. Sala jest ogromna. Widownia ma kształt amfiteatru, podzielonego schodami na dziewięć części. Przed rozpoczęciem konferencji trwa giełda pomysłów, jak zwrócić na siebie uwagę, by zadać pytanie. Szanse dostaje tylko co piętnasty dziennikarz. Wabikiem mają być jaskrawe plakaty, matrioszki, ikony, czapki, szaliki i intrygujące hasła w stylu: „Chcę na Księżyc” albo „Dopóki nie zadam pytania, nie odejdę”. Jestem pierwszy raz na takiej konferencji i nic nie przygotowałam, ale mam kartki formatu A4. Na jednej z nich piszę dużymi drukowanymi literami „POLSZA”. Polska. A nuż…
Przed wyjściem na Kreml zadzwoniłam do redakcji. „Macie jakieś sugestie co do pytania?” W odpowiedzi usłyszałam ironiczny śmiech. „Jakie pytanie?! Zapomnij, nie masz szans! Zrób po bożemu relację i nie zawracaj sobie głowy”. Dotąd żaden z polskich dziennikarzy nie został dopuszczony do głosu. Tym razem też się to wydaje mało realne. Dopiero co zakończyła się pomarańczowa rewolucja, którą wsparła Warszawa. Moskwa nie kryje rozczarowania, a media nie szczędzą Polsce krytyki, oskarżając nas o poddaństwo Ameryce i rusofobię.
Wybija dwunasta. Na salę dziarskim krokiem wchodzi uśmiechnięty Putin. W ręku trzyma nieduży plik kartek. Podczas wystąpień nigdy nie korzysta z tabletu czy laptopa. Ufa tylko ściągawkom na papierze. Zawsze są równiutko poukładane. Putin jest pedantem. W pierwszym telewizyjnym wywiadzie po objęciu urzędu prezydenta pokazał swoje biurko. Był na nim idealny porządek. Żadnych zbędnych przedmiotów.
Zaczyna się spektakl transmitowany przez rosyjskie stacje państwowe. Oglądalność – kilkadziesiąt milionów! Putin zna i ceni siłę telewizji, bo to ona wykreowała go z nieznanego kagiebisty na „twarz” Rosji. Na początku kiepsko sobie radził z mediami. Irytowały go trudne pytania i zdarzało mu się obrażać dziennikarzy. Jak na przykład francuskiego korespondenta, który w 2002 roku, po szczycie Rosja – Unia Europejska, stwierdził, że Moskwa tłumi wolność Czeczenii. „Jeśli chce pan zostać radykalnym islamistą i jest gotów się obrzezać, to zapraszam do Moskwy” – odpowiedział szyderczo Putin. I zapewnił, że rosyjscy specjaliści przeprowadzą dziennikarzowi taki zabieg, by mu „już nic nigdy nie wyrosło”. Z czasem Putin nauczył się rozmawiać z prasą, a nawet polubił kłopotliwe pytania. Być może to efekt pracy amerykańskiej firmy piarowskiej Ketchum, która przez kilka lat dbała o wizerunek Kremla.
Konferencja odbywa się według utartego schematu. Najpierw Putin cytuje statystyki o sukcesach gospodarczych. Tak jest notabene do dziś, choć od czasu aneksji Krymu wskaźniki lecą na łeb na szyję. Potem rozgrywa się walka dziennikarzy o prawo do zadania pytania. W ruch idą plakaty i rekwizyty, a ze wszystkich stron rozlegają się okrzyki.
– Władimirze Władimirowiczu!
– Tu Syberia!
– Kaliningrad!
– Czeczenia!
– Jak uratować dzieci?!
– Czy będzie wojna?!
– Dajcie truciznę!
(To ostatnie hasło pojawiło się na konferencji w grudniu 2019 roku. Autorowi nie udzielono jednak głosu i zagadką pozostało to, dla kogo miała być trucizna…)
Odpowiedzi Putina są krótkie i dosadne.
– Ja nie rządzę, ja pracuję – tak reaguje na pytanie, czy myśli o końcu swoich rządów.
– Wystarczy nam rakiet! – tak kwituje stwierdzenie zagranicznego korespondenta, że Rosja wykorzystuje gaz jako broń w celach politycznych.
– Mężczyznom nie chce się pracować – tak odpowiada na stwierdzenie, że coraz więcej kobiet jest u władzy.
– Są tak zwani sowietolodzy, którzy nie rozumieją, co się dzieje w naszym kraju. Zasługują tylko na jedną replikę: „Tfu!” – tak reaguje na pytanie o relacje zagranicznych mediów na temat Rosji.
Ciekawa jestem, jak w takim razie wytłumaczy jednostronne materiały i ataki rosyjskiej prasy na Polskę. Albo fakt, że od razu po wsparciu przez Warszawę pomarańczowej rewolucji Moskwa poinformowała o umorzeniu śledztwa katyńskiego…
Siedzę w jednym z ostatnich rzędów. Od trzymania w górze kartki z napisem „POLSZA” już mnie boli ręka. Nie poddaję się, choć zaczynam tracić nadzieję. Aż tu nagle…
– Co tam jest napisane? Pol…? – Putin pokazuje palcem w moją stronę.
– Polska! – krzyczę z całej siły.
– Polska? A to proszę, bracia Słowianie – odpowiada zaskakująco miło.
Kiedy niosą mi mikrofon, przypominam sobie śmiech kolegów redakcyjnych: „Zapomnij o pytaniu do Putina! Nie masz szans! Nie masz szans! Nie masz szans!”.
– Koledzy nie wierzyli, że uda mi się zadać pytanie. Szkoda, że się z nimi nie założyłam – mówię spontanicznie, kiedy dostaję mikrofon.
– Szkoda – odpowiada z uśmiechem Putin. – Bo wygrałaby pani i się z nami podzieliła.
Jego reakcja rozbawia widownię. Mnie też.
– Hola, hola! – odpowiadam kpiarskim tonem. – Polska nie jest aż tak bogatym krajem, by się z wami dzielić.
Mówię to z przekąsem, ale Władimir Putin bierze chyba wszystko na poważnie.
– Niech pani nie będzie taka skromna – mówi. – Polska rozwija się w dobrym tempie. Wzrost kapitalizacji waszego rynku osiągnął w ubiegłym roku ponad trzydzieści procent. To bardzo dobry wskaźnik.
Statystyki cytowane z pamięci robią wrażenie. Czyżby z góry wiedział, że udzieli odpowiedzi dziennikarzowi z Polski? Po gromkich komplementach Putina nie pozostaje mi nic innego, jak tylko z nim się zgodzić.
– Ja t e ż wierzę w swój kraj! – odpowiadam, specjalnie akcentując