Zakręt w twórczą stronę. Группа авторов

Читать онлайн.
Название Zakręt w twórczą stronę
Автор произведения Группа авторов
Жанр Учебная литература
Серия
Издательство Учебная литература
Год выпуска 0
isbn 9788366420434



Скачать книгу

Jestem Polakiem, ale jestem też obywatelem świata. Do dziś podróżuję, zwiedzam świat. Kiedyś podczas studiów byłem na wycieczce na południu Polski i oglądając mapę, zorientowałem się, że obok jest miejscowość, do której jeździłem na obozy DAMB-owe. Co zrobiłem? Zacząłem szukać miejsca, w którym tyle przeżyłem, nie pamiętałem, gdzie to było, nie byłem nawet pewien, czy to ta miejscowość, ale w końcu dotarłem po nitce do kłębka w miejsce, z którym wiązało się tyle wspomnień.

      Obecnie nie tylko podróżuję, ale też zajmuję się kręceniem krótkich filmów, teledysków, mam swój kanał na YT. Kamera jest jednym z moich narzędzi pracy, a to właśnie na obozie kręciliśmy swoje pierwsze filmy i montowaliśmy. Pamiętam nawet, że Pani Dorota (jedna z trenerek oraz właścicielka ośrodka) użyczyła nam swojego samochodu, dzięki czemu mogłem poczuć się jak 14-letni gangster, który zakochał się w pewnej niewieście o imieniu Róża. Mieliśmy pełną swobodę w tworzeniu materiału wideo i pamiętam do dziś niektóre filmy, których nie powstydziłyby się festiwale form jednominutowych.

      W liceum nie brałem udziału w Odysei, ponieważ chciałem przygotować się do egzaminów do szkoły teatralnej. Wydawało mi się, że w aktorstwie znajdzie upust moja kreatywność. Dostałem się za drugim razem do PWST w Krakowie filia we Wrocławiu i okazało się… że trochę się myliłem. W zawodzie aktora kreatywność może i jest dość istotna, ale na pewno nie jest na pierwszym miejscu. Aktor odtwarza, wykonuje polecenia reżysera, jest częścią całości i nie ma zbyt dużej swobody. Stwierdziłem jednak, że nie ma sensu rzucać szkoły, trzeba ją skończyć i zdobyć warsztat. Po skończonej szkole zacząłem poszukiwać form, w których mógłbym się spełniać. Stąd pomysł pójścia na zaoczną reżyserię, to tam zrozumiałem, że bardziej chcę aktywnie uczestniczyć w tworzeniu dzieła, a nie w występowaniu. Uwielbiam występować, ale jeszcze bardziej lubię tworzyć. Proces tworzenia jest czymś, od czego chyba się uzależniłem już w najmłodszych latach. Szukam własnej formy, za pomocą której mógłbym korespondować z widownią, i bardzo się cieszę, że jeszcze jej nie znalazłem, bo wiem, czego szukać, a jak już to znajdę… to pewnie zabawa zacznie się od nowa. Takie ciągłe poszukiwanie daje mi motywację, trochę jak u Gombrowicza: „[…] nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę […]. Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki”. Ja na razie skupiam się na ciągłej ucieczce, bo ucieczka nie pozwala nam wpaść w rutynę.

      Po skończonej szkole miałem także swój epizod jako trener. Była to dla mnie niesamowita przygoda, podróż w czasie, zmiana warty i nagła teleportacja. W tej samej sali, w której kiedyś wymyślałem z moimi kolegami przedstawienie, siedzę dziś i mam być trenerem, mam inspirować młodych do tego, aby coś stworzyli. Szedłem za swoim doświadczeniem i za intuicją. Na początku byłem pewien, że uczestnicy będą mi mówili na ty, bo przecież ja w głowie mam ciągle 14 lat, a tu nagle słyszę: „Panie Nikosie”… Zdębiałem, nie wiedziałem, co odpowiedzieć, i tak zostało na kilka miesięcy. Dopiero gdy polecieliśmy do Stanów, powiedziałem wraz z drugim trenerem, że jeśli zdobędą tyle (i tutaj podałem jakąś bardzo dużą liczbę) punktów za przedstawienie, to będą mogli mówić nam na ty… Tak się spięli, że na ty przeszliśmy. Następnego dnia powiedziałem, że jak zdobędą mistrzostwo świata, to będę chodził jak pająk i do każdego z nich zwracał się per Pan i Pani. Ku mojej euforii i ich satysfakcji chodziłem jak pająk i na najbliższe minuty Laura, Ola, Andrzej, Mateusz, Marek i Tymon stali się dla mnie Państwem.

      Od kilku lat prowadzę imprezę, która odbywa się pierwszego dnia finałów. Niestety nie mam czasu na co dzień zajmować się Odyseją, ale co roku jestem na finale, by poczuć ten magiczny klimat i dać innym choć trochę swojej energii. Uwielbiam patrzeć, jak rozwijają się dzieciaki, ale też jak rozwija się sam konkurs. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z Odyseją, w mojej konkurencji było zaledwie kilka drużyn. Dziś to ogólnopolskie wydarzenie, które swoją logistyką i zaangażowaniem wielu ludzi może niejednego zaskoczyć. Jeśli miałbym do czegokolwiek porównać Odyseję i ośrodek, w którym się przygotowywałem, to byłaby to piaskownica lub podwórko. Z czasem moim podwórkiem stał się cały świat.

      KREATYWNOŚĆ JEST JAK MASZYNA

      Kinga Marszałkowska

      Kreatywność jest jak maszyna, którą każdy ma w sobie. U niektórych znajduje się na samym wierzchu, dumnie wyeksponowana i rozgrzana do czerwoności z powodu nadmiernej eksploatacji. U innych stoi schowana gdzieś głęboko lub leży zardzewiała czy po prostu zapomniana. Okazuje się jednak, że fizycznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ruszyć jedną z jej zębatek, która uruchomi reakcję łańcuchową i odblokuje całą maszynę. Każdy ma w sobie ten mechanizm i każdy może go używać. Jedni wykorzystują go częściej, inni rzadziej, ale temu właśnie służy trening, czyli – mówiąc wprost – technika używania maszyny, żeby wiedzieć, jak ją odblokować i – co równie ważne – jak o nią dbać.

      Rozbudowuję dalej tę analogię, żeby obrazowo wytłumaczyć, czym była dla mnie, siedmiokrotnej uczestniczki, Odyseja Umysłu. Pokrótce: jest to konkurs, w którym siedmioosobowa drużyna wybiera temat (zwany problemem; np. techniczny, teatralny itd.) przedstawienia i przygotowuje się do niego kilka miesięcy. Cały proces przygotowań to bardzo intensywne spotkania polegające na wymyślaniu, tworzeniu i współpracy z drużyną. Na tym etapie uczymy się używania naszych maszyn tak, aby produkowały mnóstwo unikatowych pomysłów. Dzięki nieustają-cej inspiracji wzajemnymi przemyśleniami dotyczącymi klimatu przedstawienia czy ciekawymi rozwiązaniami nasze maszyny są stale utrzymywane na wysokich obrotach. Myślimy wtedy nie tylko o tym, aby po prostu wykonać zadanie, ale też o tym, by czymś zaskoczyć lub lepiej oddać realia wymyślonego przez nas świata. A więc olejem napędowym maszyn jest ciekawość tego, co tym razem wymyślimy, oraz chęć zrobienia czegoś nowego i szalonego.

Początki

      Gdy przyszło do wybierania problemów długoterminowych, byłam przekonana, że jako drużyna nowicjuszy w DAMB-ie wybierzemy temat teatralny, czyli to, co zwykle, gdy byłam odyseuszką w szkole. Technicznego nawet nie przeczytałam, bo wcześniej zawsze mi powtarzano, że: po pierwsze, nie mamy warunków do wykonywania prac technicznych, a po drugie, nie mamy szans, bo to jest bardzo trudne. Okazało się jednak, że większość mojej drużyny była „zajarana” budowaniem pojazdu. A ja? Czułam raczej przerażenie, bo nie miałam pojęcia o elektronice, mechanice… po prostu nie wiedziałam, jak zrobić tak, żeby rzeczy działały. Wtedy też pewnie nikt z nas nie wiedział, co powinniśmy byli umieć. Jednak mimo wszystko zdecydowanie łatwiej byłoby sobie odpuścić, niż podjąć wyzwanie i przyznać się, że nigdy nie miało się w rękach wiertarki, że się nie wie, co to jest tokarka ani – przede wszystkim – jak napędzić pojazd. Silnik? Może, ale jak go podłączyć? Pod okiem naszego mentora uczyliśmy się tych wszystkich podstaw. Pokazał nam, jak używać narzędzi, tłumaczył fizykę i prąd tak, że rozumieliśmy to na tyle, żeby samemu dojść do rozwiązania. Na początku czułam się niepewnie, bo brak wiedzy technicznej wydawał mi się przeszkodą nie do pokonania. Nigdy wcześniej nie miałam okazji obcować z techniką w taki sposób. Nauczyłam się jednak planu działania i wtedy przekonałam się, że mnie to naprawdę ciekawi. Najpierw wymyślamy niestworzone, nierealne, niesamowicie „odjechane” projekty pojazdów, napędów, sposobów poruszania się. Siedzimy po kilka godzin, dyskutujemy, inspirujemy się i z entuzjazmem ulepszamy swoje pomysły. Potem dopiero zastanawiamy się, jak to zrobić, szukamy rozwiązań. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy najpierw mieli przebrnąć przez podstawy tych wszystkich technicznych dziedzin, żeby później, jak już to opanujemy, spróbować wykorzystać tę wiedzę. Lepiej nie, bo byśmy się dowiedzieli, że to, co planujemy, nie zadziała. A gdy nie wiemy i podchodzimy do tego z zapałem, to się udaje. I udało się, grupa czternastolatków bije konkurencję