The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown

Читать онлайн.
Название The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności
Автор произведения Ryk Brown
Жанр Зарубежная фантастика
Серия The Frontiers Saga
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-54-3



Скачать книгу

pod ostrzałem, nie może być pewien, jak zareaguje. Niektórzy mieli z tym problem, inni nie. Dopóki nie nadszedł ten właśnie moment, trudno było przewidzieć, jak ktoś się zachowa, bez względu na to, jak ciężko trenował. Dzisiaj ten moment nadszedł dla Andre i był on o wiele przyjemniejszy, niż się tego spodziewał.

      ***

      Oczy Marcusa nerwowo wędrowały pomiędzy wskaźnikami statusu automatycznego lotu a ekranem obrazującym ruch statków na granicy kosmosu. Prom znalazł się na orbicie kilka minut temu i szybko zbliżał się do „Aurory”. W końcu Marcusa ogarnęło poczucie winy i zmusił się do mówienia.

      – Eee, możemy mieć tutaj mały problem – przyznał nieśmiało.

      – Jakiego rodzaju? – Enrique zdawał sobie sprawę z rosnących obaw Marcusa.

      – Zbliżamy się do „Aurory”, ale system automatycznego lotu nie wykrywa sygnału naprowadzającego.

      – O czym ty mówisz? Co to jest system automatycznego lotu? Czy to jakiś rodzaj autopilota? – zapytał Enrique.

      – Cóż, to jest to, co pilotuje statek, jeśli o to ci chodzi.

      – I to nie działa?

      – Działa dobrze. Ale po prostu nie odbiera sygnału sterującego z twojego cholernego okrętu.

      – Jakiego sygnału sterującego? – zapytał Enrique.

      – Takiego, który mówi promowi, co ma robić! Bez niego nie wie, jak wylądować!

      – Czy nie można w takim razie sterować ręcznie? – Enrique był pewien, że stawia pytanie retoryczne. Niepokój Marcusa zaczął mu się udzielać.

      – Przypuszczam, że tak…

      – Przypuszczasz? Wydawało mi się, że potrafisz tym czymś latać. Tak mówiłeś.

      – Potrafię, kiedy wszystko działa prawidłowo. To znaczy, gdy wszystko jest zautomatyzowane i w ogóle. Po prostu naciskasz kilka przycisków, mówisz, dokąd chcesz lecieć, a to cię tam zabiera: start, lądowanie… cały proces jest automatyczny od początku do końca.

      – A może po prostu się popisywałeś przed Jaleą?

      Marcus się skrzywił.

      – Cóż, mogłem odrobinę przecenić swoje umiejętności. – Spojrzał na Enrique, którego wyraz twarzy nie był zbyt przyjemny. – Och, przestań. Czy możesz mnie winić? To naprawdę niezła laska!

      – Świetnie!

      – Bez obaw! – bronił się Marcus. – Po prostu wywołaj okręt i powiedz im, żeby włączyli system automatycznego sterowania lotem. Przecież to takie proste.

      – Dlaczego więc od razu nie powiedziałeś? – zapytał Enrique, przewracając oczami. Aktywował swój zestaw komunikacyjny. – Przestraszyłeś mnie, że rozbijemy się na własnym pokładzie startowym.

      – Słuchaj, ja też jestem zestresowany!

      Enrique po prostu zignorował go, próbując się połączyć z „Aurorą”.

      ***

      – Ona chce, żeby tam właśnie został zainstalowany – powiedziała Deliza do Władimira.

      – Ale ja tego nie rozumiem – narzekał Władimir. – Dlaczego akurat tu? Czemu nie w panelu krosowniczym? Byłoby o wiele łatwiej.

      Rosjanin wcisnął się w maleńką przestrzeń co najmniej trzydzieści metrów od głównego tunelu serwisowego. Czołgał się przez prawie pięć minut, aby dotrzeć do tego miejsca, a wciąż nie znał zastosowania urządzenia, które instalował. Wiedział tylko, że Nathan kazał je zamontować dla doktor Sorenson.

      – Nie powiedziała mi dlaczego, tylko gdzie – odpowiedziała Deliza. – Czy znalazłeś połączenie, o którym mówiła?

      – Tak, znalazłem połączenie, o którym mówiła – odpowiedział Władimir, przedrzeźniając ją.

      – Nie złość się na mnie – skarciła go. – Po prostu robię, co mi kazano.

      – Da, kanieszna – mruknął.

      Wyciągnął datapad techniczny i podłączył go do zestawu elementów analizujących zakończonych krótkimi kablami. W przeciwieństwie do większości datapadów jednostki techniczne były nieco większe i miały kilka portów przeznaczonych dla różnych kabli i urządzeń skanujących. Bez względu na to, dokąd udawał się podczas służby, Władimir zawsze umieszczał swój datapad w specjalnej kieszeni w pasie narzędziowym i zabierał z sobą. Bez niego Rosjanin czuł się niekompletny.

      Przyczepił sondy do pierwszego zestawu przewodów, który wyciągnął z głównej wiązki, a następnie aktywował datapada.

      – Doktor Sorenson, jestem na miejscu. Może pani rozpocząć przesyłanie sygnału identyfikacyjnego – rzucił.

      – Przesyłam sygnały identyfikacyjne – poinformowała Abigail.

      Władimir obserwował ekran, ale nie zauważył żadnej zmiany w przebiegu generowanym przez sondę.

      – Niet.

      Przeniósł sondę na następny przewód.

      – Niet.

      W dalszym ciągu umieszczał sondę na kolejnych przewodach, sprawdzając jednocześnie zmianę kształtu fali na datapadzie.

      – Niet… Niet… Jeszczio niet… Niet…

      Nagle fala przybrała na sile.

      – Ach. Na… – Sprawdził ponownie przebieg na datapadzie, dopóki nie upewnił się, że znalazł właściwy kabel. – Może pani zakończyć przesyłanie sygnału identyfikacyjnego, doktor Sorenson. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby zamknęła pani ten obwód.

      Obserwował, że przebieg wraca do tego samego poziomu odczytu porównawczego jak w przypadku innych przewodów. Odczekał kolejne kilka sekund, aż przebieg stał się całkowicie płaski. Przyszła mu do głowy myśl, że doktor Sorenson mogłaby wykorzystać tę okazję, aby wyrównać z nim rachunki za wszystkie kłopoty, jakie sprawił jej kilka tygodni wcześniej podczas wstępnej instalacji silnika skokowego. Mógł sobie wyobrazić jej uśmiech satysfakcji, gdyby doznał nieszkodliwego, ale bolesnego porażenia prądem. Jednak według datapada zemsta nie leżała dziś w planach doktor Sorenson. Władimir był za to wdzięczny.

      Ostrożnie odciął kilka centymetrów zewnętrznego ekranu oplatającego mały drucik, a następnie przymocował do niego niewielką przejściówkę. Po przekręceniu śruby dociskowej urządzenie zatopiło zęby w przewodzie, przecinając izolację. Następnie do przejściówki dołączył inny kabel.

      Władimir sięgnął do pasa z narzędziami i zaczął szukać spreja ze środkiem izolującym, ale nigdzie nie mógł go znaleźć.

      – Czort! – zaklął, gdy zdał sobie sprawę, że puszki nie ma tam, gdzie się spodziewał. – Deliza! – zawołał. – Czy jest tam gdzieś mały niebieski pojemnik?

      Deliza rozejrzała się po pomieszczeniu w pobliżu wejścia do tunelu.

      – Nie widzę.

      Zajrzała do tunelu i tam dostrzegła sprej.

      – Czekaj, widzę to. Znajduje się w głównym tunelu, na skrzyżowaniu, które prowadzi do ciebie. Musiało ci wypaść.

      – Czy możesz mi to przynieść?

      – Chcesz, żebym się tam wczołgała?

      – Jesteś nieduża, pójdzie ci łatwo – nalegał.

      Deliza spojrzała na swój jedyny strój – ten, który miała na sobie rano, gdy ich farma została zaatakowana i wszyscy zostali zmuszeni do natychmiastowej ucieczki.

      – Ale ja