Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie. Właściwy rytm
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8083-755-3



Скачать книгу

w naszej kuchni, zajadając twoje ptasie mleczko i popijając herbatkę? – Skrzywił się. Oho! Będą z nim jakieś problemy? Patrzyłem na niego i nie wydawał się wkurzony, raczej lekko zaszokowany.

      – To, co powiedziałeś: wyjada moje ptasie mleczko i pije herbatę – odpowiedziała Rebeka, wzruszając ramionami. Gdyby tu nie przylazł, możliwe, że teraz posuwałbym jego przyjaciółkę w ich kuchni. No ale na to muszę niestety poczekać.

      – Wyrwałaś go gdzieś? Czy co? – Chyba nie wierzył, że jestem właśnie w ich mieszkaniu. Miał naprawdę komiczną minę.

      – Poznaliśmy się w klubie, w którym Rebeka tańczy – wyjaśniłem.

      – Tańczyłam – wtrąciła.

      – Zwolniłaś się? – zapytał Trey. Chyba teraz się wkurwił.

      – Suzanne mnie zwolniła.

      – Za co?

      – Za całokształt. Trey, to długa historia, pogadamy później, okej? – Popatrzyła na niego błagalnie. To chyba inny rodzaj relacji, niż myślałem. On był raczej jak starszy brat, a to dla mnie zdecydowanie lepiej.

      – Twoja matka do mnie dzwoniła z pretensjami, że nie chcesz jej wysłać pieniędzy! – dodał, a ja spojrzałem na nich oboje. Jej matka do niego wydzwania? Może to z nią rozmawiała, gdy wyszła z klubu? I dlatego płakała?

      – Bo nie mam, nie zapłaciła mi…

      Posłałem jej spojrzenie. Nie zapłaciła jej? No kurwa, bez jaj!

      – Suka! – warknął Trey, zaciskając pięści.

      – Mam ją gdzieś.

      – Z czego teraz będziesz żyła? Wiesz, że nie mam ci pożyczyć nawet dolca, jest koniec miesiąca – odpowiedział Trey, patrząc na mnie lekko zakłopotany. W sumie mu się nie dziwiłem. Rozmowa o pieniądzach, a raczej ich braku, nigdy nie jest fajna. Zwłaszcza przy zupełnie obcej osobie. Pamiętam, jak pożyczałem pieniądze od ojca, by chłopcy mogli nagrać swoje pierwsze demo. Było mi cholernie głupio, ale miałem pewność, że im się uda.

      – Poradzę sobie jakoś, poradzimy sobie razem. – Posłała mu taki słodki uśmiech, a ja czułem się zazdrosny. Kurwa! Uśmiechnij się tak do mnie, maleńka.

      – Coś kombinujesz, nie podoba mi się to. – Trey skrzyżował dłonie na piersi. Nieźle był przypakowany, ale to dobrze. Poradzi sobie, bo praca w trasie to ciężka harówa. Szczególnie przed koncertem i po nim.

      – Trey, jestem tutaj, bo mam dla was propozycję pracy – wtrąciłem.

      – Dla nas?!

      – No! – pisnęła radośnie Rebeka, wywołując uśmiech na mojej twarzy. Co za cudowna dziewczyna.

      – Mamy wam sprzątać bus w trasie? – zapytał z dziwną miną.

      – Trey, wysłuchaj go chociaż. – Podeszła do niego i przytuliła. Kurwa! Wciągnąłem głęboko powietrze. Dałbym teraz wszystko, by mnie tak czule objęła.

      – Zaproponowałem Rebece pracę tancerki w naszej trasie, powiedziała, że nie pojedzie bez ciebie, więc ciebie też chcemy zatrudnić.

      – Jako kogo? – Skrzywił się.

      – Jako pomoc dźwiękowców. Studiujesz to, prawda?

      Trey posłał Reb wkurwione spojrzenie.

      – To, że jestem gejem, też mu powiedziałaś? – warknął na nią, a ja próbowałem się nie roześmiać.

      – Trey, proszę… – Znowu posłała mu to słodkie spojrzenie.

      – O co mnie prosisz?

      – Jedź z nami.

      – A ty się już zgodziłaś? – zapytał spokojniej.

      – Nie pojadę bez ciebie, dobrze wiesz.

      – Może powinnaś? Może już najwyższy czas się rozdzielić.

      – Trey… – powiedziała cicho i wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. O nie! Boże, niech tylko nie płacze.

      – Reb, rób, jak chcesz, ja nie zrezygnuję ze studiów, a ty nie masz nic do stracenia. Nie masz pracy, nie masz kasy, więc nie zastanawiaj się i jedź – odpowiedział dość chłodno. Kurwa, koleś, jesteś dla niej ważny! Weź się opanuj i pomyśl trochę! To dla niej wielka szansa, do kurwy nędzy!

      – Trey. – Głos jej drżał. O nie! Maleńka, nie płacz. Nie mogłem tego znieść.

      – Przemyśl to, Trey, to dla was ogromna szansa – odezwałem się. Nie pozwolę, żeby ta słodka istota przez niego uciekła mi sprzed nosa.

      – Nie załatwię sobie dziekanki z dnia na dzień.

      Kurwa! Teraz ten będzie wymyślał jakieś durne powody. Szlag mnie zaraz trafi, się dobrali…

      – Trasa zaczyna się za trzy tygodnie, więc masz jeszcze trochę czasu – odpowiedziałem zirytowany.

      – Ale ja nigdy nie pracowałem przy koncertach, to kompletnie inna bajka niż praca w studio.

      – Poradzisz sobie! Jesteś najlepszy na roku. – Twarz Rebeki się rozpogodziła.

      – No, Trey! Poradzisz sobie – powtórzyłem za nią, naśladując jej entuzjazm.

      Obaj z Treyem zaczęliśmy się śmiać.

      – Spadaj! – Dostałem brudną ścierką.

      – Więc jak będzie? – zapytałem dla pewności.

      – Dajcie mi to przemyśleć, okej?

      – Kiedy możesz dać odpowiedź? – Człowieku, nie masz nad czym się zastanawiać! To dla niego też ogromna szansa. On o tym doskonale wie, jeśli choć odrobinę się zna.

      – Nie wiem, za tydzień?

      – Niech będzie i proszę, przemyśl to dobrze – powiedziałem, nachyliłem się do niego i szepnąłem o tym, że jako członek ekipy nie będzie miał problemu z wyrywaniem kolesi. Rebeka zmierzyła nas wzrokiem, a Trey się uśmiechnął, mrugając do mnie konspiracyjnie. – Pójdę już – dodałem i spojrzałem na nią.

      – Co? – zapytała, marszcząc słodko nos.

      – Odprowadzisz mnie?

      – A nie trafisz? – Pokręciłem głową, próbując się nie roześmiać.

      – Idź, idź, ja zjem ci resztę ptasiego mleczka! – Trey popchnął ją w kierunku drzwi.

      – Nawet się nie waż! – Pogroziła mu palcem.

      – Przecież wiem, że masz zapas na kilka miesięcy. – Uśmiechnął się i posłał jej buziaka w powietrzu.

      – Świnia! Miałeś nie grzebać w moim pokoju! – pisnęła oburzona. Boże! Uwielbiam ten jej słodki, piskliwy, oburzony ton.

      – Szukałem czegoś…

      – W mojej szafie? – zapytała z niedowierzaniem i znowu się skrzywiła na widok miny Treya. Podpuścił ją. – Świnia! – powtórzyła i roześmiała się do łez.

      – Wiedziałem, że gdzieś je trzymasz! – Chwycił ją nagle w pasie i oderwał od podłogi.

      – Są policzone, jeśli zniknie choć pudełko… – Znowu pogroziła mu palcem.

      – Tak, wiem, urwiesz mi jaja, ugotujesz i każesz mi zjeść. – Przewrócił oczami. – Odprowadź gościa. – Postawił ją na podłodze, a sam pożegnał się i zniknął w łazience.

      – Zejdziesz