Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie. Właściwy rytm
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8083-755-3



Скачать книгу

Ale tak myślisz. Po co proponujesz mi pieniądze?

      – Bo chcę, byś tańczyła, dla mnie… – Wpadłem w tym momencie na genialny plan. Oby się na to zgodziła!

      – Mogłeś mieć to w klubie, bez dodatkowych kosztów. – Znowu wywróciła oczami, a ja próbowałem się nie uśmiechnąć. Och, Rebeko, jesteś taka rozkosznie słodka.

      – Tylko dla mnie.

      – Prywatny taniec też wchodził w grę! – burknęła. Była oburzona, ale i zaintrygowana.

      – Ale tylko tam, w klubie.

      – A niby gdzie miałabym to zrobić?

      – U mnie w domu – odpowiedziałem, a ona zaśmiała się głośno. Sam miałem ochotę się roześmiać, bo słyszałem, jak to zabrzmiało. W sumie nie było to dalekie od prawdy. Z chęcią bym tam teraz pojechał i ją zaliczył na blacie w kuchni, a potem pod prysznicem i jeszcze kilka razy w łóżku.

      – Myślisz, że jestem taka naiwna, by iść z kolesiem do jego domu pod pretekstem tańca dla niego? – Dobra odpowiedź, skarbie. Nie była łatwa, a to już dobry znak. Będę musiał się nad nią trochę napracować, ale warto.

      – Myślę, że jesteś seksowna, zmysłowa i właśnie ciebie szukałem. – Chciałem zaintrygować ją jeszcze bardziej. Ona była inna. Inna od wszystkich.

      – Chyba jednak pójdę pieszo. – Złapała za klamkę. Cholera!

      – Nie bój się, to nie to, o czym myślisz – powiedziałem łagodnie.

      – Nie wiesz, o czym myślę. – Na szczęście nie wysiadła.

      Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko.

      – Wiem.

      – Czego chcesz? – Zmarszczyła brwi. Miałem ochotę dotknąć jej ślicznej buźki i wygładzić dłonią tę zmarszczkę powstającą na jej czole, gdy tak robiła.

      – Jestem menedżerem, szukamy dziewczyny, tancerki na trasę mojego zespołu.

      – Jakiego zespołu? – zapytała zaskoczona.

      – Sweet Bad Sinful – odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie jak na kosmitę.

      – Jaja sobie ze mnie robisz?

      – A wyglądam, jakbym żartował? – Miałem ochotę się roześmiać na widok jej komicznej miny. Na pewno mi nie wierzyła.

      – Wyglądasz, jakbyś urwał się z biura albo z wesela. – Zmierzyła mnie wzrokiem. Spostrzegawcza jest i taka kurewsko słodka.

      – Właściwie to wracam z wesela, a raczej sprzed ołtarza – przyznałem się. W sumie dlaczego miałbym jej nie powiedzieć? Kara to dla mnie przeszłość, a przyszłość właśnie siedziała obok mnie w moim aucie i ponownie się skrzywiła.

      – Co?

      – Właśnie uciekłem z własnego ślubu – wyjaśniłem.

      – Dobra, fajnie. Możesz mnie już teraz wypuścić?

      – Nie wierzysz mi? – Oczywiście, że mi nie wierzyła.

      – Nie i kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Nie zatańczę dla ciebie, nie wystąpię w teledysku czy tam w trasie, nie pójdę z tobą do łóżka. Odpowiedź na każde twoje pytanie brzmi: nie! – pisnęła zdenerwowana.

      – Chcesz jechać do domu? – zapytałem złośliwie.

      – Nie! – krzyknęła, a ja roześmiałem się głośno.

      Wbiła we mnie wzrok i skrzyżowała dłonie na piersi. Kurwa! W tej mokrej bluzeczce jej cycki wydały się jeszcze lepsze niż na scenie.

      – Więc gdzie?

      – Oj, nie wkurwiaj mnie! I tak ten dzień jest do dupy! – Westchnęła, a ja miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. O nie! Tylko mi tu nie płacz, maleńka.

      – Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopcy by cię polubili! – zmieniłem temat.

      – Marnujesz czas.

      – Nie wysłuchasz mnie nawet? – Kurwa, wysłuchaj mnie! Raz!

      – A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies! – I to mnie bardzo cieszy. Doskonale wiedziałem, że była inna. Wyjątkowa.

      – Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów? – wywaliłem najcięższy argument. No, to na pewno ją zainteresuje.

      – Dobrze się czujesz? – Spojrzała na mnie i przytknęła dłoń do mojego czoła. Uśmiechnąłem się.

      – Doskonale. Właśnie dziś, w dniu mojego ślubu, uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś. – No, trochę to podkolorowałem, ale co mi tam. Przecież jej nie powiem, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Zakochałem się? W sumie pewnie tak.

      – No i odmieniłeś, wywalili mnie.

      – Nie o to mi…

      Przerwała mi w pół zdania:

      – Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.

      – Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.

      Zaśmiała się głośno, zarażając mnie uśmiechem.

      – Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie. – Uch! Ma pazurki! Podoba mi się to. Bardzo. Nie da chłopakom wejść sobie na głowę.

      – Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia? – Wzruszyła bezradnie ramionami. Może ma chłopaka? Albo rodzinę? I nie może wyjechać? Kurwa! O tym nie pomyślałem.

      – Przemyślę to – odpowiedziała, rozpalając we mnie nadzieję. To znaczy, że jeszcze mnie nie skreśliła.

      – W takim razie jedźmy na ten obiad – zaproponowałem.

      – Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad.

      – Burczy ci w brzuchu. – Spojrzałem wymownie w tę okolicę, którą zasłaniała dłonią. Była zakłopotana.

      – Nie mam pieniędzy na obiad.

      Popatrzyłem na nią. Nic dziś nie jadła?

      – Przecież to ja zapraszam i nie martw się o pieniądze. Jeśli się zgodzisz…

      – Nie zgodziłam się jeszcze! – wtrąciła oburzona, a ja wiedziałem, że mam ją w garści. I tu nie chodziło o to, co jej zaproponowałem. Chodziło jej o mnie. Czułem to!

      – …to będzie cię stać na wiele i jeszcze więcej – skończyłem zdanie, by chociaż miała tego świadomość. Miałem nadzieję, że chłopaki podchwycą mój pomysł. Przecież szukamy tancerki. Tamta ostatnia uciekła tydzień temu z próby i więcej nie przyszła.

      – Dobrze, jedźmy. – Pacnęła ręką po swoich udach, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Tak jest, Mills! Misja wykonana!

      – Jesteś zadziorna, Rebeko, podoba mi się to – stwierdziłem tryumfalnie i położyłem dłoń na jej kolanie.

      – Hola! Ręce przy sobie! – Zdzieliła mnie po palcach, a ja się roześmiałem. Doskonała reakcja. Och, Rebeko! Nie masz pojęcia, w co się pakujesz, ale to będzie największe szaleństwo twojego życia. Mogę