Jak wytresować lorda. Alex Renton

Читать онлайн.
Название Jak wytresować lorda
Автор произведения Alex Renton
Жанр Документальная литература
Серия
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381693868



Скачать книгу

może zresztą nie potrzebowałem cenzury – sądzę, że rodzice woleliby się nie dowiedzieć, że byłem nieszczęśliwy. Nasza korespondencja w pierwszej klasie toczyła się głównie wokół tematu nowego kota, jedzenia, na które miałbym ochotę, gdy przyjadę na przerwę semestralną, i mojej kolekcji znaczków. Moja żona twierdzi, że te listy są smutne, emocjonalnie stłumione, wypełnione nudnymi opowieściami o przeziębieniach i szkolnych osiągnięciach. Dopiero w wieku dziesięciu czy jedenastu lat napomykam o prześladowaniu przez starszych uczniów, o incydentach z udziałem dzieci, ale częściej skarżę się na słowne okrucieństwo ze strony nauczyciela. Nie piszę o chłostach. Moi rodzice się przejmowali – często w listach omawiamy spodsuwane przez nich strategie rozwiązywania tych problemów. Ale gdy miałem osiem czy dziewięć lat, listy były krótkie i pogodne, choć obsesyjnie powracały do wyników w nauce i jedzenia, a raczej jego deficytu.

      Niektórzy historycy opierają swoje przekonanie, że dzieci, ogólnie rzecz biorąc, były szczęśliwe w szkole podstawowej z internatem, na listach, które przetrwały. Jest to oczywista głupota, zważywszy na liczne dowody szkolnej cenzury. Roald Dahl lapidarnie tłumaczy zasady tresury w swoich wspomnieniach z dzieciństwa zatytułowanych Boy. Trafił do internatu w 1925 roku, gdy miał dziewięć lat. „Nie było mowy o jakimkolwiek skarżeniu się rodzicom na cokolwiek podczas ferii (…). Często wręcz posuwaliśmy się do czegoś odwrotnego. By zaspokoić tego niebezpiecznego nauczyciela, który stał nam nad głową i czytał, co pisaliśmy, przekazywaliśmy same wspaniałości na temat szkoły i tego, jak cudowni są nauczyciele”. Dahl cytuje swój pierwszy list, upiornie podobny do mojego:

      23 września

      Kochana Mamo,

      tu jest wspaniale. Codziennie gramy w piłkę. W łóżkach nie ma sprężyn. Czy przyślesz mi mój klaser i sporo znaczków. Nauczyciele są bardzo mili (…).

      Vyvyen Brendon znalazła trochę listów, które prześlizgnęły się przez uścisk cenzora. Najstarszy jest autorstwa małego Thomasa Macaulaya, przyszłego polityka i poety, historyka z czasów rozkwitu epoki wiktoriańskiej. Pisał ze szkoły podstawowej w hrabstwie Cambridge rozpaczliwe listy do matki, błagając, by pozwolono mu wrócić do domu. Oto co pisze, jako dwunastolatek, na początku semestru jesiennego w 1811 roku:

      Nie mogę znieść myśli o pozostaniu tak długo poza domem (to będzie cztery miesiące). Nie wiem, jak się pocieszyć, co zrobić (…). Kiedy jestem z resztą, jestem zobowiązany, by zachowywać się miło, śmiać się z dowcipów Wilberforce’a (syn działacza abolicjonistycznego), a tak naprawdę z trudem powstrzymuję łzy. Pozostaje mi jedynie siedzieć i płakać w moim pokoju, myśleć o domu i marzyć o wakacjach. Jestem dziesięć razy bardziej niespokojny, niż byłem w zeszłym roku. Nie chcę narzekać, ale naprawdę nie mogę się powstrzymać.

      Jak wielu rodziców – kiedyś i teraz – ojciec Macaulaya odpisał mu, każąc się szeroko uśmiechać i dzielnie wszystko znosić, gdyż jego cierpienie brało się z moralnego defektu i sam musiał się z nim zmierzyć. „Módl się do Boga (…), żeby pomógł ci z radością wyzbyć się własnych samolubnych pragnień, jeśli stają one na drodze obowiązkom”.

      Peter Scott, syn podróżnika z czasów edwardiańskich, poszedł do szkoły jako siedmiolatek w 1918 roku, sześć lat po śmierci ojca w Antarktyce. Gdy zbliżał się koniec roku szkolnego, napisał do matki:

      OCH, MAMO, ZABIERZ MNIE DO DOMU, DO DOMU, DO DOMU, KOCHANEGO DOMU, NIE MA LEPSZEGO MIEJSCA NIŻ DOM. (…) Weź mnie z tego przeklentego internatu, jeśli możesz. Uwielbiam Cię, najdroszcza.

      Lady Scott dała się ubłagać. Zabrała swojego chłopca ze szkoły na wycieczkę do Włoch (został do niej ponownie posłany rok później). Rzadko jednak słyszy się o tym, że dziecko jest zabierane ze szkoły przygotowawczej, ponieważ jest w niej nieszczęśliwe, choć czasem działa sztuczka na „chorobę nerwową”, jak w przypadku dziesięcioletniego Winstona Churchilla. Z kolei matka Edwarda Bulwer-Lyttona, XIX-wiecznego polityka i popularnego powieściopisarza, zabrała go ze szkoły, zszokowana zmianą wyglądu prześladowanego przez kolegów syna. Spędził tam tylko dwa tygodnie.

      Nauczyciele ze szkół prywatnych, którzy znają życie, są w stanie lepiej zrozumieć nieszczęście swoich dzieci niż ich klienci – trudno znaleźć takich nauczycieli, którzy posyłają własne pociechy do internatu w wieku ośmiu lat. John Rae i jego żona Daphne spędzili całe życie zawodowe, ucząc i prowadząc szkoły takie jak Harrow i Westminster. Trójka z sześciorga ich dzieci uczyła się w szkołach z internatem w latach 70. XX wieku. Kiedy jedna z córek poprosiła, by zabrano ją z placówki – po zaledwie czterech dniach – państwo Rae się zgodzili. Nie protestowali również, gdy ich dwaj synowie w piątej klasie uciekli ze szkoły, mówiąc, że mają dosyć.

      Państwo Rae na szczęście wysłuchali swoich dzieci i zareagowali na ich udrękę. Wielu rodziców, których Daphne poznała w szkołach, nie przejmowało się tym, „byli zachwyceni, że mogą się zrzec odpowiedzialności”. Po 25 latach pracy z rodzicami nie rozumie, dlaczego brytyjska klasa wyższa tak się upiera, by posyłać swoje dzieci do internatu, bez względu na wszystko. Ona sama pojechała do szkoły, gdy miała cztery lata. „Niektóre dzieci są z natury niezdolne do przystosowania się do życia w internacie – pisze. – (…) jakakolwiek próba »zahartowania« ich poprzez przymus może je pogrążyć w skrajnym nieszczęściu”. Dlaczego, pyta Daphne, w ogóle to robić, o ile sytuacja rodzinna nie czyni tego absolutnie koniecznym? Dlaczego nie zacząć pytać samych dzieci – „często ostatnie osoby, które się pyta o zdanie”. To wyraziste poglądy jak na żonę słynnego dyrektora Westminster, jednej z najlepszych i najbardziej tradycyjnych szkół. Mówiono (choć zaprzeczał temu John Rae), że jej szczera książka – zawierająca między innymi rewelacje na temat homoseksualnego wykorzystywania i ukrywania skandali w innych placówkach – nadepnęła na odcisk zbyt wielu. John Rae, mimo że był uważany za skutecznego reformatora, znanego szeroko poza swoją szkołą, opuścił Westminster w 1986 roku, w wieku zaledwie 55 lat.

      10. PŁACZ O POMOC

      Moja ukochana Mamo,

      tak bardzo dziękuję za listy i bardzo fajną książkę. To wielka odmiana, ten przyjazd tu z domu. Jest tak inaczej i czuję się taki smutny, okropnie (…). To straszna nora. Nie przeżyję tego semestru.

      Na zawsze z miłością

      Okropnie kochający

      Twój Hastings18

      Większość dzieci, których rodzice nie chcieli – albo nie byli w stanie – słyszeć o ich kłopotach, przestawała narzekać i w końcu się adaptowała. Wspomnienia absolwentów szkół z internatem często prześlizgują się nad tym momentem przejścia. „Ostatecznie okazało się to nie takie straszne” albo „Wydaje mi się, że po prostu przestałem tęsknić za domem”, słyszymy. Nie ma żadnego punktu zwrotnego, żadnego objawienia, a kolejne opisywane wydarzenie jest, dla kontrastu, czymś przyjemnym. Zmętnienie, a nawet zaskakujące ubóstwo wspomnień – gros byłych uczniów tylko pod presją było w stanie przypomnieć sobie więcej niż kilka historii z pięciu lat nauki. Psychoterapeuci tłumaczą ten fakt blokadą wywołaną przez traumę, jednak to chyba zbyt proste wyjaśnienie. Ale dopasowywanie wspomnień do bieżącej opowieści, tak by całość nie zgrzytała, jest interesującym zjawiskiem. Mamy wiele przykładów do dyspozycji. Pewien absolwent powiedział mi, że pamięta, jak pisał do matki z prośbą o zabranie go ze szkoły, jak mu się wydaje, tylko kilka razy podczas pierwszego semestru. Potem się uspokoił. Gdy jednak matka zmarła i znalazł listy, okazało się, że były ich dziesiątki, wysyłanych regularnie przez cały rok – z błaganiem o uwolnienie. Niektóre dzieci wyrażały swoje pragnienia w jeszcze bardziej dramatyczny sposób. W mojej szkole chłopiec specjalnie