Polski film dokumentalny w XXI wieku. Отсутствует

Читать онлайн.



Скачать книгу

w formę fabuły; narracja nakłada na codzienne zdarzenia pewne ramy, które pozwalają scalić rozproszone zdarzenia w większą, zrozumiałą całość. Jak pisze Hendrykowski: „nieprzewidywalny, kapryśnie toczący się strumień codziennych i niecodziennych zdarzeń przypomina w realnym życiu każdego z nas bardziej chaos niż wiązkę kunsztownie zaprojektowanych scen i epizodów. Podczas gdy kino, inscenizując i kreując obraz czyjejś egzystencji – przeciwnie – wydobywa na plan pierwszy właśnie to, co zmienia ją w uporządkowany dla ogółu »biogram«”67.

      Dla widza film Koszałki może być bodźcem do zastanowienia się nad własnym życiem, dla głównej bohaterki takim bodźcem okazała się kamera. Co ciekawe, sam moment realizacji filmu nie był przyczyną żadnych zmian, choć to zazwyczaj właśnie przed kamerą staramy się wypaść jak najlepiej. Natomiast w domu Koszałków aparat albo podsycał i tak napiętą atmosferę, albo był ignorowany przez domowników, którzy zdążyli się przyzwyczaić do jego stałej obecności. Dopiero w ostatniej scenie, już po prezentacji materiału, kamera wyzwoliła w głównej bohaterce nie tylko autorefleksję, ale i wrażliwość68. Z tej wrażliwości oczywiście zdajemy sobie sprawę nawet wtedy, gdy kobieta się awanturuje i wyżywa na synu – więcej bowiem w tym histerycznym zachowaniu bezradności i troski o jego przyszłość niż okrucieństwa. Sam Koszałka mówi o tym w ten sposób: „Ludzie atakują mnie z perspektywy czwartego przykazania. Krzyczą: czcij ojca swego i matkę swoją. A przecież ten film opowiada o czym innym: bardzo trudnej miłości wykrzyczanej przez moją mamę”69. Dowodem na tę miłość jest – jak się zdaje – również fakt, że matka zgodziła się w końcu na emisję filmu, choć to, co zobaczyła, musiało być dla niej bardzo bolesne. Wiedziała jednak, jak ważna jest dla jej syna publiczna prezentacja filmu. Filmu, który nie wydaje się wcale oskarżeniem matki, „strzeleniem do niej z kamery”70, tylko szczerym, może trochę nieporadnym wyznaniem reżysera, wołaniem o akceptację.

      Koszałka podkreśla, że zdecydował się na pokaz i przekonał do niego swoją matkę, ponieważ miał nadzieję, że nawiążą tym sposobem kontakt z innymi ludźmi, którzy żyją podobnie jak oni71. Miał nadzieję, że ludzie patrząc na jego życie rodzinne, spróbują coś zmienić na lepsze w swoim własnym, że być może zrozumieją niewłaściwy stosunek do najbliższych i uchronią emocjonalne więzi rodzinne przed wyjałowieniem. W jednym z wywiadów stwierdził z pokorą, że nie jest to naturalnie łatwe, ponieważ widz – owszem – może przeżyć kilka scen, może się nawet wzruszyć, ale film nie spowoduje zapewne wielkiej rewolucji ani w jego życiu, ani w poglądach72. Jednak reakcje widzów wskazują na to, że już pierwszy film Koszałki niósł ze sobą spory potencjał terapeutyczny; zarówno do niego, jak i do jego matki napłynęło kilkaset listów od osób, którym obraz pomógł i wiele uświadomił. Obcy ludzie dziękowali rodzinie Koszałków za niezapomnianą lekcję. „Okazało się, że w wielu przypadkach nastąpiła identyfikacja z przedstawionym tam obrazem rodziny, co prowokowało do osobistych wynurzeń – ktoś na ulicy dziękował mi, że pokazałem jego dom. Ktoś inny mówił, że mi zazdrości, ponieważ wyrzuciłem wszystko na zewnątrz, więc mogę czuć się wolny, a w jego rodzinie nierozwiązane konflikty gniją pod warstewką normalności. Sens filmu polegał na tym, że dla wielu stał się lustrem”73.

      Co ciekawe, film pomógł nawet pewnemu psychiatrze. Jacek Kłyś, krakowski lekarz psychiatrii, do którego zwrócił się reżyser, przeżywając trudne chwile, zwierzył się Koszałce, że dzięki temu filmowi dowiedział się nie tylko, co dolega jego twórcy, ale zrozumiał też, co dolega jemu samemu74. Efektem spotkania tych mężczyzn jest wspomniany wcześniej dokument Do bólu, którego głównym bohaterem jest psychiatra, pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna mieszkający nadal z matką. Film ten stanowi niezwykłą terapię lekarza. Koszałka w rozmowie z Sobolewskim wyjaśnia: „Jako psychiatra wykorzystał wszelkie próby uleczenia się. Przerastała go wiedza o tym, kim jest, a zwrócenie się o pomoc do kolegi psychiatry było dla niego zbyt upokarzające. Powierzył mi siebie, jako autora filmu Takiego pięknego syna urodziłam75. Dla Koszałki z kolei jest to projekcja tego, kim mógłby być, gdyby się nie wyzwolił76.

      Być może żywe reakcje widzów i gorące dyskusje wokół Takiego pięknego syna urodziłam wskazują, że ta odważna rejestracja trudnych relacji rodzinnych jest odzwierciedleniem głębszego kryzysu, z którym mamy dzisiaj do czynienia w sferze komunikacji nie tylko rodzinnej, ale też szerzej – międzyludzkiej? Wszak odwołanie się do własnych doświadczeń widza najmocniej pobudza jego wyobraźnię. Nawet jeśli film Koszałki nie wywołał wielkich rewolucji w życiu widzów, to niewątpliwie przyczynił się do wzbudzenia refleksji – twórca osiągnął zatem swój cel. Pod niektórymi negatywnymi głosami, jakie narosły wokół filmu, zapewne można by się było podpisać, gdyby nie to, że rodzina Koszałków sama zdecydowała, że chce pokazać zarejestrowany obraz widowni. Być może obraz ten miałby rzeczywiście silniejszy negatywny wydźwięk, gdyby nie wywołał nowej dyskusji, jeżeli nie zostałyby obudzone na nowo fundamentalne kwestie dotyczące relacji między ludźmi, gdyby nie stały się one znów obecne.

      Rozważając wpływ tego filmu (zarówno na portretowaną rodzinę, jak i widzów), warto jednak zwrócić uwagę, że reżyser nie tylko nie próbuje przedstawić siebie i swoich najbliższych w dobrym świetle, ale dopuszcza się też pewnej manipulacji. Oglądając film, można odnieść wrażenie, że autor posługuje się autoironią, przejawiającą się w specyficznym podejściu, którego celem jest odsłonięcie (tutaj za pośrednictwem matki, a w kolejnych filmach – również żony i siostry) jego najgorszych cech. Nietrudno też zauważyć, że swoim zachowaniem (chociażby wylegiwaniem się na kanapie, późnymi powrotami do domu itp.) reżyser z premedytacją aranżował konflikty albo zaogniał i tak już napiętą sytuację, prowokując nerwową z natury matkę do narzekań, awantur i robienia scen przed kamerą. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego matka, typowa osobowość narcystyczna, ma ogromną potrzebę, by odgrywać przed innymi rozdzierające ją od wewnątrz konflikty. Postawił więc przed nią kamerę i czekał na występ – który musiał nastąpić – ale postarał się go przyspieszyć77. Niewykluczone, że ta prowokacja i filmowanie matki w najbardziej nerwowych sytuacjach służyły wzmocnieniu efektu terapeutycznego. Być może Koszałka wyszedł z założenia, że jeśli film ma coś zmienić, to zarówno matka, jak i widz muszą doznać wstrząsu? Wskazywałaby na to pośrednio wypowiedź Koszałki dotycząca filmu Do bólu, będącego odbiciem Takiego pięknego syna urodziłam: „Zdecydowałem się na realizację, bo zrozumiałem dlaczego on to robi – żeby się upodlić. Upodlić, a potem się z tego podnieść. To był jego ostatni krzyk. Kiedy już nic nie pomagało, to może takie wyprucie flaków przed ludźmi mogłoby mu pomóc”78.

      Jeśli potraktujemy Takiego pięknego syna urodziłam jako swoistą terapię, będącą próbą badania relacji między bohaterami, to zobaczymy, że ostatnia, najważniejsza scena filmu, jest momentem uświadomienia sobie problemów. Czy jednak konsekwencją takiej świadomości może być pozbycie się trudności? Czy świadomość stwarza szansę na wyjście z sytuacji? Oczywiście samo uzyskanie wiedzy, zrozumienie, nie jest jeszcze rozwiązaniem problemu, ale – jak podkreślają terapeuci – często bywa pierwszym krokiem w stronę zmiany. Stanislav Kratochvil, autor wielu opracowań dotyczących psychoterapii, zaznacza, że w każdym jej rodzaju ujawniają znaczenie



<p>67</p>

Ibidem, s. 68.

<p>68</p>

Z bardzo podobną sytuacją mamy do czynienia w kontynuacji Takiego pięknego syna urodziłam – w filmie Jakoś to będzie. Tu z kolei ojciec Koszałki pod wpływem filmowania otwiera się przed synem. Autor natychmiast wchodzi z ojcem w dialog, doceniając jego (raczej niespodziewaną) otwartość i szczerość: „Nigdy tak nie rozmawialiśmy ze sobą w cztery oczy. On zawsze milczał, ja nie miałem czasu” – Marcin Koszałka. Trochę dojrzałem. Z Marcinem Koszałką rozmawia Tadeusz Sobolewski, http://serwisy.gazeta.pl/tv/1,47855,2509228.html [dostęp: 27.11.2010].

<p>69</p>

Nie można udawać, że wszystko jest piękne. Z Marcinem Koszałką rozmawia Remigiusz Grzela, „Kino” 2000, nr 6, s. 7.

<p>70</p>

Sformułowania takiego użył Marcel Łoziński, komentując debiut Koszałki.

<p>71</p>

Wycisnąć sens z trupa…, op. cit., s. 7.

<p>72</p>

Śmierć nie musi kończyć życia. Z Marcinem Koszałką rozmawia Krystyna Lubelska, „Polityka” 2006, nr 44, s. 89.

<p>73</p>

Bronię się kamerą…, op. cit., s. 11.

<p>74</p>

Wycisnąć sens z trupa…, op. cit., s. 7.

<p>75</p>

Kamera jest mną, z Marcinem Koszałką rozmawia Tadeusz Sobolewski, [w:] Marcin Koszałka. Polska Szkoła Dokumentu, broszura do DVD, Narodowy Instytut Audiowizualny 2013, s. 16.

<p>76</p>

Ibidem.

<p>77</p>

Koszałka w jednym z wywiadów przyznał wprost, że prowokował matkę: „Pomysł tego filmu polega na prowokacji. Każda sytuacja była przeze mnie sprowokowana. Specjalnie wracałem późno do domu, specjalnie mówiłem coś, co prowokowało mamę, specjalnie zepsułem kran i światło. W dodatku leżałem na kanapie i milczałem” – Nie można udawać, że wszystko jest piękne…, op. cit., s. 9. W innym wywiadzie tłumaczy, że dzięki tym prowokacjom zrobił film w dwa miesiące, inaczej trwałoby to pięć lat – Wycisnąć sens z trupa…, op. cit., s. 7.

<p>78</p>

Granice wyznacza sobie sam twórca, z Marcinem Koszałką rozmawia Bartosz Stoczkowski, http://mojemedia.pl/wywiady/wywiad/granice-wyznacza-sobie-sam-tworca,1382730,4572,2 [dostęp: 26.11.2010].