Ostatni kojot. Michael Connelly

Читать онлайн.
Название Ostatni kojot
Автор произведения Michael Connelly
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-956-7



Скачать книгу

się ponownie.

      – Otóż to. Wiedziałam, że pracujesz w policji, bo wymieniali twoje nazwisko w różnych artykułach.

      – Wiem, że wiedziałaś. Dostałem kartkę, którą wysłałaś na adres komisariatu. To musiało być zaraz po śmierci twojego męża. Przepraszam, że nie odpisałem ani cię nie odwiedziłem. Powinienem był to zrobić.

      – W porządku, Harry, wiem, że jesteś zajęty pracą, robieniem kariery… Cieszę się, że ta kartka do ciebie doszła. Założyłeś rodzinę?

      – Nie. A ty? Masz jakieś dzieci?

      – Och, nie. Nie mam dzieci. Jednak taki przystojniak jak ty… niemożliwe, żebyś nie miał żony.

      – Nie, w tej chwili jestem sam.

      Skinęła głową. Prawdopodobnie wyczuła, że nie przyszedł po to, by opowiedzieć jej historię swojego życia. Przez dłuższy czas siedzieli w ciszy, patrząc na siebie, i Bosch się zastanawiał, co ona tak naprawdę myśli o jego pracy w policji. Początkowa radość ze spotkania powoli mijała. Poczuł się niezręcznie, że musi poruszyć dawne sprawy.

      – Wydaje mi się, że…

      Nie dokończył myśli. Rozpaczliwie szukał sposobu na kontynuowanie rozmowy. Nagle opuściła go umiejętność prowadzenia przesłuchań.

      – Czy mogę prosić o szklankę wody? Oczywiście, jeśli to nie kłopot…

      Tylko to mu przyszło do głowy.

      – Zaraz wrócę.

      Szybko wstała i poszła do kuchni. Usłyszał, jak wyjmuje lód z pojemnika.

      Dzięki temu miał chwilę czasu do namysłu. Przez tę godzinę, kiedy jechał do niej, nie pomyślał, jak to spotkanie będzie wyglądać, jak przejdzie do sedna sprawy. Po chwili weszła do saloniku, niosąc szklankę wody z lodem. Podała mu ją, a na stoliku położyła okrągłą podstawkę z korka.

      – Jeśli jesteś głodny, mogę ci przynieść krakersy i trochę sera. Nie wiedziałam, jak długo…

      – Nie, dziękuję. To wystarczy.

      Wziął szklankę, jakby wznosząc toast, i wypił połowę jej zawartości.

      A potem odstawił szklankę na stolik.

      – Harry, postaw ją na podstawce. Zmywanie ze szkła plam to prawdziwa mordęga.

      – Och, przepraszam – zreflektował się Bosch.

      – Jesteś detektywem.

      – Tak, teraz pracuję w Hollywood… Ostatnio mam coś w rodzaju urlopu.

      – Pewnie cieszysz się z tego?

      Wyglądało, że poprawił jej się humor, jakby miała nadzieję, że jednak nie przyszedł w sprawach zawodowych. Bosch wiedział, że pora przejść do rzeczy.

      – Mer… to znaczy Katherine, muszę cię o coś spytać.

      – O co chodzi, Harry?

      – Widzę, że masz bardzo ładny dom, inne nazwisko, inne życie. Nie jesteś już Meredith Roman. Przeszłość może być trudnym tematem rozmowy. W każdym razie ja tak to odczuwam. I, wierz mi, nie chcę cię w żaden sposób zranić.

      – Przyszedłeś porozmawiać o swojej matce.

      Przytaknął skinieniem głowy i wbił wzrok w szklankę stojącą na korkowej podstawce.

      – Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Czasem wydaje mi się, że miałam taki sam udział w wychowaniu ciebie jak ona. Dopóki cię jej nie odebrali. Dopóki nam cię nie odebrali.

      Spojrzał na nią. W jej oczach pojawiło się ponure echo odległych wspomnień.

      – Chyba nie ma dnia, żebym nie myślała o niej. Byłyśmy takie młode. Lubiłyśmy się bawić. Nigdy nie sądziłyśmy, że którejś z nas mogłoby się przytrafić coś złego.

      Nagle wstała.

      – Harry, chodź ze mną. Chcę ci coś pokazać.

      Poszedł za nią korytarzem prowadzącym, jak się okazało, do sypialni.

      Znajdowały się w niej duże łóżko przykryte jasnoniebieską narzutą, dębowe biurko i dwa identyczne stoliki nocne. Katherine Register wskazała na biurko. Stało na nim kilka zdjęć w ozdobnych ramkach. Na większości z nich widniała Katherine z mężczyzną wyglądającym na o wiele starszego od niej. Jej mąż – pomyślał Bosch. Jednak ona zwróciła jego uwagę na zdjęcie, które stało po prawej stronie.

      Było stare, wyblakłe. Przedstawiało dwie młode kobiety i chłopca w wieku trzech, może czterech lat.

      – Zawsze je tu trzymałam, Harry. Nawet za życia mojego męża. Wiedział o mojej przeszłości. Powiedziałam mu. Nie miało to dla niego znaczenia. Spędziliśmy razem dwadzieścia trzy wspaniałe lata. Na przeszłość można spojrzeć w różny sposób. Można ją wykorzystać tak, by zranić siebie lub innych, albo stać się dzięki niej silnym. Ja jestem silną kobietą, Harry. A teraz powiedz mi, czemu przyszedłeś dziś do mnie.

      Bosch sięgnął po fotografię w ramce.

      – Chcę… – podniósł wzrok znad zdjęcia i spojrzał na nią – dowiedzieć się, kto ją zabił.

      Na chwilę twarz Katherine przybrała dziwny, nieokreślony wyraz, po czym bez słowa wyjęła mu zdjęcie z ręki i odstawiła z powrotem na biurko. A potem objęła go i przytuliła mocno. Oparła głowę na jego piersi. W lustrze stojącym nad biurkiem widział siebie i ją, złączonych w uścisku. Kiedy wreszcie odsunęła się i spojrzała na niego, po jej policzkach płynęły łzy, a dolna warga drżała lekko.

      – Usiądźmy – zaproponował.

      Wyciągnęła dwie chusteczki z pudełka stojącego na biurku, a on poprowadził ją z powrotem do saloniku i posadził w fotelu.

      – Przynieść ci wody?

      – Nie, nie trzeba. Już nie będę płakać, przepraszam.

      Otarła oczy chusteczkami. Harry usiadł na kanapie.

      – Mawiałyśmy, że jesteśmy jak dawni muszkieterowie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To głupie, ale przecież byłyśmy młode i tak sobie bliskie.

      – Katherine, zaczynam to od samego początku. Wziąłem z archiwum akta ze śledztwa. Są…

      Prychnęła pogardliwie i potrząsnęła głową.

      – Nie było żadnego śledztwa. To była parodia.

      – Też odniosłem takie wrażenie. Nie rozumiem tylko dlaczego.

      – Harry, wiesz, kim była twoja matka. – Kiwnął głową, a ona mówiła dalej: – Rozrywkową dziewczyną. Obydwie takie byłyśmy. I na pewno wiesz, że to zbyt delikatne określenie. A glin właściwie nie obchodziło, że któraś z nas została zamordowana. Po prostu zamknęli sprawę. Wiem, że jesteś policjantem, ale tak to wtedy wyglądało. Ona ich nic a nic nie obchodziła.

      – Rozumiem. Prawdopodobnie teraz też tak to wygląda. Wydaje mi się jednak, że to nie wszystko.

      – Harry, nie wiem, jak wiele chcesz usłyszeć o swojej matce.

      Spojrzał na nią.

      – Ja też stałem się silny dzięki przeszłości. Nie załamię się.

      – Jestem pewna… pamiętam to miejsce, do którego cię wsadzili. McEvoy czy coś takiego…

      – McClaren.

      – Ach, właśnie, McClaren. Co za straszne miejsce. Twoja