Название | Noah jest bardziej |
---|---|
Автор произведения | Simon James Green |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8154-444-3 |
– Nie… nie wiem. Strzeliłem tylko.
Eric podrapał się w przetłuszczoną czarną czuprynę, jakby coś go oblazło. Noah zmarszczył nos. Ten chłopak miał wiecznie czerwoną, spoconą twarz. Pewnie dlatego, że ciągle myślał o seksie i innych nieprawościach, uznał Noah.
– Właściwie to chciałem pogadać z tobą. – Eric przysiadł na brzegu biurka pani O’Malley.
Nogawki jego przyciasnych spodni podjechały, ukazując brudne białe skarpety i blade kostki. Cholera, był odważny. W ogóle nie powinni tu przebywać, rozsiadać się i gadać. Gdyby ich ktoś znalazł – mieliby przerąbane!
Noah przełknął ślinę.
– A nie możemy porozmawiać później, w domu?
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo chcę pogadać o domu.
– Okej. – Noah poczuł, jak ciśnienie mu skacze.
Fakt, że Eric był jego przyrodnim bratem, pozostawał ukryty i znany był tylko kilku osobom. Oprócz uniknięcia plotek ich ojciec uznał, że lepiej nie budzić gniewu faceta, który uważał się za biologicznego ojca Erica – Wściekłego Pitbulla Smitha. „Trzymaj to w sekrecie, bo jeśli Wściekły Pitbull się dowie, to koniec z nami”, powiedział tata, co od razu wywołało u Noaha wizję ich martwych ciał wrzucanych do jakiejś rzeźniczej maszynerii. Biorąc pod uwagę, jak niebezpieczny i przerażający był Wściekły Pitbull Smith, była to zapewne najmądrzejsza rzecz, jaką tata Noaha w życiu powiedział. Eric wpadał od czasu do czasu, ale niezbyt regularnie, żeby nie wzbudzać podejrzeń Pitbulla, który i tak średnio się nim interesował.
– Słyszałem ostatnio to i owo. – Eric pociągnął nosem. – Takie tam pierdolety między tatą a twoją mamą. Chyba mają kłopoty.
– Kłopoty partnerskie? – spytał Noah z nadzieją.
Eric pokręcił głową.
– Kasa.
– Jest źle? Co konkretnie?
– Przyszło pismo – odparł Eric. – Komornicy.
– Czego chcą?
Eric zachichotał.
– Wiesz, takie tam, jak się mamy, gadali o swoich wakacjach na Barbadosie. – Eric się zachmurzył. – Kasa, ty pało! Jeśli jej nie dostaną, to wezmą graty.
Noah rozdziawił usta.
– Na przykład mój komputer?
– Pewnie. – Eric wzruszył ramionami.
– Moje dzieła zebrane Agathy Christie?
Twarz Erica wyrażała powątpiewanie.
Noah przejechał dłońmi po włosach.
– A ile chcą?
– O ile się orientuję – odparł Eric, drapiąc się po jajach – coś koło piętnastu kafli.
Noaha zatkało.
Dobry Boże, jakim cudem jego rodzice tyle przehulali? Nie. Nie może do tego dojść.
Wbił w Erica stalowe spojrzenie.
– Skoro mi o tym mówisz, musisz mieć plan.
– Opróżnij szopę.
– Co?
– To były dwa słowa. Którego nie zrozumiałeś?
– Mam opróżnić szopę? Żeby sprzedać jej zawartość?
Eric uniósł brew.
– Czyli jest tam coś cennego?
– Nie wiem… Znaczy jest mój rower. Jeździłem na nim, kiedy miałem dziesięć lat…
– Nawet nie zaczynaj – odparł Eric, kręcąc głową. – Jedyny rower, który tam stoi, jest różowy ze srebrnymi proporczykami i z koszykiem z Hello Kitty…
– Mój wierny rumak – oznajmił Noah. – Dobrze się sprawował.
– Słuchaj, nie mam na to czasu. Po prostu usuń swoje graty z szopy. Nic mnie to nie obchodzi, gdzie je przeniesiesz i co z nimi zrobisz.
– I tyle? To rozwiąże nasze problemy finansowe?
– To pomoże – odparł Eric.
– Ale jak?
Eric ześlizgnął się z biurka i podszedł do Noaha, tak że stali prawie nos w nos.
– Nie chcesz wiedzieć. – Noah czuł, jak Ericowi śmierdzi z ust chrupkami. Ohyda. – Im mniej wiesz, tym dalej będziesz się trzymał od kłopotów.
Miał rację. Noah nie chciał wiedzieć, co knuje Eric. Wbił wzrok w ciemnobrązowe oczy brata, zerknął w dół na delikatny puszek wyrastający mu pod nosem. Co? Jakim cudem to Eric zaczyna mieć zarost, a nie on?
– Dobra – powiedział Noah. – Zajmę się tym w weekend.
– Nie. Dziś.
– Dobra! Dziś! Boże! Uwielbiam to twoje przeświadczenie, że mogę dopasowywać swoje plany do twoich kaprysów! Niektórzy próbują odrabiać lekcje i jednocześnie zabawiać francuskich uczniów z wymiany, wiesz?
– Skoro o tym mowa, to powinieneś iść do szatni – stwierdził Eric.
– Dlaczego?
– Bo o tej porze Pierre Victoire powinien już wychodzić spod prysznica. Chyba nie chcemy, żeby oczy Harry’ego gdzieś zawędrowały, co?
– Co? Wcale nie! – zawołał oburzony Noah, oburzony tym kuriozalnym wymysłem. Od niechcenia ruszył do drzwi. – I tak powinienem już tam iść. Zmienić ubranie i takie tam.
– To na razie, Noah. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć wieczorem moją pustą szopę.
– Nie zrobisz tam nic… nielegalnego, co?
– Weź już idź.
Rozdział ósmy
Pierre stał na środku szatni. Ręcznik dyndał mu na palcu jednej ręki, natomiast cała reszta jego ciała była kompletnie naga.
Przerażony Noah sterczał na progu. Francuza nie okrywał nawet skrawek ubrania. Ani jedna niteczka. Ani atom bawełny nie osłaniał jego młodego, wyrobionego ciała, które połyskiwało, ponieważ niedawno wyszedł spod prysznica.
A Pierre’owi w ogóle to nie przeszkadzało.
Niedopuszczalne.
– Tak – mówił Pierre, gestykulując. – Chociaż moim ulubionym baletem jest oczywiście Bajadera. Wielu uważa ją za największe dzieło Petipa.
Noah łypnął na Harry’ego siedzącego na drewnianej ławce. Był już w mundurku i grzebał w plecaku umieszczonym na kolanach.
Noah zmrużył oczy. O tak, już on wie, o co chodzi, jasne! Noah sam już kilkukrotnie użył strategicznego wybiegu z plecakiem! I był to jedynie zbieg okoliczności, że Harry też go właśnie używał, gdy nagi i wilgotny Pierre paradował przed nim ze swoimi chłopięcymi narządami na wierzchu.
– E, nie byłem na balecie – powiedział Harry. – Moi rodzice byli. Pojechali do Londynu zobaczyć coś w Royal Opera House…
– A! Piękny budynek! – powiedział Pierre, leniwie wycierając sobie jądra ręcznikiem.
– Ech… – mruknął Harry.
Noaha zalała krew.
– Dobra,