Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Читать онлайн.
Название Na szczycie. Właściwy rytm
Автор произведения K.N. Haner
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-8083-755-3



Скачать книгу

      – Nie myślałem tak o tobie i nie myślę. Nie szukam dla nich kolejnej cipki do bzykania. – Skrzywiła się, gdy to mówiłem, ale taki był fakt. Wiem, jacy są, wiem, o czym pomyśleli, gdy ją zobaczyli, ale ja bym na to nie pozwolił. Na pewno bez jej zgody nic takiego by się nie wydarzyło. – Chcę, byśmy ruszyli w trasę w pełnym zespole, potrzebujemy tylko tancerki do koncertów. Jednej pieprzonej tancerki, a oni wystraszyli już z tuzin dziewczyn – dodałem.

      – Dziwisz się?

      – Nie, ale nikt nie każe wskakiwać im do łóżka! Każda się zarzekała, że jest taka profesjonalna i w ogóle, a nie wytrzymała dłużej niż miesiąc. – Podniosłem głos. Wkurwiało mnie ich podejście, ale starałem się to tolerować.

      – Oni też mają swoje za uszami. Wyglądają na przyjemniaczków…

      – To gwiazdy rocka, Rebeko – stwierdziłem fakt. Ludzie nie mają pojęcia, jak wygląda nasze życie. Wcale nie jest ono takie kolorowe, jak wszystkim się wydaje.

      – Ja nie przespałabym się z żadnym z nich – powiedziała pewnie.

      – Wiem, dlatego chcę, byś z nami pojechała – odpowiedziałem z taką samą pewnością. Ona była zupełnie inna. Nigdy nie zwróciłbym uwagi na taką dziewczynę na przykład po koncercie. Dzięki ci, Boże, że ci debile namówili mnie wczoraj na ten pieprzony wieczór kawalerski.

      – Z tobą też się nie prześpię – droczyła się ze mną, a ja uśmiechnąłem się uwodzicielsko.

      – Szanuję twoje zdanie – odpowiedziałem. Oj, maleńka, daję ci kilka dni.

      – Jest jeden główny problem, dlaczego nie mogę wyjechać teraz na kilka miesięcy.

      – Jaki? Jesteś w ciąży? – Zrobiłem wielkie oczy. Kurwa, oby nie!

      – Chryste, nie! To raczej niemożliwe, ale… – Uf! Odetchnąłem z ulgą i przerwałem jej:

      – Jak: niemożliwe? Seks prowadzi do niechcianych ciąż.

      – Nie uprawiam seksu. – Machnęła lekceważąco ręką. – Chciałam powiedzieć, że nie zostawię Treya.

      – Twojego faceta? – Kurwa, wiedziałem. Przecież to oczywiste, że taka śliczna dziewczyna ma kogoś.

      – Nie, Trey to mój przyjaciel.

      Skrzywiłem się, uświadamiając sobie, co powiedziała przed chwilą.

      – Zaraz, zaraz… Jak to: nie uprawiasz seksu? – Pokręciłem oszołomiony głową.

      – No nie uprawiam. – Wzruszyła ramionami.

      – W ogóle? – Kiwnęła twierdząco. – Jesteś lesbijką? – zapytałem, a ona zaśmiała się głośno.

      – Nie, znaczy czasami mam takie myśli, ale nie.

      – Kiedy ostatnio byłaś z facetem? – spytałem wprost i odchyliłem się, odkładając widelec. Byłem, kurwa, zaszokowany.

      – Zależy, co masz na myśli przez słowo „byłam” – odpowiedziała lekko zmieszana.

      – No kiedy ostatnio kochałaś się z facetem? – „Kochałaś”? Kiedy ja ostatnio używałem takiego słowa? No, Mills, staraj się dalej, to szybciej zatopisz w niej swojego spragnionego kutasa. Kurwa! Nie bzykałem chyba od trzech miesięcy.

      – Dość dawno temu. – Odetchnąłem z ulgą. Już pomyślałem, że jest dziewicą. Nie! To przecież niemożliwe. Nie w tych czasach, nie w tym mieście, nie z takimi cyckami i takim tyłkiem.

      – To jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina.

      – Wracając do rozmowy, nie zostawię Treya.

      – Niech jedzie z nami – zaproponowałem. Ona musi z nami pojechać. Nie odpuszczę! Zgodzę się na każde jej warunki. Ale jesteś zdesperowany, Mills!

      – Co?

      – Niech pojedzie z nami, znajdzie się dla niego jakieś zajęcie.

      – On studiuje.

      – Studia to strata czasu. – Wiedziałem coś o tym. Studiowałem dwa kierunki i w sumie niczego się tam nie nauczyłem. No, Rebeko, błagam cię! Nie wymyślaj jakichś wymówek.

      – Nie sądzę, by się zgodził…

      – Skoro to twój przyjaciel, powinien zrobić coś takiego dla ciebie, to ogromna szansa. – Wziąłem ją pod włos.

      – Ja jestem mu winna wiele więcej niż on mnie. – Nic nie rozumiałem, ale mniejsza z tym. Nie wymkniesz mi się, maleńka.

      – Pogadaj z nim, najlepiej pogadajmy we dwoje. Co on studiuje?

      – Edycję dźwięku – odpowiedziała, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

      – Żartujesz? – Teraz to ja zapiszczałem jak jakaś pizda. Kurwa! No to genialny plan się sprawdził.

      Zaproponowałem jej roczny kontrakt na trasę. Musiałaby ułożyć i wykonać siedem układów do piosenek z nowej płyty. Na jej okładce znajduje się właśnie zdjęcie dziewczyny tańczącej na rurce i chciałem ten element wprowadzić na koncerty dla polepszenia efektu wizualnego. Ten jej cały przyjaciel mógłby pomagać technikom przed koncertem, po nim i w jego trakcie. Skoro studiuje edycję dźwięku, to musi się na tym znać. Nie miałem jednak pewności, czy ona się zgodzi. Co chwila powtarzała, że musi porozmawiać z Treyem. Co to za koleś? Miałem nadzieję, że okaże się w porządku i da jej rozwinąć skrzydła. To ogromna szansa dla niej i nie ukrywałem, że i dla mnie. Ta dziewczyna mnie powaliła.

      – Mogę wejść? – zapytałem, gdy podjechaliśmy pod kamienicę, w której podobno mieszkała. To jedna z tych biedniejszych dzielnic. Dziwne, bo przecież jako tancerka musiała sporo zarabiać.

      – Mam bałagan.

      Kurwa! Wiedziałem, że łatwo nie będzie.

      – Zawsze jesteś taka niedostępna? – Uśmiechnąłem się lekko, by jej nie spłoszyć.

      – Jestem ostrożna.

      – Nie zrobię ci krzywdy.

      – Moje mieszkanie… nie jest duże i dobrze urządzone. – Posłała mi błagalne spojrzenie, ale ja nie odpuszczę. Nie miałem zamiaru spędzić tej nocy samotnie.

      – Mnie to nie przeszkadza.

      – Nie zaliczysz dziś – odpowiedziała, jakby czytała w moich myślach.

      – Dziś? – Uniosłem wymownie brwi, a ona się uśmiechnęła. Tak słodko i cudownie szczerze. Cała ona była taka prawdziwa, a z drugiej strony nierealnie niewinna i seksowna. Same sprzeczności w takim małym ciałku.

      – Ani dziś, ani jutro, ani nigdy.

      – Zaproponuj chociaż herbatę.

      – No dobrze, to ci mogę zaoferować – odpowiedziała lekko zirytowana i wiedziałem, co sobie myślała. Co za natrętny typ! Śmiać mi się chciało, bo wiedziałem, że była zaintrygowana, a z drugiej strony chciała, bym dał jej po prostu święty spokój.

      Otworzyła drzwi mieszkania na ostatnim piętrze i gestem zaprosiła mnie do środka. Mieszkanko było małe, ale jak na te okolice, zadbane. I ładnie pachniało.

      – Zabiję go – pisnęła na widok brudnych kubków w zlewie i porozrzucanych ubrań w saloniku. Ona chyba nie widziała naszego autobusu.

      – Studenckie życie. – Przeszedłem do kuchni połączonej z salonem. Były tam: kanapa, szafka z telewizorem i komoda. W oknach wisiały kremowo-brązowe zasłonki.

      – Wybacz, nie mam czasu sprzątnąć.