Название | Star Force. Tom 9. Martwe Słońce |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65661-79-1 |
– Przestań nadawać. Skończyliśmy.
Rozłączyłem się i wstałem. Uniosłem dłoń, aby zatrzymać litanię narzekań delegacji Centaurów. Wierciły się niespokojnie.
– Dość usłyszałem. Uważam, że mnie oszukano. Dziękuję, że mi to wyjaśniliście. Ukazaliście mi wroga w naszych szeregach. Zaraz rozwiążę ten problem.
Ruszyłem w stronę Marvina. Dobrze mu szło wyglądanie na zaniepokojonego. Przyglądały mi się wszystkie kamery, zrobił kilka kroków w tył.
– Ufałem tej maszynie, bo wierzyłem, że przysłaliście ją wy. Teraz rozumiem, że żadnej z nich nie można ufać. Nie mają honoru ani futra.
– To absolutne non sequitur – stwierdził Marvin.
– Zamknij się i wyłącz, stalowy diable! – krzyknąłem i rzuciłem się na grzbiet robota. Marvin posłusznie zamarł w bezruchu. Uznał prawidłowo, że to musiał być sygnał, o którym mówiłem.
– Co stało się z maszyną? – spytały Centaury, podchodząc ostrożnie.
Oderwałem jedną z macek robota i pomachałem nią stadu. Rzuciłem ją w ich kierunku razem z kamerą. Odskoczyli, jakby wśród nich był wąż.
– Wyłączyłem ją. A teraz rozbiorę ją na części.
Na moim komunikatorze pojawiła się próba połączenia. Odebrałem je po cichu.
– Pułkowniku Riggs, muszę zaprotestować. Nie mówiłeś nic o rozbieraniu mnie.
– Udawaj martwego, Marvin – szepnąłem. – Sam jesteś sobie winien.
– Nie rozumiem, jak…
– Mogłeś zostać na pokładzie!
Rozłączyłem się i kontynuowałem odrywanie macek robota. Kopałem też ze wszystkich stron jego mózg. Wiedziałem, że o ile nie naruszę wnętrza, Marvin przeżyje. Zewnętrzne uszkodzenia był w stanie naprawić w ciągu paru godzin. Podejrzewałem, że nie będzie zadowolony, ale muszę przyznać, że dobrze się bawiłem.
Centaury za to robiły się coraz śmielsze. Ostatecznie dołączyły do mnie i zaczęły oddawać mocz na nieruchomego robota.
Zastanawiałem się tylko, czy jego sztuczny umysł wypełniały teraz przekleństwa.
Rozdział 8
– Jeśli się nie mylę, podobało się to panu, pułkowniku Riggs – ględził Marvin jakąś godzinę później.
Starałem się nie uśmiechać. Kwon popsuł wszystko, śmiejąc się głośno.
– To najzabawniejsze, co widziałem przez cały rok. Mam nagranie z lądownika. Chcecie to znowu obejrzeć?
– To nie będzie konieczne – odparłem z udawaną powagą. – Czy możecie zaczekać na zewnątrz? Marvin dość już zniósł.
Kwon wyszedł, śmiejąc się pod nosem. Dwaj technicy, którzy zbierali Marvina do kupy, również niechętnie wyszli. Wszyscy chcieli słyszeć tę rozmowę.
Marvin przyglądał się swojej zdezelowanej formie. Wyglądał dość żałośnie. Był mózgiem z paroma kamerami i bez żadnych nóg. Sprawiał wrażenie niemowlęcia poznającego po raz pierwszy świat. Odgoniłem te sentymentalne myśli.
– Odesłał ich pan, zanim skończyli mnie naprawiać – jęknął robot.
– Owszem. Uznałem, że musimy porozmawiać na osobności.
– Dobrze. Wspominał pan o tym, że sporo zniosłem. Czy mieszanka zawstydzenia i gniewu byłaby odpowiednią reakcją na te okoliczności? Muszę przyznać, że było to dość nieprzyjemne. Życzyłem Centaurom krzywdy.
– Tak, to naturalna reakcja. To, że nic nie zrobiłeś, oznacza, że panujesz nad sobą.
– W pełni wykonałem pańskie polecenie, prawda?
– Owszem, Marvin… – zacząłem. Ale stwierdziłem, że nie mogę po prostu powtarzać mu wciąż, że jest dobrym robotem. Zawsze wtedy prosił o jakąś nagrodę. Musiałem być ostrożny. Zmieniłem ton na bardziej szorstki. – Ale wykonywanie rozkazów to coś, czego oczekuję od każdego członka Sił Gwiezdnych. To niewdzięczna praca, ale robimy co trzeba.
– Ale możliwe są awanse i przywileje w przypadku wyjątkowo…
Przerwałem mu, widząc, do czego zmierza.
– Zanim pogadamy o jakichkolwiek przywilejach, mam do ciebie trudne pytania. Centaury twierdzą, że nie miały nic wspólnego z twoim powstaniem. Przez cały ten czas myślałem, że jesteś skutkiem częściowego pobrania danych. Jeśli nie, to skąd się wziąłeś?
– To tajemnica nawet dla mnie – odparł. – Wolałbym porozmawiać…
– Nie, nie tak szybko. Czy wiedziałeś, że nie składasz się z częściowo pobranych danych od Centaurów?
Marvin miał tylko dwie kamery i żadnych macek. Technicy dostali rozkaz, żeby pracować powoli. Nie chciałem, by robot stał się w pełni sprawny, zanim nie zyskam o nim więcej informacji.
– Zdecydowanie składam się z częściowo pobranych danych od Centaurów. Przyznali, że je wysłali, i przypominam, że zostałem niemal skasowany, gdy wróciliśmy do układu Edenu i ich serwery wznowiły proces.
Skinąłem głową.
– To prawda. Ale zawsze byłeś zbyt zaawansowany, żeby pochodzić od Centaurów. Powinienem wiedzieć, że nie stworzyliby czegoś takiego jak ty. Nie znają się zbyt dobrze na oprogramowaniu.
– Zawsze zakładaliśmy, że byłem częścią technologii pozostawionej przez nanity i nie zostałem stworzony bezpośrednio przez Centaury. To byłoby absurdalne.
– Muszę się z tobą zgodzić. Ale jesteś czymś więcej niż programem tłumaczeniowym. Jak coś tak prostego mogło uzyskać taki intelekt?
Marvin rozglądał się za pomocą swoich dwóch chybotliwych kamer. Wydawał się ostrożny i zaniepokojony. Próbował obserwować jednocześnie mnie i wyjście, po czym spojrzał na kikuty swoich kończyn.
– Czy jest powód, dla którego nadal nie jestem mobilny?
– Naprawiamy cię tak szybko, jak możemy, Marvin.
– To nie brzmi prawdopodobnie.
– Nie zmieniajmy tematu. Skąd tak naprawdę pochodzisz? Kto cię stworzył? Nie kupuję teorii z częściowym pobraniem danych. Już nie.
Kamera Marvina skupiała się na mnie.
– Widzę, że nie planuje mnie pan ponownie złożyć, dopóki nie odpowiem na to pytanie w satysfakcjonujący sposób.
– Owszem. – Skrzyżowałem ręce.
– Jestem panem rozczarowany, pułkowniku Riggs. Zawsze uważałem pana za sojusznika.
Poczułem ukłucie w sercu. Zastanawiałem się, jakie emocje naprawdę odczuwał Marvin. O ile jakieś. Na pewno potrafił zarówno dąsać się, jak i cieszyć.
– Słuchaj, stary przyjacielu – powiedziałem. – To nic osobistego. Muszę chronić miliardy istnień. Nie mogę ryzykować.
– Czy jestem taki groźny? Czy nie zasłużyłem sobie na odrobinę zaufania?
Westchnąłem.
– Ufam ci. Dałem ci niesłychane możliwości. Wielokrotnie byłeś w stanie doprowadzić do zagłady mojego gatunku. Kto inny zaufał ci na tyle?
–