Spisek Założycielski Historia jednego morderstwa. Piotr Wroński

Читать онлайн.
Название Spisek Założycielski Historia jednego morderstwa
Автор произведения Piotr Wroński
Жанр Техническая литература
Серия
Издательство Техническая литература
Год выпуска 0
isbn 978-83-7965-080-4



Скачать книгу

w systemie i poruszać się w nim tak, by pójść dalej. Tylko jeden ruch jest możliwy: w górę, a ten ruch zawsze odbywa się kosztem jakichś zużytych części i w powiązaniu z górnymi piętrami. A wiesz, co nas wiąże najbardziej? Tajemnica, bracie. Tajemnica. Czasami państwowa, ale głównie obrzydliwa, chociaż miejscami przerażająca. To łączy nas wszystkich. Więzi w murach Rakowieckiej 2B, tak jak więziło na Koszykowej. Jak myślisz, dlaczego Himmler 4 i 6 października 1943 roku – kurwa, to prawie rocznica! – zebrał w Poznaniu, albo Posen, jak mówią towarzysze ze Stasi, całą wierchuszkę SS oraz lokalnych bonzów NSDAP i szczegółowo opowiedział im o masowym przetwarzaniu Żydów na popiół i mydło? Naszła go partyjna uczciwość? A może chciał, by wszyscy byli świadomi odpowiedzialności i pozostali wierni, aż do końca? Ruskie zbliżały się szybko. Nic tak nie spaja ludzi, jak wspólny bagaż świństw. Zapamiętaj to na całe życie, a firma nigdy cię nie zawiedzie. Wtedy zrozumiesz, czym u nas jest przyjaźń i zaufanie. Nie bądź przerażony. Chcesz uciec z tłumu, to płać. Chcesz być kimś, to bądź konsekwentny. Zawsze usprawiedliwiałeś wszystko twierdzeniem Pitagorasa – roześmiał się. Pokazał ręką, bym nalał ponownie. Szybko przełknął wódkę i kontynuował: – Dobra. Dość filozofii na razie. Chcesz dalej? Nie zawahałeś się? – Potrząsnąłem głową. Wahać się? Za późno. Pozostała fascynacja. – Wiedziałem – zapalił papierosa. – Od pierwszego jestem dyrektorem Departamentu IV MSW. Nadzoruję osobiście Wydział I, w którym będziesz pracował, Wydział II i jeszcze coś, ale to nieważne. Najpierw muszą cię poznać i zaakceptować. – Kto? – przerwałem. Eryk spojrzał na mnie całkiem trzeźwo. – Ciekawość to dobra rzecz, ale u nas może być wadą. – Przepraszam. – Nie szkodzi. Uczysz się. Pewnie się zorientowałeś, co robi mój departament. Generalnie walczy z Kościołem katolickim i jego poplecznikami. Tu i za granicą, chociaż tam mamy rywala. Oficjalnie ochraniamy i monitorujemy kościoły i związki religijne w Polsce. To taka nowomowa. Te pozostałe sekty to też pryszcz. Chodzi głównie o katolików w sutannach i tych bez, wszystkie ich ATK-i, KUL-e, loże i całą resztę. Kościół był zawsze solą w oku każdej władzy. Jedni ich zamykają, drudzy obłaskawiają, ale wszyscy marzą o ich zniszczeniu. Zachód ogranicza ich wpływy dwojako: finansowo i obyczajowo. U nas nic takiego nie działa. Można pozwolić na pornografię, pedalstwo, ale to gaszenie ognia benzyną. Można ich obłożyć podatkami, lecz wtedy trzeba by było dopierdzielić wszystkim, nie tylko badylarzom, a na to władza nie pójdzie. Wywieźć ich daleko stąd, jak to zrobił Stalin ze swoimi – nierealne. Nawet Ruskie się na to nie zgodzą. Szczypać ich, rozkładać powoli, skłócać wewnętrznie, kontrolować i kompromitować – to nasze zadanie. Kościół zawsze był, jest i będzie antysocjalistyczny. Antypaństwowy. Zauważyłeś, że często odnoszę się do Niemców? Tak. Interesuję się okresem nazizmu. Są u nas dokumenty, których świat nie widział! Zawsze mogą się przydać. Otóż, Heydrich… wiesz, kto to był Heydrich? To taki hitlerowski gienierał Stasio. Tylko mądrzejszy, ale ciii… – położył palec na ustach i mrugnął porozumiewawczo. – Otóż, Heydrich już w 1935 roku ostrzegał i twierdził, że Żydzi i politykujące duchowieństwo stanowią podstawę wszystkich grup opozycyjnych. Miał rację, skundlony skurwysyn! Tylko że u nas całe duchowieństwo politykuje i dlatego każdy z nich nie może spać spokojnie. Chyba że dogada się z władzą ludową. Uczciwie, nie po faryzeuszowsku. Mój…twój departament jest najważniejszy. U nas, jak w soczewce, widać wszystkie zadania SB. „Trójka”, zajmuje się opozycją, a u naszych katabasów ich pełno, więc proszą się nas o informacje. Podobnie ten wyprysk III A. Nasi podopieczni kochają zakłady pracy. „Trójkarze” muszą przychodzić do nas po pomoc. Kontrwywiad? Siedzi na ambasadach, ale nie na parafiach. Tam też przychodzą ciekawi dyplomaci. „Jedynka”? Wywiad. To pieprzona elita. Siedzą we Włoszech i Watykanie, ale to u nas są główni gracze międzynarodowi. Na tych z bloku „F” uważaj. Dużo chcą, ale nic nie dają w zamian. Najlepiej jest z dziennikarzami. Ich mają wszyscy. Tylko że my kontrolujemy pismaków skutecznie i bez ich wiedzy. Strukturę departamentu poznasz szybko. Najważniejszy jest twój obecny, a mój były, wydział. Wydział I. Będziesz się zajmował hierarchią kościelną, związkami z Watykanem, uczelniami i stowarzyszeniami katolickimi oraz tak zwanym klerem pozytywnym, czyli takim, który uważa, że można socjalizm połączyć z katolicyzmem, nie podoba mu się polityka Watykanu. – Zauważyłem, że Eryk zaczął traktować mnie jak pracownika. Widocznie minister podpisał już wszystkie papiery. Byłem więc pracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Brzmiało to dla mnie dumnie i tajemniczo zarazem. Tam śpi naczelnik Eryka. Zaraz go obudzimy. Piotruś! – krzyknął. – Wstawaj! Podwładny czeka! Weź te flaszki przy okazji! Za chwilę w drzwiach kuchni pojawił się Adamczewski. Średniego wzrostu, barczysty, choć szczupły, lekko łysiejący szatyn. Na sobie miał ciemnoniebieską pomiętą koszulę i szare garniturowe spodnie. W ręku dzierżył neseser, z którego wyjął dwie butelki: Stoliczną i Finlandię i włożył je do zamrażalnika. – Musimy je schłodzić – cienki, wręcz piskliwy głos nie pasował do postaci. – Tego nie da się pić na ciepło. To nie sake. – Odwrócił się do mnie i wyciągnął rękę: – Witam was w wydziale. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, i przyszło mi do głowy jedynie: Dziękuję, towarzyszu naczelniku! Ale cyrk! – zaśmiał się Eryk. – Piotrze, przejdź z młodym człowiekiem na „ty”. Wypijecie brudzia, jak się wódka schłodzi. Wiesz przecież, kim jest. Nie bój się. Nie podważy twojego autorytetu, a tobie będzie łatwiej. A ty, Pawełku, wbij sobie do głowy zasadę: w gabinetach, na imprezach, sami albo w przyjacielskim gronie „tykamy się”, ale oficjalnie to „dyrektorze” albo „obywatelu dyrektorze”. „Towarzysza” zostaw sobie na zebrania partyjne, albo dla „trójkarzy”. A propos: Przyjmujemy Pawełka do partii. Pamiętaj, Piotrze. Wyciągaj flaszkę. Starczy jej zimowania. Opowiedz naszemu gospodarzowi, co przygotowaliśmy dla niego. Ja się już nagadałem. Adamczewski spełnił polecenie swojego szefa. Wypiliśmy brudzia. Usiedliśmy. Zagryźliśmy szynką. Adamczewski otworzył Playersy. Eryk wolał Radomskiego. Po kolejnym kieliszku odezwał się Piotr: – W poniedziałek o dziewiątej jesteś w dyrekcji. Eryk przyprowadzi cię do mnie. Poznasz kolegów. Mam dla ciebie miejsce z fajnym chłopakiem, Karolem, opiekującym się tym mieszkaniem. Karol zaprowadzi cię do kadr. Odbierzesz legitymację. W ogóle powie ci, jak się poruszać po tym gmachu. Pojedziecie również na Ksawerów. Tam jest ASW. Załatwisz papierki, bo musisz skończyć kurs oficerski. Zrobisz go zaocznie, będziesz porucznikiem i inspektorem. – A teraz? Co będzie teraz? Mam żonę i dziecko, ale nie mamy gdzie mieszkać. Ceny wynajmu w Warszawie są horrendalne – przerwałem. – O tym też pomyśleliśmy. Nie możemy ci dać mieszkania, chociaż należy ci się z ustawy. Buduje się coraz więcej, a kolejki rosną! – roześmiał się. – Ustaliliśmy z dyrekcją, że zamieszkasz tutaj. Karol przekaże ci teczkę. Płacić będziesz komorne, światło i całą tę resztę. – Ściągaj rodzinę i czuj się jak w domu – przerwał Eryk. – Technikę zdjęliśmy, co, Piotrusiu? – zaśmiał się złośliwie, a mnie na chwilę zrobiło się zimno, lecz odpędziłem szybko lodowatą grozę. „To tylko żart” – przekonywałem sam siebie. Eryk śmiał się dalej: – I odbieraj telefon. Dodzwonić się tu nie można! Rzeczywiście, ktoś wydzwaniał, ale nie wiedziałem, czy mogę odbierać. – Będzie ci tu jak w konfesjonale! Amen! No, w imię ojca i syna… – Podniósł kieliszek, a my z nim: – Zdrowie! – Wypił. – Popatrz Piotruś, nie zapytał się nawet o forsę. Albo taki delikatny, dobrze wychowany, albo wie, bo oficerowie paplają jak cioty. Przynajmniej niektórzy. „Nie wypadało mi jakoś – usprawiedliwiłem się. – Przypuszczam, że płacicie trochę więcej niż nauczycielowi. – Pamiętaj, Paweł, Lenin powiedział, że państwo policyjne to takie państwo, w którym nauczyciel zarabia mniej niż policjant. Udało nam się pogodzić myśl leninowską z pragmatyzmem i mamy takie leninowskie państwo policyjne. Jesteśmy SB – uczymy społeczeństwo, by było grzeczne. Gdybyś wiedział, jakie pieniądze bierze Stasi! – I za co – wtrącił Adamczewski, po czym spojrzał na mnie: – Na razie, pamiętaj, na razie przyjęliśmy cię na młodszego inspektora w grupie XI. To daje jakieś trzy osiemset–cztery tysiące miesięcznie. Nie masz mieszkania, więc dostaniesz ekwiwalent. Około czterystu złotych.