Название | Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66375-90-1 |
Jak często zdarzało mi się w rozmowach z oficerami, zwłaszcza z Turov i Winslade’em, czułem, że przypisują mi zdolności, którymi nie dysponowałem. Teraz też zastanawiałem się, jak poradzić sobie z sytuacją.
Początkowo zamierzałem upierać się, że nic nie wiem, bo w końcu tak właśnie było. Nie miałem pojęcia, o czym mówi, a w dodatku twierdziła, że w jakiś sposób ją oszukałem. Ale byłem zdesperowany i potrzebowałem jakiejś karty przetargowej. Mogła zatrzymać misję w każdej chwili, ale wiedziałem, że jeśli uzna mnie za czarodzieja, szanse przekonania jej, by tego nie robiła, wzrosną. Postanowiłem więc udawać, że rzeczywiście mam przewagę.
– Często bywam niedoceniany, sir – powiedziałem, uśmiechając się pewnie.
Wydęła wargi i syknęła, przechodząc obok mnie. Podeszła do biurka i zamaszystym gestem zrzuciła na podłogę kilkanaście arkuszy papieru komputerowego i zwijany monitor. Biurko zmieniło się w ekran i wyświetliło obraz lokalnej przestrzeni.
– Tu. – Wskazała miejsce blisko środka układu. – Ta gwiazda klasy K ma tylko jedną wewnętrzną planetę. Co zadziwiające, na jej powierzchni wykryto życie.
Spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem, jakby czekając, że przyznam się do winy. Ja wpatrywałem się w nią ze zdumieniem.
– Dobrze, jest życie, ale na różnych światach jest go sporo. Co w tym takiego?
– Sprawdziliśmy katalogi. Galaktycy przeskanowali ten układ i uznali go za pusty wieki temu. Jak wyjaśnisz tę sprzeczność?
– Hmm… – Podszedłem bliżej wyświetlacza. – Planeta nie wygląda na nadzwyczajną. Znajduje się w zdatnej do zamieszkania strefie stabilnej gwiazdy. Jest skalista i chociaż ma nieco mniejsze rozmiary niż Ziemia, to posiada atmosferę i płynną wodę.
– Wiem to wszystko – warknęła. – Problem w tym, że widniała w katalogu jako niezamieszkana i niezdatna do zamieszkania. Dlaczego? Mamy tam oznaki życia! Dlatego mnie tu sprowadziłeś, prawda? Żebym znalazła świat, którego nie powinno być? Tajną żywą planetę?
Wzruszyłem ramionami, bo zaczynały mi się kończyć pomysły. Czasami najlepiej pozwolić ludziom ze sporą wyobraźnią, żeby sami coś wymyślili.
Wpatrywała się we mnie, wydając z siebie głośne pomruki. Widać było, że nad czymś się zastanawia.
– Dałeś mi wskazówki, które teraz zaczynają układać się w całość. Ktoś zmodyfikował dane. Ktoś musiał ukryć ten świat, zmieniając lub usuwając informacje. To oznacza jedną z dwóch rzeczy: zamieszani są w to Galaktycy albo jakiś element przestępczy.
– Uważam za mało prawdopodobne, aby Galaktycy zawracali sobie głowę robieniem tego sami. Nairbowie oszaleliby, gdyby się dowiedzieli.
– Racja. W takim razie to musi być skutek jakiejś zmowy. Celowy błąd w lokalnych danych planetarnych. W każdym razie nie ma to znaczenia. Przestępcy, których szukamy, muszą tu być i na nas czekać.
– W takim razie dorwijmy ich! – ryknąłem.
Spojrzała na mnie z ukosa.
– Czy ty prowadzisz nas w jakąś pułapkę? To brzmi jak kolejna intryga Clavera.
– Claver przebywa na Ziemi, o ile mi wiadomo.
Turov spojrzała na mnie dziwnie i zastanowiło mnie to. Czyżby wiedziała, gdzie naprawdę się znajduje? Następnie machnęła ręką, jakby wymazując moje słowa.
– Niezależnie od tego, gdzie jest teraz Claver – powiedziała – wiem, że pracujesz dla Nagaty. Nie próbuj zaprzeczać.
– Pani imperator, zapewniam panią co do jednego. Podczas trwania tej misji pracuję dla pani.
Przygryzła wargę. Wyglądała na zmartwioną i widziałem, że nie wie już, w co wierzyć.
– Podsumujmy ostatnie wydarzenia – odezwała się w końcu. – Po pierwsze, tajemniczy piraci pojawiają się nad Ziemią i przeprowadzają bezczelny atak. Po drugie, zostaję wysłana tutaj, aby pochwycić tych piratów. Po trzecie, gdy zbaczam z kursu zaleconego przez Centralę, ty robisz wszystko, by mnie od tego odwieść. Po czwarte, jak gdyby boskim zrządzeniem, drugi układ, który wskazałeś jako cel, okazuje się właściwym.
Patrzyłem, jak w jej głowie obracają się trybiki. Uznałem, że muszę coś powiedzieć. Cholera, gdybym pozwolił jej myśleć samodzielnie, do rana zdążyłaby mnie poćwiartować. Zbliżyłem się o pół kroku i położyłem jej dłoń na łokciu.
– Nie mogłem spać – powiedziałem. – Tak naprawdę dlatego tu przyszedłem.
Odtrąciła moją rękę.
– Nawet nie próbuj. Tym razem twoje końskie zaloty nie zadziałają, McGill. Musisz się bardziej postarać.
Byłem zmieszany. Z mojego punktu widzenia poprzednio to ona mnie uwiodła. Właściwie podobnie było także wcześniej, o ile nie szwankowała mi pamięć. Ale nigdy daleko bym nie zaszedł, gdybym nie wycofywał się, gdy kobieta da mi taki znak.
– Przepraszam, sir. Czy mam wrócić do oddziału? Przygotować się do akcji?
Spojrzała na mnie zmrużonymi oczami.
– Chciałabym wiedzieć, co naprawdę dzieje się w twoim mózgu, McGill.
– Czasami sam nie jestem pewien.
– Możesz odejść. Wyśpij się. Za jakieś dwadzieścia godzin prawdopodobnie czeka nas akcja. Dopilnuję, żebyś trafił na linię frontu, gdy zacznie się walka.
– Dziękuję, sir. Chętnie przyczynię się do zemsty.
Przyglądała się, jak odchodzę, i widziałem, że nie wie, jak interpretować moją wzmiankę o zemście. Najlepiej jest kazać przeciwnikowi zgadywać.
9.
Dokładnie jedenaście godzin później, co do minuty, wreszcie wypatrzyliśmy naszą zwierzynę.
Nie próbowali nawet szczególnie się ukrywać. Podjęli pewne środki ostrożności, ale nie zrobili niczego, czego nie przejrzeliby nasi technicy. Sieć radiową mieli ustawioną tak, by wysyłała rozproszone transmisje o niskiej mocy wyglądające jak szum, a pióropusze spalin ich okrętów nie były tak jasne jak u imperialnych.
Może było tak jednak dlatego, że okręty Imperium nie miały się czego bać w granicach Rubieży 921. Teraz mieliśmy natomiast do czynienia ze zbiegami.
Primus Winslade osobiście przeprowadził odprawę. Wyjaśnił, że stanowimy oddział szturmowy, któremu przypadł zaszczyt zrzutu na nowo odkrytą planetę. Musiałem przyznać Winslade’owi punkty za styl. Robił co mógł w sytuacji, z której nie mógł być szczególnie zadowolony.
– To rzadka okazja – mówił do całej kohorty z przednich ścian naszych modułów. – Straciliśmy smoki w wyniku ataku tych przestępców. Teraz czas im się odpłacić. Skaczemy, atakujemy i eksterminujemy. Jesteśmy żołnierzami Imperium z niekwestionowalnym mandatem. Te istoty, kimkolwiek są, złamały prawo galaktyczne, gdy zaatakowały ziemski frachtowiec. W tamtej chwili wydały na siebie wyrok śmierci.
Słysząc te słowa, zmarszczyłem czoło. Jasne, chciałem zabić zbirów, którzy zaatakowali naszą planetę i zrzucili na moją rodzinę kawałki płonącego metalu, ale to nie znaczyło koniecznie, że chciałem zabić każdego obcego na tej planecie. To byłoby jak zabicie wszystkich krewnych mordercy. Sprawca oczywiście zasługuje na karę,