Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-90-1



Скачать книгу

tej odległości zmniejszona celność nie miała dużego znaczenia.

      Zasypaliśmy drugiego potwora przyspieszonymi pociskami wybuchowymi. On także okazał się niezwykle żywotny, nie zginął od razu. Musieliśmy zużyć jakieś dwieście kulek, zanim przestał się ruszać.

      Carlos podszedł ostrożnie i szturchnął cielsko kolbą karabinu.

      – Najdziwniejszy stwór, jakiego widziałem – stwierdziłem, trzymając się na dystans na wypadek, gdyby jednak nie był całkiem martwy.

      Carlos przykucnął obok niego.

      – Przeszedłem właśnie kurs ksenobiologii i to coś wygląda dziwnie – oznajmił. – To nie jest zwykłe stworzenie z krwi i kości. Może to jakaś konstrukcja. Widzicie te włókna? To celuloza, tego jestem pewien.

      Byłem pod wrażeniem nie tylko nowej wiedzy Carlosa, ale i tego, że miał niezłe jaja, skoro zbliżył się na tyle do niebezpiecznego potwora. Przyjrzawszy się włóknom, o których mówił, skinąłem głową.

      – Wygląda jak części kukurydzy – powiedziałem. – Jacy obcy mają w sobie coś takiego?

      Nie mieliśmy na to odpowiedzi, więc zgłosiłem, że napotkaliśmy dwóch kosmitów i zabiliśmy ich, zanim przedarli się do wnętrza okrętu.

      – Dobra robota – odpowiedział Graves. – Ale mamy problem. Nie wszystkim jednostkom poszło tak dobrze. Niektórzy obcy przebili się przez wewnętrzny kadłub i grasują po okręcie. Wycofują nas z tego obszaru. Wszystkie trzy plutony mają wrócić przez włazy, kolejno oddziałami, i przygotować się do wejścia na niebieski pokład. Mamy tam znaleźć i zniszczyć intruzów.

      – Czy biosi są zagrożeni, sir? – spytał Leeson na wspólnym kanale jednostki.

      – Owszem. Wróg jakoś się przedarł. Mamy potwierdzone zgony na niebieskim. Ich celem mogą być nasze maszyny odtwarzające. Nasza jednostka ma dołączyć do reszty kohorty i bronić wskrzeszarek za wszelką cenę. Bez odbioru.

      Po przekazaniu reszcie nowych instrukcji ruszyliśmy do śluzy. Wszyscy mieli ponure miny i przez wizjery hełmów widziałem pot na ich policzkach.

      Walka z nieznanym wrogiem w kosmosie to nic łatwego. Trochę siada to człowiekowi na mózg. Wśród gwiazd powstały niezliczone formy życia, a legionista nigdy nie wie, jaką formę przybierze jego kolejny zabójca.

      Gdy włazy zamknęły się szczelnie i usłyszeliśmy syk gazów, zacząłem się zastanawiać, któremu oddziałowi nie udało się zatrzymać wroga na obręczy. Czy zmierzyli się z przeważającymi siłami przeciwnika, czy po prostu mieli pecha? Cieszyło mnie, że to nie moi ludzie. Choć na razie nie mieliśmy żadnych strat, mimo wszystko martwiłem się. Wróg wydawał się wiedzieć, co robi. Najpierw bezskutecznie próbowali dostać się do rdzenia napędu, a teraz brali się za niebieski pokład. Czy mogli być świadomi strategicznej wartości naszych wskrzeszarek? Gdyby zniszczyli nasz sprzęt na tym pokładzie, każda kolejna śmierć byłaby permanentna do czasu powrotu na Ziemię – o ile w ogóle wrócimy. Sama ta myśl wystarczyła, żebym zaczął się pocić.

      Biosi zawsze mieli paranoję na punkcie swojej technologii. Byli jak zazdrośni kochankowie, których wielokrotnie zdradzano. Skrywali swoje sekrety przed wszystkimi, nawet przed członkami własnych legionów. Dlatego też ich pokład był fortecą. Ten obszar okrętu znajdował się na jednym poziomie, ale nie było to takie proste, jak się wydaje. Zbudowano go z koncentrycznych pierścieni, a każda warstwa chroniona była przez grube ściany i włazy, które potrafiłyby zatrzymać całą armię.

      Gdy dostaliśmy się do wewnętrznej części niebieskiego pokładu, nasza cała jednostka połączyła już wtedy siły. Pobiegliśmy przez korytarze do głównego wejścia, pędząc w brzęczących zbrojach i głośno stukających o płyty pokładowe butach.

      Korytarze były tu szerokie na jakieś dziesięć metrów, ale włazy prowadzące do wewnętrznej części pokładu robiły jeszcze większe wrażenie. Były ogromnymi, okrągłymi portalami z masywnymi metalowymi zawiasami i mechanizmami wyglądającymi raczej jak wejście do bankowego skarbca.

      Gdy dotarliśmy do samego portalu i zobaczyliśmy poczynione szkody, na początku pomyślałem, że zawiasy zostały wyrwane dzięki użyciu olbrzymiej siły, być może eksplozji. Ale wtedy zauważyłem, że wróg ponownie skorzystał z kwasów. Napastnicy przepalili się przez zawiasy, zostawiając za sobą przekrzywiony właz. Wokół widziałem kłęby szarego dymu i wiedziałem, że nie mam ochoty go wdychać.

      – Oddział, sprawdźcie dobrze szczelność hełmów – rozkazałem.

      – Dobry pomysł, McGill – powiedział Graves. – Jednostka, zatrzymać się! Zabezpieczyć hełmy! Harris, poprowadź oddział przodem i zabezpiecz ten właz. Zachowaj ostrożność.

      Harris spojrzał na Gravesa spode łba, wykrzywiając usta z niesmakiem. Nie był kimś, kto lubił wchodzić do pomieszczeń pełnych wrogich obcych, a przynajmniej nie jako pierwszy. Mimo oczywistej niechęci do wydanych mu rozkazów powiódł swoich ludzi naprzód.

      Po przejściu przez właz każdy z żołnierzy zajmował pozycję obronną i gestem wskazywał kolejnemu, żeby szedł za nim. W ciągu paru sekund znaleźli się w środku i przeczesali okolicę.

      – Bezpośrednia okolica wejścia jest czysta, sir – oznajmił Harris.

      – Idźcie dalej – rozkazał Graves. – Leeson, poprowadź resztę plutonu i udziel im wsparcia.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1lcyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIFBAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYHCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCAj/BcQDASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUEBAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdhcRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4uPk5ebn6Onq8vP09fb3+Pn6/9oADAMBAAIRAxEAPwD9/KKKKooKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACi