Gargantua i Pantagruel. Rabelais François

Читать онлайн.
Название Gargantua i Pantagruel
Автор произведения Rabelais François
Жанр Повести
Серия
Издательство Повести
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

href="#n325" type="note">325, dalej Luzynian, Sancę, Celę, Kołomżę, Fonteń Grabski, gdzie pokłonili się uczonemu doktorowi Tyrakowi326; stamtąd zaś przybyli do Maiży, gdzie Pantagruel odwiedził grobowiec Godfreda o Wielkim Zębie. Przy czym przestraszył się nieco, ujrzawszy jego wizerunek, wyobrażono go tam bowiem jakoby człowieka oszalałego, z na wpół dobytym wielkim mieczem. I spytał o przyczynę tego. Kanonicy tameczni327 rzekli mu, iż nie ma innej przyczyny, jak tylko że pictoribus atque poetis etc.; to znaczy, że malarze i poeci mają wolność malowania wedle upodobania, co im się zechce. Ale nie zadowolił się ich odpowiedzią i rzekł:

      – Nie może być tak wymalowany bez kozery. I coś podejrzewam, iż śmierć jego była z jakowąś krzywdą, o którą domaga się pomsty od rodziny. Muszę się o tym bliżej wywiedzieć i uczynię, co będzie należało.

      Następnie obrócił się nie z powrotem do Połtiru, ale chciał odwiedzić inne uniwersytety francuskie: zaczem minąwszy Roszelę, wsiadł na statek i zawinął do Bordeaux, w którym miejscu niewiele ujrzał ciekawego, chyba majtków grających w kiczki na wybrzeżu. Stamtąd poszedł do Tuluzy, gdzie nauczył się bardzo dobrze tańcować i władać mieczem obiema rekami, jako jest obyczaj u uczniów tej uczelni: ale nie zabawił długo w tym miejscu, widząc, iż tam palą żywcem regentów328 jak wędzone śledzie; ku czemu rzekł:

      – Niechże mnie Bóg broni, abym miał umrzeć taką śmiercią; dość mnie już dręczy pragnienie bez tego, żeby mnie więcej przypiekano.

      Potem zaszedł do Montpellier, gdzie znalazł bardzo dobre wina i wesołą kompanię; myślał się tam zabrać do studiowania medycyny, ale rozważył, iż stan to jest zbyt żałosny i melankoliczny i że medyków czuć jest lewatywą jak diabli. Chciał także studiować prawo, ale widząc, iż cały wydział prawny składa się z dwóch starych pierdziuchów i jednego liżysmarka, zabrał się z tego miasta. I w drodze minął most gwardzki i nimski amfiteatr329 w niespełna trzy godziny, co zda się być uczynkiem raczej nadziemskim niż ludzkim; i przybył do Awinionu, gdzie trzy dni nie minęło, jak już się wdał w amory: niewiasty bowiem łacno tam parzą dobrych ludzi w przyrodzonej wannie, jako że jest to ziemia papieska330.

      Co widząc, pedagog jego, zwany Epistemon, wyciągnął go stamtąd i zawiódł do Walencji w Delfinacie; ale poznał, że nie ma tam wielkiej korzyści i że ciury miejskie grzmocą tam szkolarzy, czym bardzo się rozsierdził. Owo jednej pięknej niedzieli, gdy całe miasto wyległo na tańce, jeden ze szkolarzy chciał tańczyć, w czym przeszkodziły mu one miejskie gbury; co widząc Pantagruel przepędził ich statecznie aż nad brzeg Rodanu i chciał wszystkich potopić; ale zagrzebali się w ziemi jak krety na dobre pół mili pod Rodanem. Można jeszcze widzieć rów, jaki wyorali. Następnie zabrał się stamtąd i trzema krokami i jednym susem przybył do Angieru, gdzie mu się bardzo spodobało; byłby tam został jakiś czas, gdyby go nie wygnało z miasta morowe powietrze.

      Tak przybył wreszcie do Burż, gdzie studiował bardzo długo i wiele skorzystał na fakultecie prawnym. I powiadał niekiedy, iż księgi prawnicze zdały mu się jako piękna suknia ze złota, nad wyraz wspaniała i kosztowna, ale zahaftowana łajnem: „Bowiem – powiadał – na świecie nie ma książek tak pięknych, ozdobnych, wytwornych jako są teksty Pandektów331; ale ich zahaftowanie, to znaczy glossy Akursjusza332, są tak plugawe, bezecne i zawszone, że jest to sam brud i ohyda”.

      Wyszedłszy z Burż, przybył do Orleanu. Tam zastał mnóstwo szkolarzy, tęgich chłopaków, którzy bardzo godnie oblali jego przybycie; w krótkim czasie nauczył się w ich kompanii grać w palanta tak dobrze, iż mógł uchodzić za mistrza. Studenci bowiem tameczni ćwiczą się nie na żarty i nie raz, i nie dwa prowadzili go na błonia z piłką i rakietą. Co do tego zaś, aby sobie głowę łamać nad nauką, tego się pilnie wystrzegał z obawy, aby sobie nie popsuć oczu. Zwłaszcza, że nawet któryś z bakałarzy powiadał w swoich wykładach, iż nie ma nic szkodliwszego dla wzroku niż choroba oczu. I jednego dnia, kiedy promowano na magistra praw znajomego mu studenta, który nauki niewiele więcej miał od swego muła, ale za to umiał bardzo dobrze tańczyć i grać w piłkę, ułożył herb i godło licencjatów tego uniwersytetu, mówiąc:

      W saczku piłeczka,

      W dłoni pałeczka,

      W pięcie poleczka,

      Pandekty w bermycy333 niedaleko głowy,

      Ot i licencjat gotowy.

      Rozdział szósty. Jako Pantagruel spotkał Limuzyńczyka, który kaleczył język ojczysty334

      Jednego dnia, nie pomnę kiedy, po wieczerzy, Pantagruel wraz z towarzyszami wyszedł na przechadzkę bramą, która prowadzi do Paryża. Tam spotkał po drodze zgrabnego studencika, wędrującego gościńcem; zaczem wymieniwszy ukłon, spytał:

      – Przyjacielu, skąd wędrujesz o tej godzinie?

      Szkolarz odpowiedział:

      – Z dostojnej, glorioznej i sławnej akademii, którą nominują Lutecją.

      – Cóż to ma znaczyć? – zapytał Pantagruel jednego ze swoich ludzi.

      – To znaczy: z Paryża – odparł tamten.

      – Zatem przybywasz z Paryża – rzekł Pantagruel – i na czymże wy tam spędzacie czas, panowie studenci, w onym Paryżu?

      Student odparł:

      – Nawigujemy po Sekwanie o dilukulu i krepuskulu; ambulujemy po kompitach i kwadryniach metropolii335; esercytujemy się w werbocynacji latyńskiej i jako wersymiliczne amorabundy kaptujemy sobie benewolencję omnijudycznego, omniformnego i omnigennego seksu feminalnego. W niektóre diecula inspektujemy lupanary w Ryczywole, w Zadzie Górnym, w Pludrakowie i w ekstazie wenerycznej inkulkujemy penisy swoje do najpenireceptywniejszych recesów pudendalnych wielce amikalnych meretrykułek; później kauponizujemy w tawernach merytorycznych pod Wiechą, Papuciem, Magdalenką piękne werwecyniczne szpatułki, perforanimowane petrozylem. A jeśli azardem fortuny nastąpi rarytność albo zgoła penuria pekuniarna w naszych marsupiach i jeśli są ewakuowane z ferruginicznego metalu, opuszczamy gospodarzowi jako cechę nasze pepla i codica w zastaw, ekspektując tabletek mających nadejść z patrymonialnych penatów i larów.

      Na co rzekł Pantagruel:

      – Cóż to, u diabła, za gwara? Przez Boga, z ciebie musi być jakiś heretyk.

      – Segnor, no – rzekł szkolarz – libentissymnie bowiem, skoro tylko zailluceskuje jakiś minutulny okrawek dnia, demigruję do którego z tak nadobnie architektyzowanych templów: i tam, irrygując się lustralną wodą, mamroczę coś niecoś z jakiejś missywnej prekacji naszych sakryfikulów. I submirmilując swoje prekulne horaria, eluuję i absterguję duszę z jej nokturnicznych inikwamentów. Reweruję olympikolów. Weneruję patrialnie supernalnego astripotensa. Diliguję i redamuję swoich proksymów. Strzegę dekalogicznych preskryptów i wedle fakultatywnej wirylności swojej nie disceduję od nich ani na ungwikulną latytudę. Werekundia przyznać każe, iż, jako że Mammon nie supergurgituje zgoła w moich lokulach, jestem nieco opieszały i skąpy w supererogowaniu elemosynów egenom kwerytującym hostiatywnie swoich styptów.

      – Gówno – rzekł Pantagruel – co on tu szczeka, ten błazen? Zdaje się, że on nam tu kuje jakowąś diabelską gwarę i chce nas tu urzec swymi zamawianiami.

      Na co rzekł któryś z jego ludzi:

      – Panie, ten mydłek chce z pewnością naśladować



<p>326</p>

TyrakTiraquellus, uczony prawnik i radca parlamentu, wierny druh Rabelais'go. [przypis tłumacza]

<p>327</p>

tameczny (daw.) – tamtejszy. [przypis edytorski]

<p>328</p>

tam palą żywcem regentów – Aluzje do palenia protestantów za Franciszka I. [przypis tłumacza]

<p>329</p>

most gwardzki i nimski amfiteatr – Słynne pomniki z czasów rzymskich. [przypis tłumacza]

<p>330</p>

niewiasty bowiem łacno tam parzą dobrych ludzi w przyrodzonej wannie, jako że jest to ziemia papieska – mnichy i księża, od których roiło się w Awinionie, pozwalali kurtyzanom za opłatą umiarkowanej taryfy na bardzo swobodne wykonywanie swego rzemiosła. [przypis tłumacza]

<p>331</p>

Pandekty – część kodeksu napisanego przez Justyniana na podstawie pism prawników rzymskich. [przypis edytorski]

<p>332</p>

Akursjusz z Florencji (zm. 1260) – glosator i wydawca już istniejących gloss do justyniańskiego i kanonicznego prawa. Wędrówki Pantagruela i jego doświadczenia uniwersyteckie są prawdopodobnie dość wiernym odbiciem lat włóczęgi samego Rabelais'go po opuszczeniu klasztoru. [przypis tłumacza]

<p>333</p>

bermyca (z niem. Bärenmütze: niedźwiedzia czapka) – wysoka czapka, najczęściej wykonana lub pokryta niedźwiedzią skórą w oryginalnym kolorze, używana przez żołnierzy wojsk wyborowych (dziś m.in. przez reprezentacyjną gwardię brytyjską). [przypis edytorski]

<p>334</p>

Jako Pantagruel spotkał Limuzyńczyka, który kaleczył język ojczysty – Jak zaznaczyliśmy w przedmowie, epoka, w której tworzył Rabelais, była epoką odnowienia i wzbogacenia francuskiego języka, pełnymi garściami czerpiącego z dobytku języków starożytnych. Sam Rabelais był jednym z pierwszych pracowników w tym dziele; niezliczona jest ilość terminów łacińskich i greckich, które wprowadza w piśmiennictwo francuskie. Ale to, co w ręku świadomego mistrza było zbawiennym odnowieniem języka, toż samo u ciasnych i niedouczonych pedantów stawało się jego wykoślawieniem: i tę barbarzyńską robotę piętnuje właśnie Rabelais w swoim limuzyńskim szkolarzu. Niektóre ustępy tej oracji są niemal dosłownie zaczerpnięte z pism niejakiego Geofroy'a Tory; co daje miarę, jak dalece ta satyra Rabelais'go była na czasie. Niebawem, za Ronsarda, „uszlachetnianie” gwary ojczystej przez dodawanie słowom końcówek łacińskich i greckich, staje się powszechną modą. [przypis tłumacza]

<p>335</p>

Nawigujemy (…) metropolii – „Pływamy po Sekwanie o wschodzie i zachodzie słońca; przechadzamy się po drogach krzyżowych i rozstajnych stolicy”. [przypis tłumacza]