Название | Spisek Założycielski Historia jednego morderstwa |
---|---|
Автор произведения | Piotr Wroński |
Жанр | Техническая литература |
Серия | |
Издательство | Техническая литература |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7965-080-4 |
Olsztyńska miała z nami jeszcze jedne zajęcia. Potem zniknęła, a egzaminy prowadził prorektor Żabicki. Był specjalistą od XVI i XVII wieku, więc pytał wszystkich jedynie o datę powstania PZPR, twórców PPR i budowę organizacyjną partii. Wszyscy dostali dobre stopnie. Ja miałem wysoką średnią i przyznali mi 300 złotych stypendium. Towarzysz Jakub chwalił się wszem i wobec „wysoką świadomością klasową i ideową młodzieży akademickiej”, o czym miały świadczyć wyniki egzaminów z „przedmiotów ideologicznych”. Jacek skomentował to prosto: – Kwieciński zawsze wie, jak się ustawić. – To on nazywa się Kwieciński? – zapytałem. – Teraz tak – odpowiedział Jacek. Wiele lat później wściekał się, gdy ktoś mu przypomniał tę odpowiedź.
Podobno życie studenckie jest ciekawe. Ja tego nie zauważyłem. Uczyłem się, działałem, obserwowałem. Zajęcia miałem na ogół od samego rana, więc codziennie o siódmej piętnaście wychodziłem z Kica i szedłem na przystanek tramwajowy. Wbijałem się do dwudziestki szóstki, którą – wisząc na ogół na pomoście – dojeżdżałem do tunelu WZ, a potem schodami ruchomymi wjeżdżałem na plac Zamkowy. Tam czekałem na setkę, wpatrując się w ruiny zamku i nadpalone, puste, prześwitujące złowieszczo „okno Żeromskiego”. Jeszcze dwa przystanki i byłem na uniwersytecie. Czasem łapałem „efkę” na Grochowskiej, lecz kiedy skasowali przystanek koło schodów na Świerczewskiego, pozostał mi tramwaj. Wracałem inaczej. Po zajęciach szedłem na spacer Nowym Światem, oglądając wystawy sklepów. Na skrzyżowaniu z Chmielną był komis. Zatrzymywałem się tam i wpatrywałem w zachodnie śmiecie na wystawie: długopisy z półnagimi kobietami, trójwymiarowe pocztówki, nylonowe rajstopy. Dochodziłem do Jerozolimskich i pod KC wsiadałem w dwadzieścia cztery lub pod muzeum w „cetkę”. Jechałem do Ronda Wiatraczna, a stamtąd kilka kroków Grochowską, i byłem w akademiku. Czasem wpadałem „Pod Murzynka” na coś mocniejszego. Nie piłem dużo, chociaż zdarzało mi się pokrzepiać setką lub dwiema.
Z Erykiem spotykałem się do końca 1970 roku. Najpierw w knajpach, potem w MK na placu Dzierżyńskiego. W gomułkowskim bloku, na trzecim piętrze nad księgarnią, mieli tam mieszkanie. Niewielkie, dwupokojowe, około czterdzieści metrów, ze ślepą kuchnią. Wchodziło się od Senatorskiej, przez podwórko. Klatka miała numer drugi. Okna wychodziły na plac i na pomnik. Podobno do 1969 roku mieszkał w nim jeden z braci Toplarów. Zrzekł się mieszkania jeszcze przed wyjazdem na Zachód, gdy dostał paszport. MSW przejęło lokal i zaczęło wykorzystywać do spotkań ze „źródłami”. Pamiętam nowiutki komplet mebli z Emilki. Zadania dawano mi niezbyt kłopotliwe. Zgodnie z zaleceniami Eryka, nie wychylałem się, tylko obserwowałem. Kilka razy zabrano mnie na spotkania studenckie w kościele świętej Anny. Były to wykłady historycznoliterackie albo dotyczące ekonomii i prawa. Niezbyt interesujące, ale pojawiali się tam „bohaterowie marca”. Raz spotkałem nawet Jacka. Pisałem zawsze dokładne i szczegółowe raporty. Eryk był zadowolony. Wypłacał mi regularnie po sto czy dwieście złotych. Raz dostałem wynagrodzenie w bonach. Dziesięć. Starczyło na Rifle. Opowiadałem również, co dzieje się w ZSP. W okolicach października 1970, zaczęto mnie pytać o towarzysza Jakuba i Komitet Uczelniany. Eryk ostrzegł mnie, bym nie angażował się w żadne wiece lub petycje, listy poparcia oraz podobne inicjatywy. – Może być różnie – stwierdził tajemniczo. W listopadzie ojciec poradził mi to samo, dodając, że „oni tam powariowali, stracili poczucie rzeczywistości”. Co było potem – wiadomo. Dwunastego grudnia ogłoszono podwyżkę mięsa i wędlin. Zaczęły się strajki. Na UW Komitet Uczelniany wywiesił odezwy, w których zalecał studentom spokój. POP zwoływały zebrania nadzwyczajne. Sekretarze odczytywali list informujący o prowokacji gdańskich Niemców, inspirowanych z Bonn. KU chciał pisać jakiś protest, lecz Senat UW podjął decyzję o wcześniejszej przerwie świątecznej. Na Krakowskim pojawiło się więcej patroli milicyjnych. W mieście zrobiło się niespokojnie. W warszawskich fabrykach robotnicy zwoływali wiece, ale na razie nikt nie strajkował. Do Eryka nie mogłem się dodzwonić. Kilka miesięcy temu dał mi numer na wypadek „nagłych sytuacji”: 52 45 68. On sam wywoływał mnie przez listy, zostawiane na moje nazwisko na portierni Kica. W czwartek, 17 grudnia pojechałem do domu. W Radomiu było spokojnie. Ojciec cały czas siedział w pracy. Wieczorem telewizja podała krótką informację o „wypadkach śmiertelnych” podczas rozruchów na Wybrzeżu i wystosowała apel o spokój. Dwudziestego grudnia Gomułkę zastąpił Gierek. Podwyżkę odwołano