The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown

Читать онлайн.
Название The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności
Автор произведения Ryk Brown
Жанр Зарубежная фантастика
Серия The Frontiers Saga
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-54-3



Скачать книгу

pierwszy narożnik korytarza, Tug próbował ukryć zaciekawienie przed innymi.

      – Wyznawcy na tym świecie uważają go teraz za bohatera legendy. Może to być bardzo przydatne dla naszej sprawy.

      – Nie przepadam za taką taktyką. Bardziej niż ktokolwiek powinnaś być tego świadoma.

      – Nie sugeruję, żebyśmy to wykorzystali, tylko abyś świadomie nie zrezygnował z tego pomysłu. Pomimo twoich moralnych zastrzeżeń taka taktyka może okazać się zbyt cenna, by ją odrzucić.

      – Jalea, ci ludzie stoją teraz w obliczu największego zagrożenia w całej tysiącletniej historii. Czy nie sądzisz, że mają prawo poznać prawdę o tym, że pewne okoliczności zostały im narzucone?

      – Czy masz na myśli to, że przywódca Karuzari i jego była kochanka spreparowali znak, który rzekomo miał być przekazany od Boga i świadczyć o tym, że wkrótce przybędzie Na-Tan, bohater legendy?

      – Nie wiedziałem wcześniej o twoich oszustwach, przecież wiesz. – Tug spojrzał na nią spod oka.

      – Tak, i oczywiście mogłabym im o tym powiedzieć. Ale czyby uwierzyli?

      Tug zdawał sobie sprawę, że nim manipulowała. Jalea nie pierwszy raz postępowała w taki sposób. Zawsze miała zły nawyk brania spraw w swoje ręce, co zwykle, niestety, czyniła nieostrożnie. Tym razem jednak ryzykowała życie miliardów niewinnych ludzi. Nie mógł pojąć, jak mogła usprawiedliwić takie działania.

      – Bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu od razu by nas rozstrzelali – kontynuowała – a przynajmniej aresztowali i przekazali przedstawicielom Ta’Akarów jako dowód lojalności.

      Brak odpowiedzi ze strony Tuga uznała za zgodę. Wyprzedziła go, a na jej twarzy pojawił się lekki wyraz satysfakcji.

      Tug wiedział, że Jalea ma rację. W zależności od tego, kto kontrolowałby Corinair w momencie ujawnienia ich tożsamości, mogli zostać przyjęci jako bojownicy o wolność albo ofiarowani Caiusowi jako zdrajcy. Tug nie miał innego wyboru, jak posłuchać jej rady.

      Po skręceniu w kolejny korytarz zostali doprowadzeni do pomieszczenia z oknem. Po jednej stronie stał duży stół konferencyjny, otoczony kilkunastoma fotelami. Po drugiej było widać kilka większych, wygodniejszych foteli, a także długą kanapę.

      – Bardzo proszę zająć miejsca, premier wkrótce do was dołączy.

      – Dziękuję – odpowiedział Nathan. Funkcjonariusz wyszedł z pokoju. Rozległo się wyraźne kliknięcie, kiedy zamknął drzwi. Nathan i Jessica wymienili spojrzenia, kobieta delikatnie spróbowała przekręcić klamkę.

      – Tak, są zamknięte – oznajmiła.

      – Jesteśmy więźniami? – zapytał Nathan z niedowierzaniem. Trzydzieści minut temu tłumy mieszkańców Corinair wiwatowały, witając go jako bohatera.

      – Wątpię, czy taki był ich zamiar – spróbowała ich uspokoić Jalea.

      – Ona ma rację – zgodził się Tug. – Prawdopodobnie nie chcą, żebyśmy się swobodnie poruszali. Procedury związane z bezpieczeństwem nakazują w czasie kryzysu kontrolowanie ruchu, zwłaszcza obcych.

      – Zgadza się – potwierdziła Jessica. – Szczególnie takich, którzy przybyli z bronią.

      – W porządku. – Nathan odwrócił się i ruszył za Jessicą w głąb sali konferencyjnej.

      – Co teraz zrobimy? – zapytała Jessica, opadając na kanapę.

      – Co ty masz z tymi kanapami? – pomyślał głośno Scott. Jessica po prostu wzruszyła ramionami.

      – Czekamy, aż premier będzie dostępny – odpowiedziała Jalea. – Jestem pewna, że gdy tylko będzie to możliwe, wyjaśni szczegółowo, co się dzieje.

      – Mam tylko nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo. Cameron potrzebuje pomocy medycznej, a ja nie miałem nawet okazji, żeby ich o to poprosić. – Nathan westchnął.

      – Jak myślisz, co się tam dzieje? – Jessica zwróciła się do Tuga.

      – Podejrzewam, że lojaliści obwiniają wyznawców Zakonu o to, co dzieje się z ich światem.

      – Masz na myśli bombardowanie przez takarański okręt? – Nathan spojrzał na Tuga, zaskoczony jego słowami.

      – Tak. Postrzegają to jako karę za otwarte przeciwstawienie się Doktrynie.

      – Przecież to nie ma sensu.

      – Podejrzewam, że takie postawy są wzmacniane przez tych, którzy chcą, aby konflikt wciąż trwał – powiedziała Jalea.

      Tug zauważył zmieszanie na twarzy Nathana.

      – Od pewnego czasu podejrzewano, że Ta’Akarowie mają tajne jednostki działające na wszystkich podbitych światach.

      – Podobnie jak na światach, które wcześniej były pod ich kontrolą – dodała Jalea.

      – To by wyjaśniało, w jaki sposób te grupy uderzeniowe zaatakowały nas tak szybko na Przystani – skomentowała Jessica ze swojego miejsca na kanapie.

      – Zgadza się – potwierdził Tug. – Jeśli takie jednostki działałyby również na tym świecie, ich celem byłoby przynajmniej stłumienie powstania, i to za pomocą wszelkich dostępnych środków.

      – Ale przecież „Yamaro” właśnie zbombardował własne wojska – zauważył Nathan. – Po co nastawiać mieszkańców Corinair przeciwko sobie?

      – To proste – odparła Jessica. – Takie działanie pogłębia chaos. A im większy chaos, tym tego typu jednostki mogą swobodniej działać, nie wywołując zaniepokojenia ani nie prowokując czynnego oporu. Do diabła, nie zdziwiłabym się, gdyby nawet tu się kręcili w przebraniu żołnierzy Corinair.

      – Co oznacza… – zaczął Nathan.

      – Że musimy zachować ostrożność podczas podejmowania decyzji, komu zaufać – dokończyła za niego Jalea.

      – Tak, trochę to ironiczne, prawda? – powiedziała Jessica, patrząc na Jaleę.

      – Właściwie może w najbliższej przyszłości lepiej nie ufać nikomu, a przynajmniej nie do końca – dodał Tug.

      – Cóż, przynajmniej na razie powinniśmy być tutaj bezpieczni – stwierdził Nathan.

      – Tak, pod warunkiem że te transportery, które zabrały nas z portu kosmicznego, były z Corinair – zauważyła Jessica. – I jeśli to jest rzeczywiście miejscowy ośrodek dowodzenia.

      Nathan zastanowił się nad tym, co sugerowała Jessica, ale przypomniał sobie również wyraz twarzy dowódcy i reszty załogi, gdy wysiadali z transportera. Wątpił, żeby to zostało wyreżyserowane.

      – Jesteś zbyt podejrzliwa – odpowiedział jej.

      – Ryzyko zawodowe – odrzekła, śmiejąc się lekko – szczególnie pod twoim dowództwem.

      2

      Czarne, nieoznakowane kalibri krążyły nad pozostałościami niegdyś największego placu targowego w całej Aitkennie. Po kilku strzałach z „Yamaro” plac ten, wraz z ciałami tych, którzy zostali zaskoczeni nagłym atakiem, zamienił się w stos betonu i stali. Z wielu wciąż tlących się pożarów unosiły się grube kolumny czarnego dymu.

      Pięć maszyn podzielono na dwie grupy. W pierwszej z nich na czele znajdował się statek uderzeniowy, a tuż za nim podążały transportowce. Skręciły nad główną trasę, używaną przez pojazdy dostawcze i serwisowe. Większość mieszkańców Aitkenny korzystała z systemów transportu publicznego, takich jak kolejki jednoszynowe i metro. Istniały też trasy techniczne, przeznaczone dla usług i dostaw. Po jednej z nich