Название | Na szczycie. Właściwy rytm |
---|---|
Автор произведения | K.N. Haner |
Жанр | Остросюжетные любовные романы |
Серия | |
Издательство | Остросюжетные любовные романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8083-755-3 |
– Tańczysz prywatnie? – zapytałem. To jedyne, co przyszło mi do głowy. No kurwa, Mills! Mogłeś wymyślić coś innego.
– Zależy dla kogo… i za ile. – Patrzyła na mnie z dystansem.
– Chodzi o prywatny taniec, ale nie tutaj – dodałem, rozglądając się po lokalu.
– Nie tańczę poza klubem – odpowiedziała zirytowana. Nie wyglądało to za dobrze. Kurwa, Mills, wymyśl coś.
– Podaj cenę, jestem w stanie wiele zapłacić. – No to wymyśliłem.
– Przykro mi, nie tańczę poza klubem. – Zmarszczyła brwi. Ja pierdolę, co za idiota ze mnie.
– Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń – spróbowałem w taki sposób. Wyjąłem wizytówkę i wsadziłem jej za materiał ślicznych majteczek. Kurwa! Zerwałbym z niej te majtki szybciej, niż myśli. Może mnie chociaż rozpoznała? Z bliska była jeszcze piękniejsza. Mimo scenicznego makijażu widać tę delikatną urodę.
– Nie zmienię zdania. – Usłyszałem irytację w jej głosie. Oddała mi wizytówkę, wkładając ją do kieszeni mojej marynarki. Dobra! Drugie podejście.
– Naprawdę mogę zapłacić dużo.
– Ile? – zapytała, unosząc brwi. Chodzi jej tylko o kasę? No tak! Mogłem się domyślić.
– Tysiąc dolarów? – odpowiedziałem, a ona zaczęła się śmiać. – Dwa tysiące? – dodałem, nie rozumiejąc, co ją bawi. Za mało?
– Za tyle znajdziesz sobie porządną dziwkę w niedalekim burdelu, podać ci adres? – burknęła wściekła. Okej! Już rozumiem. Uraziłem ją. Czyli jest nadzieja!
– Nie chodzi mi o seks, tylko o taniec – wytłumaczyłem, a ona uniosła jedną brew. Była zaskoczona, ale i chyba zafascynowana. Oj, nieważne! Była przepiękna.
– Rebeka, złaź ze sceny! – krzyknęła nagle jakaś kobieta z końca sceny. Mój anioł odwrócił się i zrobił przestraszoną minę.
– Przepraszam, mój występ się skończył. – Zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku kobiety, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić, by ją zatrzymać. Bez zastanowienia chwyciłem ją za szczupłą kostkę. Miała taką miękką i ciepłą skórę. Pisnęła zaskoczona i spojrzała na mnie.
– Zastanów się, proszę – powiedziałem błagalnie. Nie miałem pojęcia, co we mnie wstąpiło.
– Co pan robi?!
– Proszę… – powtórzyłem i w tym momencie dopadło mnie dwóch ochroniarzy i powaliło na podłogę pod sceną. Kurwa! Obezwładnili mnie jak jakiegoś zboka. Nie miałem jednak zamiaru się szarpać. Wywalili mnie na zewnątrz i dopiero gdy zorientowali się, kim jestem, przeprosili za swoje brutalne zachowanie. Miałem ich jednak gdzieś. Musiałem się jeszcze z nią zobaczyć.
Wsiadłem do auta i postanowiłem poczekać przed klubem, aż skończy pracę. Widząc na swoim telefonie mnóstwo nieodebranych połączeń, po prostu go wyłączyłem. Oparłem głowę o zagłówek i próbowałem wymyślić, co jej powiem, gdy wyjdzie. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu na zastanowienie, bo wkrótce zobaczyłem, jak ochroniarze praktycznie wyrzucają ją z klubu. Co, do cholery?! Chciałem wysiąść, ale dostrzegłem, jaka jest wściekła. Odpaliła papierosa, a zaraz potem zadzwoniła jej komórka. Ruszyłem powoli autem, by mnie nie zauważyła. Pomógł mi w tym właśnie zaczynający padać deszcz. Kończyła rozmawiać, więc przyśpieszyłem i zrównałem się z nią, jadąc wolno przy krawężniku. Opuściłem szybę po stronie pasażera i zawołałem:
– Wsiadaj!
Dziewczyna spojrzała do środka i na mój widok wywróciła oczami, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Była taka słodka.
– Nie, dzięki – warknęła i przyśpieszyła kroku.
– Nie wygłupiaj się! Wsiadaj, proszę! – powtórzyłem i nie widząc reakcji, nacisnąłem na klakson. Podskoczyła przestraszona, a ja znowu się uśmiechnąłem. Była jak sarenka, którą łatwo można spłoszyć. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa przeprawa.
– Oszalałeś?! – krzyknęła wściekła.
Wysiadłem z auta, chwytając parasol w dłoń, i dogoniłem ją szybko. Stanąłem dokładnie naprzeciwko niej, tak by ochronić ją od deszczu. Spojrzałem w jej śliczne oczy i dostrzegłem, że płakała. Dlaczego te piękne oczy muszą płakać? Miałem nadzieję, że to nie przeze mnie. Ona także na mnie patrzyła, oddychała płytko i praktycznie czułem ciepło jej cudownego ciała.
– Wsiądź, proszę. – Położyłem dłoń na jej nagim ramieniu, a ona zadrżała. O kurwa! Oboje to czujemy.
– Po co? – zapytała cichutko.
– Odwiozę cię do domu.
– Sama trafię, dziękuję! – Znowu zrobiła tę wkurzoną minkę.
– Jesteś przemoczona.
– Jestem zwolniona, przez ciebie, palancie! – krzyknęła na mnie.
Co?!
– Zwolnili cię? – zapytałem kompletnie zaskoczony.
– Głuchy jesteś?
Chciała mnie wyminąć, ale nie pozwoliłem. Nie dam jej teraz znowu uciec. Ponownie dotknąłem jej ramienia, a ona zadrżała. Przesunąłem dłoń po chłodnej od deszczu skórze aż do nadgarstka, a dziewczyna wydała z siebie cichutki jęk. Wciągnąłem powietrze nosem, by się opanować. Kurwa! Co za dziewczyna. Uśmiechnąłem się szeroko na myśl, jak na mnie reaguje. Spoglądała na mnie nieśmiało i wiedziałem, doskonale wiedziałem, że także to poczuła.
– Wsiądź, proszę – powtórzyłem, a ona bez słowa kiwnęła lekko głową i dała mi się zaprowadzić do auta.
Otworzyłem jej drzwi, cały czas trzymając nad nami parasol. Opadła delikatnie na siedzenie i nieśmiało skrzyżowała dłonie na kolanach. Obszedłem samochód i szybko wsiadłem do środka.
– Przykro mi, że cię zwolnili. Nie chciałem narobić ci kłopotów. – Spojrzałem na nią. To nie najlepszy początek znajomości, skoro byłem powodem wylania jej z roboty.
– I tak miałam zamiar odejść – Wzruszyła ramionami i zapięła pas.
– Dlaczego? Przecież świetnie tańczysz – powiedziałem. Nie bardzo rozumiałem.
– Powiedzmy, że się wypaliłam. Odwieziesz mnie w końcu?
– Jasne, ale najpierw pozwól mi się zaprosić na obiad.
– O rany. – Znowu przewróciła oczami. Cholernie mi się to podobało. Była taka słodko nieokrzesana, a zarazem nieśmiała. Idealna.
– W ramach rekompensaty za to, że cię zwolnili – wytłumaczyłem. Przecież jej nie powiem, że najchętniej zabrałbym ją do domu i porządnie przeleciał.
– To nie twoja wina, nie musisz mi niczego rekompensować. – Patrzyła na mnie pytająco.
– Sedrick Mills. – Wyciągnąłem dłoń, przedstawiając się. Ona w ogóle mnie nie kojarzyła. Nie wiedziała, kim jestem,