Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-90-1



Скачать книгу

wyświetlił lokalne gwiazdy. Przycisnąłem podwójny układ, który mieliśmy ominąć. Nazywał się po prostu L-374. Zawierał pomarańczową gwiazdę klasy K okrążaną przez mniejszą, klasy M.

      Ostatnia z gwiazd, ta, którą zamierzaliśmy odwiedzić, była kolejnym czerwonym karłem.

      – Sir – odezwałem się – naprawdę pominiemy tę pomarańczową gwiazdę? Dlaczego?

      – Dlaczego pominiemy L-374? Bo tak mówi złoty pokład. Pamiętaj, weteranie, nie dowodzę tą ekspedycją… i ty też nie.

      – Ale co, jeśli nie znajdziemy ich w trzecim układzie? Co wtedy zrobimy? Jeśli będziemy musieli wrócić do tej gwiazdy klasy K, mogą się już wymknąć.

      Graves pokręcił głową.

      – Raczej nie będziemy zaprzątać sobie tym głowy. Jeśli miałbym zgadywać, to sprawdzimy ostatni układ i poddamy się. Turov nas zawróci i ruszy z powrotem do domu.

      – Podda się? Naprawdę będzie skłonna wrócić na Ziemię z pustymi rękami?

      Wzruszył ramionami.

      – Co innego byś sugerował?

      – Myślę, że powinniśmy szukać, aż ich znajdziemy – powiedziałem, podnosząc głos nieco bardziej, niż zamierzałem. – Gdzieś dalej na tej linii musi być jakaś czwarta gwiazda.

      Graves przyjrzał mi się przez chwilę.

      – Gdybyśmy nadal lecieli tym kursem, o którym nie wiemy nawet, czy jest prawidłowy, wkroczylibyśmy na terytorium wroga. Po tym, jak przelecielibyśmy przez całe Królestwo Głowonogów, znaleźlibyśmy się po jego drugiej stronie, blisko środka Ramienia Perseusza. Dopiero tam trafilibyśmy na kolejną gwiazdę do sprawdzenia.

      – Tak daleko? – spytałem z rozczarowaniem.

      Przyłożył dwa palce do biurka i powoli je złączył. Mapa zmniejszyła się. Widziałem teraz przedłużenie linii. Rzeczywiście znajdowała się tam czwarta gwiazda, ale bardzo odległa.

      – McGill – powiedział Graves – chcę, żebyś odpuścił, jeśli wkrótce ich nie znajdziemy. To niezdrowe i, co gorsza, bezcelowe. Użyj mózgu, człowieku. Jakie są szanse, że napastnicy przybyli z tak daleka? Czwarta gwiazda znajduje się ponad sto siedemdziesiąt lat świetlnych od Ziemi. Przy takiej odległości nie ma szans, żeby wróg w ogóle wiedział o frachtowcu lecącym z Ziemi na Świat Maszyn.

      Stałem milczący i przygnębiony, aż Graves kazał mi odejść. Wyszedłem z jego gabinetu ogarnięty frustracją i poczuciem, że spełniają się moje najgorsze obawy co do tej ekspedycji. Nie chciałem, żeby okazało się, że uganiamy się za własnym cieniem, ale chyba na to właśnie się zapowiadało. Czułem to.

      Mogłem udać się tylko w jeszcze jedno miejsce i porozmawiać z jedną osobą, która mogła coś zmienić. Z ciężkim westchnieniem ruszyłem ku złotemu pokładowi.

      7.

      Z imperator Turov nie zawsze łatwo było porozmawiać. Po pierwsze, lubiła zasłaniać się różnymi przeszkodami. Po drugie, zawsze była zajęta czymś ważnym, a przynajmniej czymś, co wyglądało na ważne. Dziś było podobnie.

      Żeby spotkać się z Turov, musiałem przedrzeć się najpierw przez troje adiunktów i paru centurionów. Powtarzano mi wielokrotnie, że nasza przywódczyni nie ma czasu dla byle podoficera. Udało mi się zajść całkiem daleko dzięki upieraniu się, że dysponuję informacjami, do których wysłuchania upoważniona jest jedynie sama Turov, ale tylko dlatego, że wiedzieli o naszych nietypowych relacjach.

      W końcu stanąłem przed ostatnią adiunkt o nazwisku Bachchan. Była równie zadufana w sobie jak pozostali. Znów powiedziałem to samo, mówiąc w końcu, że Turov nie spodobałoby się, gdyby odprawiła mnie z kwitkiem. Ostatecznie zaprowadziła mnie do całkiem okazale wyglądających drzwi. Nie był to ten sam gabinet, w którym kiedyś rozmawiałem z Turov, ale uznałem, że mogła się przeprowadzić.

      Drzwi stanęły otworem, zanim zdążyłem w nie zapukać. Gdy wszedłem do środka, spotkała mnie tam kolejna nieprzyjemna niespodzianka. Stałem w gabinecie Winslade’a, nie Turov. Siedział za biurkiem, a jego nieregulaminowe buty z cholewą spoczywały między monitorem a kubkiem kawy. Siedział ze zwojem papieru komputerowego i chudymi palcami wskazał, żebym do niego podszedł.

      Zrobiłem to, ale nie mogłem już dłużej czekać.

      – Sir? Panie primusie? Przepraszam, chyba zaprowadzono mnie do złego gabinetu. Już wychodzę, przepraszam za pomyłkę.

      Winslade uniósł wzrok i spojrzał na mnie z ukosa.

      – Jesteś tam, gdzie trzeba, McGill. To znaczy jeśli w ogóle można powiedzieć, że istnieje odpowiednie miejsce dla takich jak ty.

      – Nie rozumiem, sir.

      Odłożył zwój na biurko i zdjął z niego nogi. Splatając palce, pochylił się do przodu i przyjrzał mi się nieprzyjaznym wzrokiem. Byłem dla niego jak mucha w zupie.

      – Pozwól, że ci to wyjaśnię – powiedział. – To ja dowodzę twoją kohortą. Tak naprawdę to nawet ja znajduję się zbyt wysoko w łańcuchu dowodzenia, żeby rozmawiać ze świeżo upieczonym weteranem, a imperator znajduje się dwa szczeble wyżej. Pomysł, że mógłbyś po prostu wparować tu i zażądać spotkania z nią, jest… absurdalny. Dość już tego! Jeśli masz coś do powiedzenia imperator, najpierw powiesz to mnie. Jeśli uznam, że to dostatecznie istotne, mogę wysłać cię poziom wyżej. Ale ostrzegam, że to bardzo mało prawdopodobne.

      Wiedziałem, że Winslade mnie nie lubi, a szczególnie nie podoba mu się, że zdarzało mi się rozmawiać z Turov z pominięciem odpowiedniej hierarchii. Tu nie chodziło jednak o protokół czy osobiste antypatie. Chciał wiedzieć, co knuję. Nie chciał, żeby coś go ominęło, jak to zdarzało się w przeszłości.

      – Rozumiem, primusie. Wyraził się pan jasno. Pójdę już.

      Odwróciłem się na pięcie i zdążyłem zrobić dwa długie kroki po grubym dywanie w kierunku drzwi, zanim zareagował.

      – Stój! Nie kazałem ci odejść, weteranie!

      Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę, ale wciąż nic nie mówiłem. Stanąłem na baczność, gapiąc się w ścianę.

      – Powiedz, dlaczego chciałeś porozmawiać z imperator.

      – Ponieważ uważam, że popełnia strategiczny błąd, sir.

      Primus zmarszczył czoło.

      – Zawsze uważałeś, że wiesz lepiej od swoich przełożonych, jak dowodzić legionami, prawda?

      – Skądże, sir. Ale czasami niektórzy ludzie nie mają jasnego obrazu spraw. Brakuje im perspektywy człowieka w okopach.

      – Ciekawe. Zobaczmy, czy uda mi się odpowiednio zinterpretować twoje mętne aluzje. Uważasz, że odkryłeś coś nowego i że należy przekazać tę informację osobiście samej imperator, jako że może to wpłynąć na jej decyzje, jeśli chodzi o naszą obecną misję.

      Otworzyłem szeroko oczy. Nie dysponowałem żadnymi nowymi danymi. Zamierzałem tylko przekonać ją, żeby nie rezygnowała zbyt szybko z pościgu za napastnikami. Ale Winslade jak zwykle przebiegle uznał, że trzymam w tajemnicy coś większego.

      – Aha! – zawołał, uderzając chudą pięścią w biurko. – Teraz w końcu przykułem twoją uwagę, prawda? Tak, McGill, nawet ja przejrzałem twoje sprytne knowania. Ale nic z tego. Nie chcę, żebyś zawracał głowę Turov. Wydałem rozkazy oficerom, aby cię powstrzymali. Jak widzisz, dzisiaj byli całkiem skuteczni.

      Skinąłem głową i spojrzałem znów na ścianę. Zamilkłem na sekundę.

      – Czy mogę odejść, sir? – spytałem.

      – Nie,