Название | Noah jest bardziej |
---|---|
Автор произведения | Simon James Green |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8154-444-3 |
Noah zamrugał na matkę.
– Dobra – westchnęła mama. – Dopóki tu jesteś, musimy sprzątnąć twoje rzeczy z szopy.
Noah wyrzucił ramiona do góry.
– Eric już mnie o to poprosił!
– Dlaczego chce opróżnić szopę? – spytał tata.
– A dlaczego ty chcesz? – zripostował Noah.
Matka nie mogła powstrzymać rozradowania.
– Twój ojciec i ja… kupujemy tandem! Przejażdżki rowerowe, Noah!
Noah pokiwał poważnie głową.
– Tak? A ile to kosztuje?
– To sprzedaż wysyłkowa, na raty. Więc w zasadzie za darmo. – Mama się uśmiechnęła.
Noah wbił w nią wzrok. Dostawca elektryczności przeniósł ich na taryfę na kartę z powodu zaległych rachunków, komornicy słali ostrzegawcze pisma, właśnie sprzedali stół z jadalni, ale tak, wciąż było za co kupić jakiś głupi rower. Noah klasnął w drwiącej radości.
– O! To cudownie być bogatym! Mmm! La, la, la! Może wykąpiemy się w płynnym złocie, a potem zabierzemy kucyka na narty. Co ty na to, mamo?
– Noah, chodzi o to, żebyśmy mogli z twoim tatą odnaleźć się na nowo w związku. Bo co mamy dzięki naszej relacji?
– Ja mam mdłości – podsunął Noah.
– Silną i stabilną rodzinę – powiedziała mama z rozmarzeniem malującym się na twarzy. – I tym właśnie teraz jesteśmy. Silną i stabilną rodziną, w której każdy się kocha i wspiera. Więc, proszę, okaż nam wsparcie.
– Co za beznadzieja – mruknął pod nosem Noah, miotając się po kuchni w poszukiwaniu pomysłów na pięciodaniowe menu degustacyjne. – Co za samolubna, złośliwa, koszmarna wywłoka… – Stanął na palcach i otworzył najwyższą szafkę, żeby w tej samej chwili trafiła go paczka soczewicy, którą jego matka kupiła zeszłego lata, gdy stała się weganką na dwanaście godzin.
– Nie czekaj na nas! – zawołała mama od drzwi wejściowych.
Noah kopnął soczewicę w kąt. Miał nadzieję, że udławią się swoim randkowym kurczakiem korma. Otworzył kolejną szafkę i znalazł opakowanie puddingu toffi. Okej, to już ma deser. Wyjął z lodówki karton mleka, który jakimś cudem nie był przeterminowany, wlał je do miski z proszkiem i zaczął ubijać.
– Nieźle działasz tym nadgarstkiem! – wyszczerzył się Mick, zjawiając się w kuchni, już ubrany do wyjścia w dżinsy i kurtkę.
Noah przewrócił oczami i skupił się na pracy.
– Napakowałeś tę prawą rękę, nie?
Upuścił trzepaczkę.
– Coś jeszcze? Może daj sobie spokój z tymi dowcipami o masturbacji, dobra?
Mick popatrzył na niego.
– Wow. Jeśli taką masz metodę na walenie konia, to chyba musimy porozmawiać.
– Zamknij się. Co ty tu jeszcze robisz?
– Biorę sobie piwko na drogę – wyjaśnił Mick, otwierając lodówkę.
Noah skrzywił się i wrócił do trzepaczki.
– Powoli, stałe tempo – powiedział Mick, otwierając sobie piwo po drodze z kuchni. – Nie ma po co się spieszyć. Na spokojnie. Naciesz się tym.
Noah usiłował zdusić wściekłość, dopóki nie usłyszał, jak drzwi wejściowe zatrzaskują się za Mickiem. Odetchnął. Dobra. Teraz może się całkowicie skupić na tej wystawnej kolacji. Uznał, że ubita mieszanka jest wystarczająco gęsta, i wynalazł cztery naczynia, w których zaserwuje „deser”. Będzie musiał poprzestać na filiżance, dwóch kieliszkach do wina i kubku z napisem „Kocham Scunthorpe”. Znalazł resztkę wiśni i zlał je pod gorącą wodą, żeby usunąć lekki puszek pleśni, po czym ułożył po jednej na każdej porcji. Ku swojej radości odkrył też opakowanie kolorowej posypki do ciast, którą ozdobi pudding przed samym podaniem. Voilà! Deser gotowy.
Daniem głównym miała być, dzięki uprzejmości „koleżki” jego taty, wielka ryba, obecnie spoczywająca w szufladzie lodówki. Noah nie wiedział, co to za morski potwór, chyba dorsz albo coś podobnego. Ten „koleżka” najwyraźniej wyłowił tę rybę podczas wypadu nad jakiś zbiornik i ofiarował ją tacie, który następnie zapewnił Noaha, że zwierz ma „najwyżej parę dni” i „pewnie jest wciąż okej”. „W porządku”. Co jednak nie było w porządku, to paciorkowate, szkliste oko bestii śledzące Noaha, gdy ten próbował wykombinować, jak wyfiletować i poporcjować rybę, aż wreszcie uznał, że lepiej będzie ją upiec z ziołami w całości w folii aluminiowej… No, z jakimś oregano, które znalazł w szafce, „najlepiej spożyć przed rokiem 1998”, ale wyglądało zjadliwie. Był prawie pewien, że widział tak przyrządzoną rybę w MasterChefie. Gdy doda do tego ziemniaki i groszek, będzie to jego „podejście” do klasycznej brytyjskiej smażonej ryby z frytkami – co było niesamowicie błyskotliwe.
Ustawił temperaturę w piekarniku.
PSTRYK.
Noah zamarł. Wszystko się wyłączyło. Światło. Piekarnik. Kolacyjna playlista, którą Noah ustawił i podłączył do starożytnych głośników taty…
– Nie, nie, nie, nie, nie – zajęczał.
Pewnie wykorzystali wszystkie środki na liczniku! Dupki!
Noah dotarł po omacku do salonu i zaczął grzebać pomiędzy poduszkami kanapy z nadzieją na odnalezienie jakiegoś zabłąkanego funta. Wyciągnął jedynie kawałek tosta, pięć opakowań po chipsach i biustonosz. Wyrzucił na podłogę ostatnią poduszkę z kanapy i oddychał ciężko w czarnej nicości. Nie ma mowy, że pozwoli, by to zdarzenie stanęło na drodze jednoczesnemu zaimponowaniu Harry’emu i przekonaniu Pierre’a, że nigdy nie zdoła dorównać Noahowi, a także udowodnieniu, że Harry i Pierre wcale się tak dobrze nie dogadują. Przynajmniej nie w trakcie trwania proszonej kolacji.
Nie, kolacja się odbędzie.
Przedstawienie musi trwać dalej.
– Dobry wieczór, mili goście! – powiedział Noah, gdy stanął w drzwiach wejściowych przed Harrym i Pierre’em.
Był w szarej bluzie od Harry’ego. To przebiegłe posunięcie miało subtelnie zasygnalizować Pierre’owi, że Noah i Harry są jak najbardziej razem. To by zadziałało, gdyby Pierre był w stanie zobaczyć tę bluzę.
– Wchodźcie, proszę. Kolacja jest prawie gotowa. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ten celowo dobrany poziom oświetlenia, żeby wprowadzić pożądaną atmosferę.
Noah zaprosił gości do salonu, gdzie poustawiał baterię podgrzewaczy oraz pomarańczę z ponabijanymi świeczkami urodzinowymi, żeby choć minimalnie rozjaśnić totalną ciemność.
– Nastrój na pewno się zrobił – skomentował Pierre i udał, że porusza się po omacku w ciemnościach. – O, co to? Poduszka?
– Hej! – zachichotał Harry.
– O! – odparł Pierre. – Przepraszam. Wydawało się bardzo jędrne i sterczące.
– No dobra – powiedział Noah, chcąc ruszyć z kolacją.
Ale Pierre