Romans panny Brook. Helen Dickson

Читать онлайн.
Название Romans panny Brook
Автор произведения Helen Dickson
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-276-4695-8



Скачать книгу

– powiedziała. – Zawsze tak jest najlepiej. Nie… nie myślał pan o ponownym ożenku?

      – Nie szukam żony – odparł Alex, potwierdzając te słowa wyrazem oczu i tonem, jakim je wypowiedział. – Jestem zadowolony ze swojej sytuacji. Robię, co chcę, i cieszę się towarzystwem tych kobiet, które pragną mego towarzystwa.

      – Zawsze ostrożny, żeby nie dać się złowić – podsumowała Lydia.

      – Zawsze. – Uśmiechnął się. – Nie znam pani nawet dobę, panno Brook, a pani już zaczyna mnie znać trochę za dobrze. – Zwrócił wzrok na talerz. – Powinniśmy zjeść, zanim wszystko wystygnie – dodał.

      Spojrzał ponad stołem na jej śliczną twarz. Mój Boże, pomyślał, naprawdę jest pięknością. Długie rzęsy skrywały oczy, gdy pochylała się nad talerzem, czerwone wargi były lekko rozchylone. Miała skromną fryzurę i suknię, a jednak kiedy na nią patrzył, przebiegały mu przez głowę myśli dalekie od skromności.

      Uniósłszy głowę, napotkała jego spojrzenie i zmarszczyła pytająco brwi.

      – O co chodzi? – spytał z lekkim uśmiechem.

      – Dlaczego patrzy pan na mnie w ten sposób?

      – A dlaczego miałbym nie patrzeć na tak piękną kobietę? Pani, panno Brook, nawet świętego zwiodłaby na manowce.

      – Słyszałam w życiu wiele kwiecistych komplementów, ale ten przeszedł wszystkie inne – skwitowała, czerwieniąc się.

      Doskonałe jedzenie i spokojna atmosfera panująca w restauracji uśpiły jej czujność, powodując, że potraktowała swego towarzysza jak równego sobie, kogoś, przy kim mogła się odprężyć.

      – Jest pani osobliwą młodą kobietą, panno Brook. Pani towarzystwo jest zarówno przyjemne, jak i wzbogacające.

      – Potraktuję to jako kolejny komplement – rzuciła lekko.

      – Jest pani inteligentniejsza niż większość kobiet, które znam, więc jeśli nie będzie pani ostrożna, sprawi pani, że zakocham się w jej umyśle, co jednak nie znaczy, że zignoruję przymioty ciała – powiedział półgłosem, przesuwając po niej spojrzenie i zatrzymując je nieco dłużej na krągłych piersiach rysujących się pod malinowym stanikiem sukni.

      Lydii zabrakło tchu. Za słowami Alexa kryła się uwodzicielska siła, która przyciągała ją jak magnes, ale nagle sobie przypomniała, z jakiego powodu się tutaj znajduje. Zastanawiała się gorączkowo, co powiedzieć, żeby przywrócić swobodną atmosferę sprzed paru minut, ale nie była w stanie wykrztusić słowa,

      – Co jeszcze mówił pani o sobie Henry? – odezwał się Alex, zdając sobie sprawę z kłopotliwej sytuacji i próbując odwrócić swoje myśli od kierunku, w którym podążały.

      – Że jego dom jest w Ameryce. Kiedy zaproponował mi małżeństwo, powiedziałam, że powinniśmy dać sobie trochę czasu, by lepiej się poznać. Ale odrzekł, że akurat czas to coś, czego nie ma. Jego ojciec umiera po drugiej stronie oceanu, więc musi wrócić do domu najszybciej, jak to możliwe. Nie miałam powodu, żeby mu nie wierzyć. Nie mogę się z nim równać pod względem wykształcenia czy doświadczenia. Tego wszystkiego, co umiem, nauczyła mnie matka. Była córką pastora z Yorkshire. Muszę zarabiać na życie, nasze pochodzenie i wykształcenie diametralnie się różnią.

      – A jednak była pani gotowa wyjść za niego – zauważył Alex.

      – Tak, obiecywał mi złote góry.

      Uśmiechnął się, gdy zauważył, jak wytworna i pełna wdzięku w każdym calu jest Lydia. Otaczała ją aura spokoju, a przebywanie z nią było dla niego doświadczeniem, na jakie nie był wystarczająco przygotowany. Była naprawdę piękna, o wiele piękniejsza niż kobiety znajdujące się w restauracji, w dodatku go intrygowała i niepokoiła. Instynkt mówił mu, że pod powłoką przyzwoitości kryją się nieujawnione pragnienia.

      – Uznała więc pani Henry’ego za dostawcę marzeń – zauważył.

      – Może najlepiej w ogóle nie marzyć… – skwitowała z wahaniem.

      – Jak długo się znaliście?

      – Trzy miesiące.

      – Dokąd chodziliście? Dokąd panią zabierał?

      – Dlaczego pan pyta? – zdziwiła się.

      – On jest dobrze znany i popularny wśród członków swego klubu, ma opinię człowieka, który lubi się zabawić.

      – Miałam bardzo niewiele czasu. Widywaliśmy się w niedzielę i czasami w tygodniu, kiedy udało mi się uzyskać wolne popołudnie. Najczęściej spędzaliśmy czas sami.

      – To zrozumiałe – stwierdził Alex. – Henry nie chciał rozgłaszać faktu, że ma kochankę.

      – Nie byliśmy kochankami – szybko sprostowała, czerwieniąc się. – Nigdy.

      – Nie? A więc nie mam wątpliwości co do przyczyny, dla której nalegał na to pozorowane małżeństwo. Najwyraźniej nie był w stanie oprzeć się pożądaniu, mimo że nie zamierzał porzucić żony.

      – Od czasu do czasu poznawał mnie z którymś z przyjaciół – powiedziała Lydia. – Na pewno coś by mi napomknęli, chyba że też nie wiedzieli, że jest żonaty.

      – Proszę mi wierzyć panno Brook, że wiedzieli – odparł oschle.

      – Chce pan powiedzieć, że wiedzieli o tej oszukańczej grze? A więc naprawdę byłam dla nich rozrywką w nudnym życiu?

      – Niestety tak. Mówiłem już pani, że nie pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego, choć nigdy nie posunął się do zaaranżowania fikcyjnego małżeństwa, żeby dostać to, czego chciał. Musi pani mieć coś, czego brakuje innym kobietom.

      – Nie, jestem jedną z wielu, nikim więcej. – Wzruszyła ramionami.

      – Była pani pod jego wrażeniem?

      Spojrzała bacznie na Alexa. Która kobieta by nie była, pomyślała.

      – Wszystko było dla mnie nowe i ekscytujące. To całkiem inny świat niż ten, do którego przywykłam.

      – A teraz? Chce pani wrócić do dawnej pracy? – zainteresował się Alex.

      – Już panu powiedziałam, że tak. Muszę zarabiać na życie. Zawsze wierzyłam, że szczęście, bezpieczeństwo i sukcesy staną się moim udziałem dzięki temu filarowi, jakim była moja matka, osoba spokojna i łagodna, ale zdecydowana w dążeniu do celu. Po jej śmierci wszystko się zmieniło, aż wreszcie poznałam Henry’ego…

      – Przykro mi. – Pokiwał ze zrozumieniem głową. – A co z pani ojcem?

      Oczy Lydii natychmiast pociemniały, a twarz stężała. Odwróciła wzrok.

      – On… jego nie ma w moim życiu – wyjąkała.

      – Rozumiem. – Tu leży pies pogrzebany, pomyślał Alex, to właśnie to coś, co nie jest w porządku. Był zaintrygowany. Dlaczego nie chciała mówić o ojcu? Wyczuwając, że jest to dla niej temat drażliwy i bolesny, zaniechał dalszych pytań. W końcu to nie jego sprawa. – A pani pracodawca? Dobrze się z nim pani układa?

      – Zawsze starałam się być z nim w zgodzie ze względu na matkę. Wie pan, byli kochankami.

      – Jeśli tak, to dlaczego pani nie pomoże?

      – Alistair jest surowym szefem. Pracując u niego, zawsze będę wykorzystywaną i kiepsko opłacaną szwaczką. Chciałabym pójść własną drogą, zostać samodzielną krawcową, która nie tylko szyje, ale przede wszystkim