12 dni świąt Dasha i Lily. Rachel Cohn

Читать онлайн.
Название 12 dni świąt Dasha i Lily
Автор произведения Rachel Cohn
Жанр Учебная литература
Серия
Издательство Учебная литература
Год выпуска 0
isbn 9788380743052



Скачать книгу

– je lubi. Kocham cię za to, że kochasz moją ciotkę pra­wie tak samo jak ja. Kocham to, że moje życie stało się rado­śniej­sze, pięk­niej­sze i bar­dziej inte­re­su­jące, odkąd jesteś jego czę­ścią. Kocham cię za to, że kie­dyś odpo­wie­dzia­łeś na wezwa­nie czer­wo­nego notat­nika”.

      Dzia­dek żył, ale jakaś część mnie chyba umarła tam­tego dnia, kiedy radość z tego, że naprawdę kogoś kocham, tak bar­dzo zma­lała wraz ze świa­do­mo­ścią, że to uczu­cie nie jest odwza­jem­nione.

      Dash wciąż tego nie powie­dział.

      Ja już ni­gdy potem tego nie powtó­rzy­łam.

      Nie mam mu za złe – naprawdę. Jest dobry, tro­skliwy i wiem, że mnie lubi. Bar­dzo. Choć cza­sami wola­ła­bym, żeby nie wyda­wał się tym aż tak zasko­czony.

      Powie­dzia­łam „Tak bar­dzo cię kocham” i w tam­tej chwili czu­łam to każdą komórką swego ciała, ale kiedy ta chwila minęła nie­odwza­jem­niona, odro­binę zdy­stan­so­wa­łam się od Dasha. Nie mogę go zmu­sić, by czuł coś, czego nie czuje, a nie chcę cier­pieć, pró­bu­jąc, pozwo­li­łam więc, by moja miłość do niego wolno goto­wała się na tyl­nym pal­niku mego serca, a na zewnątrz zamie­rza­łam stać się nie­wy­ma­ga­jąca i bar­dziej swo­bodna.

      Oka­zało się to łatwiej­sze, gdy byłam zajęta. Ostat­nio spę­dza­łam z Dashem tak nie­wiele czasu, że nie­mal prze­stało mnie boleć. Nie pró­bo­wa­łam z pre­me­dy­ta­cją się odko­chać, po pro­stu tak się dzieje. Kiedy nie jestem w szkole, odra­biam zada­nia domowe albo cho­dzę na kursy egza­mi­na­cyjne, tre­ningi piłki noż­nej i mecze, zabie­ram dziadka na fizjo­te­ra­pię, wizyty lekar­skie albo do zna­jo­mych. Robię zakupy i gotuję – rodzice nie mają na to czasu, bo zaczęli nową pracę w szkole i na uczelni. Co prawda już nie miesz­kają za gra­nicą, ale nie czuję spe­cjal­nej róż­nicy – w tak krót­kim cza­sie mamie udało się zna­leźć jedy­nie pół etatu anglistki w col­lege’u w Daleko Stąd na Long Island, a tata pra­cuje jako dyrek­tor w szkole z inter­na­tem w Bóg Jeden Wie Gdzie w Con­nec­ti­cut. Lang­ston pomaga mi przy dziadku, ale w domu robi tyle, ile potra­fią robić faceci, czyli gówno. (Oczy­wi­ście wku­rzam się na sie­bie, gdy nie mogę powstrzy­mać się od prze­kli­na­nia). No i wciąż wypro­wa­dzam psy. Na moje usługi jest taki popyt, że pani Basil E. nazywa mnie teraz Liliową Szyszką, zamiast Lilio­wym Misiem. Tyle się dzieje, że szu­ka­nie czasu na spo­tka­nia z Dashem robi się bar­dziej obo­wiąz­kiem niż rado­ścią.

      Nie ogar­niam.

      Dzie­cinny Liliowy Miś to odle­głe wspo­mnie­nie. Mam wra­że­nie, że w ciągu roku z mło­dziut­kiej szes­nastki zmie­ni­łam się w bar­dzo starą sie­dem­nastkę.

      Byłam tak zajęta, że po kró­lew­sku zmar­no­wa­łam pospiesz­nie szy­ko­wany pre­zent, który chcia­łam dać Dashowi na małym przy­ję­ciu z oka­zji zapa­le­nia lam­pek. Pra­co­wa­łam nad nim od początku roku, ale odło­ży­łam, kiedy zaczęły się kło­poty dziadka. Wes­tchnę­łam, patrząc na jego zmar­twych­wsta­nie tyle mie­sięcy póź­niej. Mój brat się zaśmiał.

      – Nie jest aż tak źle, prawda? – zapy­ta­łam.

      – Jest… – Zbyt długo się wahał. – Uro­czy. – Wło­żył szma­rag­dowy swe­ter przez głowę i pocią­gnął za zwi­sa­jący mate­riał. – Tyle że Dash nosi taki roz­miar jak ja, a swe­ter jest dużo za duży. Chyba że zamie­rzasz wró­cić do naszego dorocz­nego cia­stecz­ko­wego mara­tonu, żeby szybko go pod­tu­czyć?

      Kilka lat temu swe­ter miał być świą­tecz­nym pre­zen­tem dla naszego taty, kupi­li­śmy go w Big&Tall. Nie­no­szony, wciąż leżał w pudełku. Chcia­łam go wyko­rzy­stać ponow­nie, ale czer­wona naszywka z płat­kami śniegu, którą przy­szy­łam z przodu, była nowa. Wyha­fto­wa­łam na niej dwie tur­kawki przy­cup­nięte na gałęzi drzewa. Na brzu­chu lewej wyszy­łam napis DASH, a na pra­wej LILY.

      Kiedy mój brat wło­żył swe­ter, dostrze­głam, jaki popeł­ni­łam błąd. Musia­łam odpruć naszywkę z tur­kaw­kami i przy­mo­co­wać ją na czymś innym, czapce albo sza­liku. Tak naprawdę to tur­kawki nie zasłu­gują wcale na wyszy­cie ich na swe­trze, mimo tak uro­czej i fał­szy­wej nazwy. Byłam bar­dzo roz­cza­ro­wana, gdy się dowie­dzia­łam, że tur­kawki to tak naprawdę przy­jem­nie gru­cha­jące gołę­bie. Wola­ła­bym myśleć, że to uro­cze, bo kocham wszyst­kie zwie­rzęta, ale miesz­kam w Nowym Jorku i wiem: gołę­bie nie są uro­cze. Są upier­dliwe.

      Zde­cy­do­wa­nie nie czuję świą­tecz­nej atmos­fery, skoro iry­tuję się na hała­śliwe ptaki sym­bo­li­zu­jące ten okres roku.

      – Masz rację – powie­dzia­łam Lang­sto­nowi. – Wygląda okrop­nie. Nie mogę go dać Dashowi.

      – Pro­szę, daj go Dashowi – odparł Lang­ston.

      Roz­legł się dzwo­nek do drzwi.

      – Zdej­muj swe­ter – pole­ci­łam. – Goście przy­szli.

      Przej­rza­łam się w lustrze w przed­po­koju i przy­gła­dzi­łam włosy z nadzieją, że wyglą­dam przy­zwo­icie. Mia­łam na sobie ulu­biony bożo­na­ro­dze­niowy strój – zie­loną fil­cową spód­nicę z wyszy­tymi z przodu reni­fe­rami i czer­woną koszulkę z napi­sem NIE TRAĆ WIARY dokoła Świę­tego Miko­łaja. Mie­li­śmy jedze­nie, lampki opla­tały gęste gałę­zie Oscara, zwie­rzęta sie­działy w moim pokoju – ze względu na gości. Święta mogły się zacząć. Czas na magię.

      Zasta­na­wia­łam się, czy za drzwiami stoi ojciec Dasha. Naprawdę sądzi­łam, że jeśli zaczną ze sobą spę­dzać wię­cej czasu, bar­dziej się polu­bią, a nie­wiel­kie, nie­zo­bo­wią­zu­jące przy­ję­cie na roz­po­czę­cie świat to dobra oka­zja, by im w tym pomóc. Naj­pierw zapro­si­łam wczo­raj wie­czo­rem mamę Dasha, ale odmó­wiła, bo miała spo­tka­nie z klien­tem. Dla­tego rano pomy­śla­łam, że zapro­szę tatę Dasha.

      Dla­tego zdzi­wi­łam się, gdy po otwar­ciu drzwi zoba­czy­łam Dasha sto­ją­cego mię­dzy matką i ojcem.

      – Zgad­nij, kogo spo­tka­łem? – zapy­tał.

      Wydaje mi się, że jego rodzice nie prze­by­wali w tym samym pokoju, odkąd Dash był dziec­kiem i musieli zezna­wać w sądzie w trak­cie roz­wodu.

      Dash nie miał impre­zo­wej miny. Jego rodzice też nie.

      W końcu zro­biło się zimno na święta.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек,