Star Force. Tom 7. Unicestwienie. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Star Force. Tom 7. Unicestwienie
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-64-7



Скачать книгу

o tym. Pierścienie można włączać i wyłączać. Przepływ materii da się również odwrócić. W pewnym sensie można je otwierać i zamykać jak drzwi.

      Pokiwałem głową. Domyślałem się, do czego zmierza.

      – W tym przypadku to oczywiste. Pierścień zawsze tam był, Skorupiaki nam o tym powiedziały. Tyle że pozostawał nieaktywny. Teraz ktoś odkrył, jak się go włącza, a potem użył go do osuszenia ich oceanów. Ja oczywiście obstawiam, że to makrosy. Nigdy nie przepuszczą okazji do cichego wyeliminowania sojuszników w sposób, który nie łamie postanowień umowy.

      Kamery Marvina zbliżyły się do mnie.

      – Chyba potrafię uzyskać co najmniej częściową kontrolę nad pierścieniem.

      – Co? To świetnie!

      Kamery uniosły się odrobinę na znak, że Marvin ucieszył się z mojej pochwały. Zastanowiłem się, dlaczego od tego nie zaczął.

      – Tak – powiedział. – Rozważałem to od długiego czasu. Proces ten jest ściśle związany z wykorzystywaniem pierścieni do przekazywania wibracji miedzy układami. Widzi pan, pierścienie znajdują się tak naprawdę w dwóch miejscach jednocześnie. Na tym polega ich sekret. To tak naprawdę nie są dwa pierścienie, tylko jeden.

      Ze zniecierpliwieniem kiwnąłem głową.

      – Tak, to ma sens. Świetne odkrycie, Marvinie. Chcę, żebyś przejął kontrolę nad pierścieniem i go wyłączył.

      – Naturalnie, taki rezultat byłby najbardziej pomyślny.

      Zamilkłem i zmrużyłem oczy.

      – Jak to: byłby? Chyba powiedziałeś, że możesz go kontrolować.

      – Powiedziałem, że mógłbym przejąć nad nim kontrolę. Potrafię przełączyć go w, nazwijmy to, tryb programowania. Ale nie mam w zasadzie pojęcia, jakie komendy mam mu wysłać. Nie znam jego protokołów ani struktury kontroli pakietów. Po rozpoczęciu sesji musiałbym eksperymentować.

      Pokiwałem wolno głową, a uśmiech zniknął mi z twarzy. Docierało do mnie, czemu się wahał. Zrozumiałem już też, czemu prosił, abym go z góry rozgrzeszył.

      – Marvin – powiedziałem. – Rozumiem. Mówisz o zhakowaniu pierścienia. O próbie zmuszenia go, żeby zrobił, co zechcesz. Ale wiesz, że nie rozumiesz interfejsu. Będziesz działał po omacku i rezultat może być nieprzyjemny.

      – Właśnie.

      Zastanowiłem się nad tym. Co, jeśli Marvin odwróci kierunek przepływu, a drugi koniec pierścienia umieści w rozpalonym wnętrzu nieznanej gwiazdy? Wszystko było możliwe. Mógł zniszczyć Yale albo go ocalić.

      Wiedziałem to i owo o włamaniach komputerowych. Są jak ruletka: albo się uda, albo nie. Z reguły najpierw nie udaje się wiele razy z rzędu. Działania wymagają czasu i potrafią być niebezpieczne. Ale jaki mieliśmy wybór?

      – Wiesz, Marvin, ta rozmowa pokazuje zmianę w twoim zachowaniu. Mam wrażenie, że robisz się dojrzalszy. Zamiast zataić przede mną, że może dojść do katastrofy, ostrzegłeś mnie zawczasu. Jestem z ciebie dumny, Marvinie. Uczysz się odpowiedzialności i uczciwości. Ty chyba dorastasz.

      – To niespodziewany komplement, pułkowniku Riggs.

      – Zapisz go sobie w pamięci – powiedziałem – bo rzadko je wygłaszam.

      – Zachowano nagranie dźwiękowe.

      Uśmiechnąłem się i wezwałem kapitan Jasmine Sarin oraz resztę mojego sztabu dowodzenia. Mieliśmy decyzję do podjęcia.

      – Uważam, że wybór powinien należeć do Skorupiaków – zaopiniowała Jasmine. Nie byłem zaskoczony. Każdy myślał podobnie. Dyskutowaliśmy przez blisko godzinę i niemal wszyscy byli zgodni.

      Skontaktowałem się z profesorem Hoonem. Wszyscy uważnie się przysłuchiwali, a nikt nie wyglądał na bardziej zainteresowanego niż sam Marvin. Rzecz jasna, bardzo chciał podjąć tę próbę. Spotkanie interesowało go głównie z tego względu, że w razie gdyby wszystko się kompletnie spieprzyło, winę ponosilibyśmy wszyscy. Nie zrzucilibyśmy katastrofy na szalonego robota, skoro wszyscy się zgodzili, wiedząc, jak to ryzykowne.

      Odpowiedź Hoona była szybka i zdecydowana.

      – Tak, jak najbardziej. Podejmijcie próbę. Muszę was jednak ostrzec: po fakcie zostanie przeprowadzone dochodzenie. Jeśli to wymyślny podstęp mający na celu przyspieszenie zagłady naszego świata, otrzymacie naganę.

      Próbowałem się nie uśmiechać. W końcu mówiliśmy o miliardach potencjalnych ofiar. Fakt, że w najbliższej przyszłości byli skazani na zagładę, nie miał dla nich praktycznie żadnego znaczenia. Liczyła się poprawność procedury. Wpadło mi do głowy, żeby zapytać Hoona, kto jego zdaniem przeprowadzi dochodzenie i udzieli nam nagany, ale się powstrzymałem.

      – Zrozumiano, profesorze Hoon. Podejmiemy wszelkie środki bezpieczeństwa.

      – Żądamy również podzielenia się wynikami – kontynuował Hoon.

      Zawahałem się. To była śliska sprawa. Jeśli rzeczywiście uzyskamy w jakimś stopniu kontrolę nad pierścieniem, nie chcieliśmy oddawać tak wielkiej technologicznej przewagi Skorupiakom. Jeszcze miesiąc temu byli naszymi wrogami. Obecnie współpracowaliśmy, ale wciąż jeszcze nie zawarliśmy sojuszu.

      – Rozważymy to po pomyślnym zakończeniu operacji. Możliwe, że zakończy się ona porażką i nie będzie się czym dzielić. A jeśli się uda i relacje między naszymi rządami się ustabilizują, wtedy rozważymy podzielenie się technologiami. Mamy ich w zanadrzu sporo więcej niż ta jedna sztuczka.

      – Akceptujemy wasze warunki, ponieważ nie mamy innego wyboru.

      Odwróciłem się do Marvina i pozostałych. Robot ledwo wytrzymywał przy stole, taki był podekscytowany. Wszyscy zachowywali dwa krzesła odstępu od niego, żeby nie dostać po głowie macką albo kamerą.

      – Mogę zaczynać, pułkowniku? – zapytał.

      – Tak – powiedziałem – nie ma czasu do stracenia. Zobaczmy, czy dasz radę wyłączyć ten cholerny pierścień.

      – Kanał otwarty – powiedział.

      Nagle Marvin zamarł. Wszystkie jego macki znieruchomiały, a on zmienił się w postać z filmowej stop-klatki. Efekt był niepokojący. Żaden człowiek nie potrafiłby przejść z takiego stanu pobudzenia do całkowitego bezruchu. Można by odnieść wrażenie, że ktoś wyłączył mu główne generatory, ale zostawił dość mocy rezerwowej, by robotyczne ciało utrzymało sztywność.

      – Co z nim nie tak, Kyle? – zapytała Sandra.

      – Chyba nic – powiedziałem. Wstałem i podszedłem bliżej niego. – Myślę, że całą moc obliczeniową przekierował na próbę włamania.

      – Ja myślę, że się zawiesił – powiedział Kwon, szturchając jedną z kamer. Marvin nie zareagował, więc sierżant dźgnął go mocniej. – Komputery ciągle tak robią. Zawiesił się. Trzeba go zrestartować albo coś.

      Machnięciem ręki kazałem Kwonowi się odsunąć.

      – Daj mu trochę przestrzeni – powiedziałem nerwowo. Martwiłem się tak samo, jak oni, ale próbowałem tego nie okazywać.

      Jakąś minutę po znieruchomieniu Marvin wreszcie powrócił do życia. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.

      – Transmisja wysłana – powiedział.

      – No i? Jak poszło? Czekam na pełny raport, Marvinie.

      – To niemożliwe – odpowiedział. – Aby zwerbalizować pełny raport ze swojej transmisji, potrzebowałbym