The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown

Читать онлайн.
Название The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności
Автор произведения Ryk Brown
Жанр Зарубежная фантастика
Серия The Frontiers Saga
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-54-3



Скачать книгу

sygnał nośny z „Yamaro”. – Nie chciałbym utkwić na „Yamaro” na nie wiadomo jak długo.

      – To lepsze niż siedzenie tutaj – zauważył Enrique.

      – Nie bądź tego taki pewien. Byłeś kiedyś na pokładzie takarańskiego okrętu? Są dość przerażające w środku – wyjaśnił Marcus, ustawiając system na przejęcie kontroli przez „Yamaro”. – Z drugiej strony myślę jednak, że może źle było tylko w areszcie. To była jedyna część okrętu, jaką kiedykolwiek odwiedziłem – dodał.

      Prom znów ruszył, a jego kurs zmienił się nieznacznie i prowadził teraz ku lewej burcie „Yamaro”.

      – Mam nadzieję, że przynajmniej będą mieli lepsze jedzenie na pokładzie.

      Marcus odwrócił się i spojrzał na Enrique z uśmiechem.

      – Słuszna uwaga. Nie wiem jak ty, ale ja mam już dość molo.

      ***

      – Jak, do diabła, takiemu trepowi udało się wymyślić, w jaki sposób włączyć takarańskiego autopilota? – zażartował Enrique, gdy schodzili po tylnej rampie promu.

      – To nie ja zrobiłem, sir – przyznał sierżant Weatherly i wskazał podporucznika Willarda po swojej lewej stronie. – To sprawka tego faceta. To podporucznik Michael Willard, syn Roberta z Aitkenny – wyjaśnił, naśladując sposób, w jaki podporucznik przedstawił się wcześniej.

      – Aitkenna – zauważył Marcus. – Jesteś z Corinair?

      – Tak jest. Urodziłem się tam i wychowałem. Historia mojego klanu sięga aż do pierwotnych kolonii ludu Corinair – wyjaśnił z dumą oficer.

      Enrique spojrzał na niego ze zdziwieniem.

      – Czy masz coś przeciwko temu, abym cię zapytał, co, do diabła, robisz na takarańskim okręcie, a zwłaszcza takim, który właśnie próbował stopić twoją planetę?

      – Myślę, że dlatego właśnie wywołał bunt i poddał okręt – wyjaśnił sierżant Weatherly.

      – Ach, więc on to zrobił? – zapytał Marcus, spoglądając z zainteresowaniem na młodego podporucznika. – Nie wygląda na takiego mądralę. Do diabła, przecież to jeszcze dzieciak.

      – Cóż, ten dzieciak najwyraźniej rzucił się na swojego kapitana i wziął go na zakładnika. Wydaje się, że na pokładzie jest więcej ludzi z Corinair. Wygląda na to, że ci żołnierze pochodzą z różnych światów i zostali po prostu zmuszeni do służby.

      – Oczywiście. Przecież tak było od zawsze. Podatki, surowce i młodzi mężczyźni do służby w wojsku. Wszystkie światy podbite przez Ta’Akarów muszą wypełnić swoje limity, aby nadal mogły być niezależne. – Marcus zachichotał ponuro. – Daj nam swoje pieniądze, planetę i świeżutkich młodych chłopaków… To taki mały żart.

      Enrique zbliżył się do podporucznika Willarda.

      – Czy zrobiłeś to dlatego, żeby ocalić swój świat?

      – A ty nie zrobiłbyś tego samego? – odpowiedział pytaniem podporucznik.

      – Cholera, tak. Dziękuję ci. – Enrique chrząknął.

      – Za co? – zapytał podporucznik Willard. – Za poddanie się czy włączenie automatycznego sterowania lotem?

      – Myślę, że za obie te rzeczy. Ale mam jeszcze jedno pytanie. Czy macie coś do żarcia na tym wraku? Od wielu dni jemy tylko suszone świństwa i molo.

      – Chyba mogę wam w tym pomóc.

      – W takim razie prowadź – odparł Enrique, wskazując wyjście.

      – Dlaczego musieliście jeść molo? – zapytał podporucznik. – My nie karmilibyśmy nim nawet naszych psów.

      Enrique rzucił Marcusowi oskarżycielskie spojrzenie.

      – Słuchaj, nie patrz tak na mnie. Przecież to nie ja powiedziałem twojemu kapitanowi, żeby kupił cały transport tego obrzydliwego grzyba.

      ***

      Podróż z lewego hangaru trwała krótko, ponieważ kuchnia, która obsługiwała załogę „Yamaro”, znajdowała się pośrodku okrętu. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył Enrique, było to, że sam okręt znacznie się różnił w środku od „Aurory”. Jego jednostka miała wiele rur, przewodów i kanałów biegnących wzdłuż ścian i sufitów, co powodowało, że pozostawało bardzo mało wolnej powierzchni. Ściany i sufity „Yamaro” były stosunkowo puste, a jedyne urozmaicenie stanowiły strategicznie rozmieszczone panele interfejsów lub konsole komunikacyjne, znajdujące się na wysokości ramion.

      Inna różnica polegała na tym, że dolne krawędzie drzwi były zrównane z podłogą. Na „Aurorze”, poza kilkoma wyjątkami, włazy znajdowały się zawsze dwadzieścia centymetrów nad powierzchnią pokładu. Na „Yamaro” zostały zautomatyzowane i po otwarciu znikały w grodziach. Większość drzwi „Aurory” była typu zawiasowego i musiała być obsługiwana ręcznie, z wyłączeniem oczywiście kilku, które odgradzały krytyczne obszary lub przechodziły przez główne grodzie.

      Statki różniły się też estetyką. „Aurora” była prosta i funkcjonalna. W przeciwieństwie do niej „Yamaro” miał dużo więcej ozdób, a herby Caiusa Wielkiego były widoczne prawie wszędzie. Podczas gdy korytarze i sufity ziemskiego okrętu zostały zaplanowane z myślą o wykorzystaniu miejsca, „Yamaro” został zaprojektowany tak, aby zaimponować gościom wspaniałymi pomieszczeniami i nadmiernie wielkimi wymiarami związanymi z każdym aspektem jego struktury. W trakcie drogi do kuchni Enrique wciąż się zastanawiał, ile kosztowało wyprodukowanie takiego okrętu. Mimo że faktycznie robił wrażenie, cała dodatkowa przestrzeń i dekoracje wydawały się zwykłym marnotrawstwem.

      – Chyba już mówiłeś, ile osób jest zakwaterowanych na tym okręcie? – zapytał Enrique.

      – Standardowo załoga liczy dwieście osiemdziesiąt sześć osób – odpowiedział podporucznik Willard.

      – To kilkanaście mniej niż na „Aurorze”. Wydaje mi się, że to za mało na okręt tej wielkości.

      – Jest w większości zautomatyzowany. Do jego obsługi w rzeczywistości potrzeba tylko jednej czwartej tej liczby osób.

      – Więc dlaczego jest tak duży? – spytał Enrique, gdy weszli do mesy, która mogła pomieścić ponad dwukrotnie więcej osób, niż liczyła standardowa załoga.

      Podporucznik uśmiechnął się.

      – Tak, rozumiem, że jest to mylące. Spójrzcie, z tych urządzeń wydaje się jedzenie. – Wskazał zespół maszyn wbudowanych w przeciwległą ścianę wielkiego pomieszczenia.

      Enrique gestem nakazał mu iść dalej, w stronę dystrybutorów żywności. Kiedy szli między rzędami stołów, podporucznik kontynuował wyjaśnienia:

      – Widzicie, nierzadko zdarza się, że oprócz swojej załogi operacyjnej ten okręt przewozi także siły uderzeniowe.

      – Ale teraz niczego nie przewozicie, prawda? – Marcus przerwał mu, rozglądając się, jakby oczekiwał, że z ciemnych zakamarków słabo oświetlonego pomieszczenia wybiegnie szwadron uzbrojonych żołnierzy.

      – Nie, nie na tym patrolu. Byliśmy w drodze, aby odebrać grupę nowych rekrutów i przetransportować ich z powrotem na Takarę.

      – Przecież jesteście jednostką wojenną – powiedział Enrique. – Nie macie innych maszyn do wykonywania tych zadań, takich jak transportowce do przewożenia żołnierzy czy coś takiego?

      – Zwykle tak jest. W ostatnich latach dużo zasobów zostało jednak zużytych z powodu rebelii.

      – Ale to nie jest zwykła kanonierka, ale ciężki